Jeśli ktoś spodziewał się widoku Sandomierskiego z lampką szampana w dłoni czy noszonego w glorii chwały na barkach kolegów, mocno się zdziwił. Oto rekordzista z pokorną miną taskał z szatni bidony i walizy wypchane sportowym sprzętem.
- Takie są u nas reguły. Jestem najmłodszy w drużynie i to zadanie należy do moich obowiązków - uśmiecha się Sandomierski. - Jak więc widać "sodówka" mi nie grozi.
Zresztą, Grzesiek spokojnie podchodzi do swojego osiągnięcia. - Naprawdę nie liczyłem minut brakujących do rekordu. Dla mnie były dzisiaj ważniejsze rzeczy. Po pierwsze, oczywiście, zwycięstwo. Bardzo chcieliśmy zdobyć trzy punkty. Po drugie, z trybun oglądała mnie cała moja rodzina: mama, kochana siostra, tato i wujek chrzestny. Cieszę się, że zobaczyli mnie w wygranym meczu - opowiada Sandomierski.
Humor naszemu bramkarzowi zmąciła jedynie kontuzja, jakiej nabawił się wychodząc obronną ręką z pojedynku sam na sam z Michałem Chałbińskim. W niedzielę Sandomierskiego czekało badanie USG nogi. - Mam nadzieję, że uraz nie jest poważny - dodaje zawodnik Jagi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?