Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porodów w bielskim szpitalu nie będzie do odwołania

azda
Duży napis „Szpital przyjazny dziecku” brzmi teraz jak ponury żart. Tuż przed zamknięciem ginekologii bielski szpital starał się o akredytację i kolejny chwalący szpital certyfikat
Duży napis „Szpital przyjazny dziecku” brzmi teraz jak ponury żart. Tuż przed zamknięciem ginekologii bielski szpital starał się o akredytację i kolejny chwalący szpital certyfikat azda
Tak wygląda przyjazne podejście szpitala do dzieci i mam. Zamyka porodówkę, ginekologię i oddział noworodkowy

Bielski szpital nad wejściem ma ogromny napis „Szpital przyjazny dziecku”, ale od piątku jest zamknięty dla kobiet w ciąży i noworodków oraz pań z problemami ginekologicznymi.

Oficjalnie oddział ginekologiczny i położniczo-noworodkowy został zamknięty z powodu remontu. Taka informacja w poniedziałek pojawiła się na stronie internetowej szpitala oraz na drzwiach oddziału i „poradni K” przy ul. Jagiellońskiej. Tylko, że remont trwa już od półtora roku. To przez niego oddział został zmniejszony do jednej trzeciej. Od jakiegoś czasu badania KTG i EKG ciężarnych odbywały się w - dostosowanej - łazience. Zdarzało się, że na jedynej sali operacyjnej odbywało się kilka porodów na raz. Rodzące kobiety oddzielone były od siebie jedynie parawanami. Na oddziale czuć było pył i słychać było hałasy remontu.

Po ponad roku remontu oddział został zamknięty
Ale dopiero teraz z dnia na dzień pojawia się informacja o tym, że oddział jest zamknięty.

- Miałam spore szczęście, bo przed tygodniem miałam cesarkę, a w ostatni piątek przyszłam na badania słuchu swego nowo narodzonego synka - mówi jedna z pacjentek. - Zobaczyłam już pakujących się lekarzy i zapłakane pielęgniarki. Badanie jeszcze zrobiły. Współczuję jednak przyszłym mamom, które pewnie nie wiedzą, gdzie się teraz podziać.

W piątek dyrekcja szpitala zorganizowała zebranie dla personelu oddziału z informacją, że od przyszłego tygodnia do pracy przychodzić nie muszą.

Gdy próbowaliśmy dopytać Bożenę Grotowicz, dyrektor szpitala o powody tak nagłej decyzji, odpowiedziała nam tylko, że to z powodu opóźnień w remoncie wykonawca poprosił o zamknięcie oddziału. Oddział, jak podkreśliła nie został zamknięty, tylko zawiesił działalność do końca października.

Wydaje się to dziwne, bo żadna instytucja nie pozawala na to, by remont budynku prowadził do tak nagłego przerwania działalności. A tym bardziej szpital, do którego zgłasza się setki kobiet w ciąży lub z „kobiecymi problemami”. Przecież tu chodzi o zdrowie i życie kobiet oraz dzieci.

Opiekę nad pacjentkami oddziału bielskiego szpitala przejęły szpitale w Hajnówce, Siemiatyczach i Białymstoku. Ale na bielskiej ginekologii robiono więcej operacji rocznie niż na hajnowskiej i siemiatyckiej razem wziętych. Przejęcie tylu pacjentek to spore obciążenie.

Pomimo że dyrektor nie chciała o tym mówić, dowiedzieliśmy się, że problemem szpitala jest nie tylko remont. Dużo poważniejszy jest problem kadrowy. Opowiedział nam o nim były ordynator oddziału ginekologicznego doktor Jarosław Śliwko.

- Przede wszystkim chciałbym w imieniu swoim i personelu przeprosić wszystkie pacjentki za wszelkie niedogodności, które spotkały je w czasie trudnego okresu funkcjonowania oddziału jak i z powodu jego zamknięcia - mówi. - Wiem, że po szpitalu i nie tylko rozsiewane są plotki o tym, że to ja doprowadziłem do zamknięcia oddziału. Zresztą podobne słowa usłyszałem też od dyrekcji. Ale to nie prawda! Robiłem co mogłem, by pomimo polowych warunków oddział ten funkcjonował jak najlepiej, a pacjentki miały jak najlepsze warunki. Ale niestety dyrekcja w tym nie pomagała.

Dyrektor: Po co mówić o problemach

Problemy spowodowane przeciągającym się remontem szpitala i budową oddziału kardiologii pokryły się z utratą dwóch specjalistów na oddziale.

W listopadzie po chorobie zmarł doktor Bogusław Madejski. Zaraz po tym odeszła z oddziału doktor Andrejuk. Wraz z doktorem Śliwko od lat byli oni „koniami pociągowymi” całego oddziału. Andrejuk z oddziału odeszła, bo - jak twierdzi Śliwko - trudno jej było odnaleźć się po śmierci wieloletniego kolegi.

- Całą nasza trójka pracowała ze sobą od lat, przyjaźniliśmy się - mówi były ordynator. - Po śmierci Bogusława Wioletta jakoś nie mogła pogodzić się z sytuacją i w końcu odeszła. Był to dla mnie spory cios jako jej kolegi, ale i szefa oddziału.

Śliwko zaczął szybko szukać lekarzy do oddziału. Udało mu się ściągnąć do współpracy dr Ewę Bibik, pracowała tu też dr Elżbieta Kowalczyk. Ale jak na tak obłożony oddział to było za mało. Proponował dyrekcji przyjęcie jeszcze jednego doświadczonego lekarza z Białegostoku, ale mu odmówiono, bo nie miał on najlepszej opinii. Kolejnego młodego lekarza też nie przyjęto.

Dyrekcja ściągnęła inną młodą adeptkę ginekologii, ale ta po jednym dniu zrezygnowała. Śliwko z racji braków kadrowych poinformował, iż chce zamknąć poradnię dla kobiet w Brańsku. Dzięki temu nieliczni lekarze zamiast dyżurować w Brańsku byliby dostępni na oddziale. A w brańskiej poradni i tak nie było nawet podstawowej aparatury, więc pacjentki na badania musiały jechać do Bielska. Ale od dyrekcji usłyszał, że nie ma takiej opcji.

- Decyzję o zamknięciu poradni w Brańsku podjąłem po tym, jak kiedyś będąc tam na dyżurze zostałem wezwany do nagłej operacji, w której musiałem uczestniczyć - wspomina doktor. - Starałem się dojechać do bielska najszybciej jak mogłem. Jak na złość akurat rozpoczął się remont przejazdu i utknąłem w korku. Na operację zdążyłem w ostatnim momencie. Udała się. Zarówna matka jak i dziecko wyszli z niej w dobrym stanie. Ale nie chciałem więcej tak ryzykować.

Śliwko już od końca ubiegłego roku mówił dyrekcji problemach ze skompletowaniem składu do przeprowadzenia operacji. Gdy jego apele pozostawały bez echa, zaczął słać pisma i do dyrekcji i do starostwa. W jednym z nich prosił o przeniesienie poradni dla kobiet z ul. Jagiellońskiej z powrotem do szpitala, dzięki czemu w razie potrzeby lekarze byliby pod ręką. Skarżył się też, że w poradni notorycznie psuł się aparat USG. Koszty jego naprawy przewyższały już cenę zakupu nowego. Na przeniesienie poradni zgody nie dostał.

- Wiele razy było mi po prostu wstyd przed pacjentkami, że nie mogę im wykonać badania, a jest one przed porodem bardzo ważne - mówi doktor.

W trosce o pacjentki, często radził im poród w innych szpitalach lub klinikach.

W jednej z odpowiedzi od dyrekcji przeczytał jedynie, opryskliwe sformułowania, że to on jest odpowiedzialny za organizację pracy na oddziale i szukanie specjalistów, i w ogóle niepotrzebnie wysyła do dyrekcji i starostwa jakiekolwiek pisma.

- Ale przecież to nie ja podpisuję umowy z pracownikami. Zapraszałem tu kogo się da, ale na decyzję dyrekcji nie miałem wpływu - mówi Śliwko. - Proponowane przeze mnie osoby pracują już w innych szpitalach. A ja w pewnym momencie pracowałem po 6 dni z rzędu. Trwanie w takiej sytuacji zagrażało przede wszystkim pacjentom. A skoro dyrekcja uważała, że sobie nie radzę, to mogła mnie sama zwolnić lub pozwolić odejść.

W pewnym momencie Śliwko złożył wymówienie, ale dyrekcja go nie przyjęła. Podobnie zresztą było w przypadku doktor Kowalczyk. O sytuacji na oddziale powiadomił sanepid i wojewódzkiego konsultanta ds. położnictwa i ginekologii. W jednym z pism informował, że właśnie skończył ponad 70-godzinny dyżur, a przed sobą ma perspektywę kolejnych ponad 90 godzin w pracy. Tak pracować, a tym bardziej operować, przecież nie można.

... I wtedy dyrekcja podjęła decyzję o zamknięciu oddziału.

- Co ciekawe dyrekcja w piątek 19 sierpnia zorganizowała spotkanie tylko z położnymi i pielęgniarkami. Ja dopiero od nich dowiedziałem się o zamknięciu oddziału - mówi Śliwko. - Wziąłem w worek na śmieci kilka rzeczy i wróciłem do domu po samochód. Wezwanie do podpisania rozwiązania umowy podpisałem na szpitalnym parkingu, gdy przyjechałem po resztę rzeczy.

Dla personelu decyzja o zamknięciu nie była zaskoczeniem. Śliwko już wcześniej ostrzegał pracowników o takiej możliwości. Choć chyba nikt nie spodziewał się, że nastąpi to tak nagle.

Gdy spytaliśmy panią dyrektor o problemy kadrowe na oddziale ginekologicznym, odpowiedziała, że nie różnią się one od tych na innych oddziałach.

Coś w tym jest, bo według naszych nieoficjalnych informacji także specjaliści z innych oddziałów skarżą się na warunki pracy i relacje z dyrekcją. Niektórzy noszą się z zamiarem odejścia. Na razie wiążą ich dość niekorzystne umowy ze szpitalem, ale gdy z końcem roku one wygasną, problemy mogą skończyć się tak jak na ginekologii...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna