Poseł zachęca do głosowania: Europarlamentarzysta by się nam przydał

Na specjalnej konferencji prasowej suwalski poseł PiS podsumował swoją kampanię do europarlamentu. Jak informowaliśmy, do kandydowania się nie palił. Zgodę wymógł na nim sam Jarosław Kaczyński. Zieliński zastrzegł jednak, że w takim razie chce być na ostatnim, dziesiątym miejscu listy.

W trakcie kampanii doszedł do wniosku, że skoro już kandyduje, to powinien osiągnąć jak najlepszy wynik. Zainwestował więc w plakaty, odbył też wiele spotkań zarówno na terenie województwa podlaskiego, jak i warmińsko-mazurskiego.

- Chciałbym, aby ludzie oceniali kandydatów nie przez pryzmat składanych obietnic, lecz tego, co dane osoby już dokonały - mówi.

Leszek Dec, sejmikowy radny PiS, dodaje, że pojawiła się duża szansa, by eurodeputowanym została osoba na stałe mieszkająca w naszym regionie. To ważne, bo eurodeputowani mijającej kadencji na Suwalszczyźnie nie pojawiali się praktycznie w ogóle. Przez pięć lat Jacek Kurski, który najpierw reprezentował PiS, a potem Solidarną Polskę był tu trzy razy. Natomiast Krzysztofa Liska z PO nikt nigdy w tej części kraju nie widział.
A mający liczne związki z regionem europoseł, to bardzo ważna sprawa. W Brukseli wiele bowiem można załatwić.

- Taka osoba musi znać realne problemy swojego elektoratu - mówi z kolei Tadeusz Szymańczyk, były radny PiS, prezes Międzyzakładowej Spółdzielni Mieszkaniowej.
To, ilu swoich przedstawicieli w europarlamencie będą mieli mieszkańcy województw podlaskiego i warmińsko-mazurskiego zależy ostatecznie od frekwencji. Jeśli będzie na podobnym poziomie, jak w innych częściach kraju, otrzymamy dwa mandaty. Jeżeli liczba osób, które pójdą w niedzielę do urn będzie wyraźnie mniejsza niż gdzie indziej, możemy mieć w Brukseli tylko jednego przedstawiciela. Natomiast przy dużej frekwencji nawet trzech czy czterech.