Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radny przeżył, bo pił wiśniówkę

Piotr Ossowski
Radny Marek Sutnik nie boi się konsekwencji prawnych
Radny Marek Sutnik nie boi się konsekwencji prawnych P. Ossowski
Marek Sutnik, miejski radny, który cudem przeżył feralne polowanie na kaczki, uważa, że uratował go... wypity alkohol.

Zapalony myśliwy wybrał się z kolegą na polowanie na kaczki i o mało nie przypłacił tego życiem! Może mieć jednak poważne kłopoty, ponieważ był pijany. Sam radny nie obawia się konsekwencji.

Nie ukrywa, że pił, ale wcale tego nie żałuje. Mało tego! Uważa, że może właśnie rozgrzewającej wiśniówce w piersiówce zawdzięcza życie!

O sprawie pisały już ogólnopolskie media. Jako pierwsi przedstawiamy wersję wydarzeń samego zainteresowanego.

- Płynęliśmy pożyczoną łódką. W pewnym momencie zaczęła nabierać wody. Na szczęście jedna komora kadłuba była szczelna. Dlatego skąpaliśmy się, ale o własnych siłach dopłynęliśmy do brzegu. Nieprawdą jest, że ktoś nas uratował - twierdzi Sutnik. - Co nie zmienia faktu, że uszkodzoną łódką spłynęliśmy w dół rzeki około 500 metrów. W wodzie spędziliśmy 40 minut. Na brzegu byłem przeraźliwie zziębnięty! W pewnym momencie nawet zemdlałem!

Marek Sutnik nie zaprzecza, że pił alkohol.

- Miałem ze sobą wiśniówkę w piersiówce. Kiedy się skąpaliśmy, a potem już na brzegu, piliśmy ją - przedstawia swoją wersję wydarzeń miejski radny. I dodaje: - Kto wie, czy nie to nas uratowało?

Na polowanie bez broni

Jednemu z myśliwych, Andrzejowi Z., policja przedstawiła zarzut dotyczący zagubienia broni.

Marek Sutnik takiego zarzutu nie usłyszy, ponieważ na feralne polowanie... nie wziął ze sobą strzelby. Laikowi może się wydawać, że to co najmniej dziwne, żeby zapalony myśliwy wybrał się na kaczki bez broni. Zapewne tak samo myśleli policjanci, ponieważ zaraz po fatalnym wypadku zażądali, żeby radny pokazał im swoją broń.

- Z komendy pojechaliśmy do mnie do domu. Pokazałem funkcjonariuszom moją broń, którą jako myśliwy mam oczywiście legalnie zarejestrowaną - mówi Marek Sutnik. - Proszę mi wierzyć, nie ma w tym nic dziwnego, że nie wziąłem jej ze sobą na to polowanie. Pasja myśliwska pasją, ale jest jeszcze rozsądek. Gdybyśmy z jednej łódki strzelali obaj do kaczek, byłoby to po prostu bardzo niebezpieczne - tłumaczy.

Niezależnie jednak od wątku broni, feralna przygoda myśliwych będzie miała jeszcze swoje prawne konsekwencje.

Radny cieszy się, że żyje

- Sprawa jest wielowątkowa, mamy do czynienia ze złamaniem zapisów kilku
ustaw, dlatego decyzje procesowe w tej sprawie nie zapadają natychmiast - tłumaczy Janusz Pawelczyk, szef ostrołęckiej policji.

Najpoważniejsze z tych przekroczeń to polowanie pod wpływem alkoholu. To, że obaj myśliwi pili wiśniówkę już po tym jak znaleźli się w wodzie, to wersja radnego.

Czy policja da mu wiarę?

- Nie wiem co zrobi policja, ale myślę, że z całej sprawy robi się niepotrzebną sensację. Ja przede wszystkim cieszę się, że żyję. To była naprawdę niebezpieczna przygoda - mówi Marek Sutnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna