Poseł Palikot przeprasza

Wiceszef klubu PO Janusz Palikot zadeklarował, że podda się każdej karze, jaką wyznaczy mu zarząd Platformy za obrazę Radosława Sikorskiego.
Palikotowi najprawdopodobniej grozi zwykłe upomnienie lub nagana za wpis na blogu, w którym nazwał Radosława Sikorskiego "kandydatem PO-PiS-u, a nawet PiS-u". Tak przynajmniej twierdzi Bronisław Komorowski.

Kajał się od rana
Komisja odpowiedzialna za przebieg prawyborów w PO zarekomendowała w środę zarządowi partii wyciągnięcie konsekwencji dyscyplinarnych wobec Palikota za obrazę Sikorskiego. Komisja nie wskazała, o jaką karę może chodzić. Jednak zgodnie ze statutem PO, karą dyscyplinarną może być upomnienie, nagana, zawieszenie w prawach członka partii, a nawet wykluczenie z partii.

- Nie sądzę, żeby to było niezbędne w tej sytuacji - zaznaczył Komorowski. - Największą karą dla Janusza Palikota jest to, co się wydarzyło. Myślę, że on ma świadomość, że mógł najbardziej zaszkodzić osobie, którą, jak słyszę, najbardziej popiera, czyli mnie - dodał marszałek Sejmu. Podobnie myśli też sam zainteresowany.

- Uważam, że jakaś poważniejsza kara byłaby nieproporcjonalna wobec tego, co się wydarzyło. Ale każdą karę zaakceptuję - zapewnił Palikot.
Wiceszef Platformy od samego rana w czwartek kajał się za skandal, który wywołał. Obiecał, że do samych prawyborów, czyli do 24 marca, w ogóle nie będzie się już wypowiadał na temat kandydatów swojej partii w wyborach prezydenckich.

Skandal goni skandal
Nie obyło się jednak bez kolejnej afery. W porannym programie RMF FM Palikot poinformował, że Bronisław Komorowski wstawił się za nim u samego Donalda Tuska.

- Powiedział premierowi, że jeżeli wyrzuci mnie z partii, on wycofa się z prawyborów - twierdził poseł PO.
Bronisław Komorowski zdementował jednak te słowa. - Nie potwierdzam takiej informacji, znam ją tylko z przekazu Palikota. Nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego z prawdą - skomentował.