Traktorzysta tak się rozpędził, że wjechał na linę podtrzymującą maszt. Ten się rozleciał. I choć pojawiły się wątpliwości, czy konstrukcja nie jest samowolą budowlaną, traktorzysta będzie musiał oddać firmie ubezpieczeniowej blisko 60 tys. zł.
Mężczyzna orał pole w okolicach Olecka. Niedaleko tego miejsca stał się maszt, na którym było zamontowane urządzenie do pomiaru siły wiatru. Jedna z firm przymierzała się bowiem do postawienia w tym miejscu wiatraków. To ona wystąpiła do zakładu, w którym ubezpieczony był ciągnik o zrekompensowanie strat. A to prawie 60 tys. zł. Pieniądze zostały wypłacone.
Niedługo potem ubezpieczyciel zażądał zwrotu całej kwoty od traktorzysty, który, jak się okazało, był pod wpływem alkoholu.
Sprawa trafiła do sądu w Olecku. Ten uznał jednak, że wystarczy, jak kierowca odda 40 tys. zł. Powód? Maszt był, zdaniem biegłego, samowolą budowlaną. Jednocześnie przy konstrukcji nie znajdowało się żadne, chroniące ją ogrodzenie. Można więc było liny nie zauważyć.
Od tego rozstrzygnięcia ubezpieczyciel się jednak odwołał do Sądu Okręgowego w Suwałkach. Tutaj wyrok zmieniono. Sędziowie doszli do wniosku, że skoro ktoś jeździ po pijanemu tam, gdzie jeździć nie powinien, to nie ma żadnego znaczenia, czy niszczy samowolę budowlaną, czy też obiekt postawiony legalnie i czy jest tam ogrodzenie, czy go nie ma.
Rozstrzygnięcie suwalskiego sądu jest już prawomocne. Traktorzysta musi więc pieniądze oddać.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?