Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagają umrzeć

Urszula Ludwiczak
– Dopiero tu widać, że każdy dzień jest piękny, że człowiek niepotrzebnie znajduje sobie problemy, które tak naprawdę są mało istotne – mówi dr Agnieszka Wargocka, wolontariuszka białostockiego hospicjum Dom Opatrzności Bożej.
– Dopiero tu widać, że każdy dzień jest piękny, że człowiek niepotrzebnie znajduje sobie problemy, które tak naprawdę są mało istotne – mówi dr Agnieszka Wargocka, wolontariuszka białostockiego hospicjum Dom Opatrzności Bożej.
Choć w hospicjum nie rozmawia się o śmierci, ona jest tu na co dzień. Nie każdy wytrzymuje związane z tym emocje... Na szczęście, są osoby, które zupełnie bezinteresownie przychodzą tu, by pomóc innym przejść na drugą stronę.

Lekarzy - wolontariuszy jest w hospicjum około 20. Wśród nich kierujący domem dr Tadeusz Borowski-Beszta. Ale podopieczni hospicjum mogą też liczyć na kilkudziesięciu innych wolontariuszy, spoza świata medycznego. Ci, zdawałoby się, obcy ludzie codziennie przychodzą do nich porozmawiać, wysłuchać, potrzymać za rękę. Albo usmażyć placki. A przede wszystkim pomóc w przejściu "na drugą stronę".

Tu śmierć jest na co dzień

Białostockie Hospicjum Dom Opatrzności Bożej to dzieło lekarzy, którzy w 1987 r. zawiązali Towarzystwo Przyjaciół Chorych. - Chcieliśmy wzorem Krakowa otworzyć u nas hospicjum stacjonarne - opowiada dr Tadeusz Borowski-Beszta. - Nic takiego tu nie funkcjonowało, a potrzeby były.

Jestem lekarzem, psychiatrą, miałem w swoim życiu zawodowym wiele do czynienia z tymi, którzy potrzebowali pomocy. Człowiek u kresu swego życia powinien czuć się bezpiecznie, czuć obecność innych osób. Dlaczego mielibyśmy go tego pozbawiać? Każdy z nas może znaleźć się w tej sytuacji.

U dr. Borowskiego ciągle żywe są wspomnienia sprzed lat, gdy umierał jego dziadek.
- Byłem wtedy dzieckiem, mogłem się przyglądać temu, co się działo. Dziadek nie miał żadnej opieki. Może to też zaważyło na moim wyborze takiej drogi - zastanawia się.
Przez pięć pierwszych lat TPCh opiekowało się chorymi w domach. W 1992 r. powstało pierwsze, niewielkie hospicjum stacjonarne przy ul. Świętojańskiej w Białymstoku. A 10 lat później, większe na Sobieskiego. Początkowo niemal wszyscy pracownicy byli wolontariuszami.

Z czasem udało się zatrudnić niezbędny personel na etaty. Ale nadal hospicjum działa w dużej mierze dzięki wolontariuszom i ludziom dobrej woli. Opiekują się chorymi, sprzątają, gotują, pomagają w rozbudowie placówki, bo 20 miejsc, którymi dysponuje, to zdecydowanie za mało, jak na potrzeby miasta i powiatu.
Choć w hospicjum nie rozmawia się o śmierci, ona jest tu na co dzień. Nie każdy wytrzymuje związane z tym emocje. Ale, na szczęście, tych, którzy chcą pomagać, nie brakuje. Chociaż cały czas potrzebni są kolejni chętni. - Ideałem byłoby, gdyby każdy nasz podopieczny mógł codziennie porozmawiać czy pobyć z kimś, kto jest tylko dla niego - mówią pracownicy hospicjum.

Odzyskałam radość życia

Wolontariuszem może zostać każdy, kto czuje taką potrzebę i siłę. Bo to powinien być wybór konsekwentny, na dłuższy czas. Trzeba widzieć w tym głębszy sens.
- Przez 40 lat praktykowałam jako lekarz pediatra - opowiada dr Agnieszka Wargocka, wolontariuszka z hospicjum. - Bardzo lubiłam swoją prace, kontakt z pacjentami. Osiem lat temu przeszłam na emeryturę. Nie chciałam tak od razu przestać pracować... Myślałam o hospicjum dla dzieci, ale u nas jest tylko hospicjum domowe, trzeba mieć środek transportu. To było dla mnie pewne utrudnienie. Postanowiłam przyjść do hospicjum dla dorosłych. W końcu każdy z nas, niezależnie od wieku, wymaga dużo serca, bliskości.

Ale dr Wargocka przy ul. Sobieskiego pojawiła się dopiero po 4 latach od chwili przejścia na emeryturę. - Wydarzyło się u mnie dużo trudnych zdarzeń, walczyłam ze sobą. Nie chciałam przynosić do hospicjum swego smutku, łez, żalu czy rozterek. Dlatego odczekałam, aż będę gotowa. Przyszłam 4 lata temu i zostałam. Przychodzę tu trzy razy w tygodniu na 3-4 godziny - opowiada.

Dr Wargocka bada, zmienia opatrunki, uśmierza ból, ale też po prostu jest ze swoimi podopiecznymi. - Rozmawiam z nimi, pocieszam rodziny - mówi. - W hospicjum paradoksalnie odzyskałam radość życia. Bo dopiero tu widać, że każdy dzień jest piękny, że człowiek niepotrzebnie znajduje sobie problemy, które tak naprawdę są mało istotne. A ja teraz budzę się rano i cieszę się, że się zbudziłam, że jest nowy dzień.

Jeśli są placki, to mamy wtorek

Alina Fiłończuk-Danilczuk pomaga w hospicjum od 6 lat. - Zaczęłam tu przychodzić, gdy zachorował mój mąż - opowiada kobieta. - Czułam taką potrzebę. Mąż miał białaczkę, ale nie był w hospicjum. Mąż zmarł, ja przychodzę tu już 6. rok, co wtorek. Zawsze robię wtedy kolację - placki z jabłkami. Ugotuję, posprzątam, pozmywam. Pomagam nakarmić naszych podopiecznych, rozmawiam. Przychodzę tu tylko raz w tygodniu, ale pensjonariusze, którzy są u nas dłużej, wiedzą, że jak wtorek, to będą placuszki na kolację.

Pani Alina przyznaje, że na początku było jej bardzo ciężko: - Ale teraz zdaję sobie sprawę, że każdy odejdzie - mówi. - A najważniejsze, aby odbywało się to godnie, w dobrych warunkach, w towarzystwie kogoś bliskiego. Najbardziej przykre jest, gdy umiera osoba samotna.

Swoim podopiecznym hospicjum oferuje nie tylko opiekę medyczną czy pielęgniarską, uśmierzenie bólu fizycznego, ale przede wszystkim pomoc psychiczną i duchową. Często pracownicy zastępują nieobecną rodzinę.
-- Człowiek cierpi nie tylko z powodu bólu fizycznego - mówi dr Borowski. - Ale też tego psychicznego, duchowego. Gdy robi bilans życia, rozrachunek z samym sobą... To nieraz wielkie dramaty. Staramy się pomagać przez to przejść.
Każdy po latach pracy w hospicjum inaczej spogląda na śmierć. - To nie jest jakaś czarna dziura, ale przejście do kolejnego etapu egzystencji, jakiejś innej perspektywy - mówi dr Borowski. - Ja w to wierzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna