Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rumunia: W krainie Drakuli (zdjęcia)

Dorota Biziuk [email protected]
Obrazek z rumuńskiej prowincji. Kiedy brakuje koni mechanicznych, zawsze można liczyć na te żywe. Grunt to mieć bujną wyobraźnię.
Obrazek z rumuńskiej prowincji. Kiedy brakuje koni mechanicznych, zawsze można liczyć na te żywe. Grunt to mieć bujną wyobraźnię. Grzegorz Otoka
Pokonali 4,5 tys. kilometrów. Zużyli blisko 400 litrów paliwa. W ciągu tygodnia zrobili tysiące zdjęć. Tak wyglądała wyprawa do Rumunii trzech podlaskich fotografów - amatorów.
Grzegorz Otoka podczas wyprawy do Rumunii. Z tej podróży sokółczanin przywiózł prawie 2 tys. zdjęć.
Grzegorz Otoka podczas wyprawy do Rumunii. Z tej podróży sokółczanin przywiózł prawie 2 tys. zdjęć.

Grzegorz Otoka podczas wyprawy do Rumunii. Z tej podróży sokółczanin przywiózł prawie 2 tys. zdjęć.

Kojarzy się z pięknymi krajobrazami, ciekawymi zabytkami i… mrocznymi opowieściami o okrutnym księciu Drakuli. Co roku rzesze Polaków wybierają Rumunię jako cel swoich wakacyjnych wojaży.

Ostatni urlop spędzili tam również trzej Podlasianie. Oni jednak pojechali do tego kraju nie po, żeby zwiedzać i wygrzewać się na słońcu, a aby... robić zdjęcia.

Z przewodnikiem, ale bez planów

Żniwa w Rumunii
Żniwa w Rumunii

Żniwa w Rumunii

- Szukaliśmy egzotyki i starych klimatów - tłumaczy Grzegorz Otoka z Sokółki, jeden z trzech amatorów - fotografów z "rumuńskiej" ekipy.

Razem z nim do kraju Drakuli pojechał Ryszard Stasiewicz z Sokółki i Piotr Magnuszewski z Białegostoku. Grzegorz i Ryszard prowadzą firmę reklamową, natomiast Piotr jest dyrektorem jednej z białostockich szkół. Wszyscy pasjonują się fotografią.

Ryszard Stasiewicz już jakiś czas temu był w Rumunii. I teraz udało mu się przekonać kolegów, że to idealne miejsce do fotografowania.

Przyjaciele wyruszyli w trasę samochodem marki volvo, rocznik 2000.

- Od razu ustaliliśmy, że jakby co, to wszyscy zrzucamy się na naprawę auta - podkreśla ze śmiechem Grzegorz Otoka, właściciel volvo.

Zaopatrzeni w przewodnik, mapę, suchy prowiant, lodówkę turystyczną i oczywiście sprzęt fotograficzny, miłośnicy zdjęć jechali przez Słowację i Węgry aż dotarli do celu swojej podróży. Przez całą drogę omijali szlaki turystyczne.

- Urok tego wyjazdu polegał na tym, że nie robiliśmy żadnych konkretnych planów. Liczyła się spontaniczność - mówi Grzegorz.

Rumunia przywitała ich ponad 40-stopniowym upałem. Młodzi Podlasianie zaczęli szukać miejsca na nocleg.

- Ustaliliśmy, że będziemy spali w namiotach. Żadnych hoteli nie braliśmy pod uwagę. Chcieliśmy rozstawiać namioty nad jeziorami lub rzekami, żeby od razu mieć pod ręką "łazienkę" - opowiadają.

Zmęczeni wielogodzinną podróżą z Polski, rozbili namiot w pierwszym lepszym miejscu - na ściernisku. Nad ranem okazało się, że 50 metrów dalej było… piękne jezioro z krystalicznie czystą wodą.

Przydał się język migowy

Mieszkanka centralnej Rumunii chętnie pozowała do zdjęć fotografa, który przyjechał z dalekiej Polski. To jedno z ulubionych „rumuńskich” zdjęć Grzegorza
Mieszkanka centralnej Rumunii chętnie pozowała do zdjęć fotografa, który przyjechał z dalekiej Polski. To jedno z ulubionych „rumuńskich” zdjęć Grzegorza Otoki.

Mieszkanka centralnej Rumunii chętnie pozowała do zdjęć fotografa, który przyjechał z dalekiej Polski. To jedno z ulubionych "rumuńskich" zdjęć Grzegorza Otoki.

Cała trójka nie śpieszyła się z robieniem zdjęć. Najpierw chcieli oswoić się z nowym otoczeniem i poczuć klimat Rumunii. Były też pierwsze próby rozmów z napotkanymi ludźmi.

- Mówiliśmy trochę po angielsku, rosyjsku, polsku. Ale najbardziej przydał się język migowy. Miałem też napisaną na ręku ściągawkę podstawowych zwrotów po rumuńsku. Było tam zdanie, że "przyjechaliśmy z Polski, żeby fotografować wasz piękny kraj" - cytuje Grzegorz Otoka.

Podlasianie spotkali się z bardzo gościnnym przyjęciem. Mieszkańcy rumuńskiej prowincji chętnie dzielili się z nimi lokalnymi smakołykami. Chętnie pozowali też do zdjęć. Widok aparatu wywoływał uśmiech na twarzach. Niektórzy prosili o przesłanie fotografii na domowe adresy.

- Mieliśmy okazję przyjrzeć się, jak wygląda codzienne życie w rumuńskiej rodzinie. Widzieliśmy pracę pasterzy i rolników. Utrwaliliśmy to na zdjęciach - cieszy się Grzegorz Otoka.

W sumie przywiózł on z Rumunii 2 tysiące zdjęć. Zdecydowana większość to portrety starszych ludzi.

- Lubię fotografować twarze, na których widać życiową mądrość. Jeszcze jak kogoś takiego utrwali się na tle wspaniałego krajobrazu, to wychodzi piękne zdjęcie - przyznaje sokółczanin.

Na bezdrożach

Rumunia to kraj kontrastów. Obok luksusowych posiadłości stoją ubogie domy.

- Zdarzało się, że ludzie za pozowanie do zdjęć chcieli dostać jedzenie. Częstowaliśmy ich naszym polskim prowiantem. Nikomu nie odmówiliśmy - zaznacza Grzegorz Otoka.

Największym wyzwaniem, z jakim przyszło im się zmierzyć w ciągu trwającej tydzień wyprawy były rumuńskie bezdroża. Czasami zdarzały się odcinki, kiedy prędkościomierz na tablicy rozdzielczej volvo pokazywał 5 kilometrów.

- Najśmieszniejsze było to, że po pokonaniu koszmarnej drogi, wjeżdżało się na super nowoczesny most z tabliczką informującą o wybudowaniu tego obiektu z funduszy unijnych. Za mostem ponownie wjeżdżało się w rumuńską rzeczywistość - opowiada fotograf.

W jednej z mijanych wiosek zobaczyli też na drodze ciekawe zjawisko. Na ciągniętej przez konia furze stała... karoseria od osobowej dacii. W środku siedziało trzech panów, a przez przednią szybę były przerzucone lejce, tak, żeby bez problemu dało się kierować koniem!

- Rumunia ma fantastyczny klimat do robienia zdjęć! - podkreśla Grzegorz. - Przede wszystkim są tam mili ludzie oraz bajeczne krajobrazy. Poza tym Rumunia ma w sobie jakąś egzotykę.

Mieszkańcy z chęcią przyjmowali pomoc oferowaną przez Polaków. Któregoś dnia skorzystał z niej starszy rolnik, którzy z wielkim trudem układał na furze zebrane z łąki siano.

- My uwinęliśmy się z tą robotą błyskawicznie. Przy okazji zrobiliśmy kilka ciekawych zdjęć. I rolnik, i my byliśmy zadowoleni - podkreśla sokółczanin.

Do domu przez Mołdawię

Powrotna trasa prowadziła przez Mołdawię. Na fotografów - amatorów czekało tam kilka niespodzianek.

- Na granicy dostaliśmy mandat za brak winiety. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie korzystamy z autostrad. W przeliczeniu na złotówki zapłaciliśmy 250 złotych - wspomina Grzegorz.

Wizyta w Mołdawii nie była przypadkowa. Podlasianie chcieli zrobić krótki rekonesans i zobaczyć, jak wygląda ten zakątek Europy.

- Może kiedyś tam wrócimy - zapowiadają uczestnicy "rumuńskiej" wyprawy.

Ostatni etap podróży prowadził przez Ukrainę.

- Kiedy wróciłem do domu, byłem tak zmęczony, że zasnąłem podczas jedzenia zupy - wspomina ze śmiechem Grzegorz.

Wystawa? Być może

Kilka lat temu nasz rozmówca jeździł na zdjęcia do Tunezji.

- Tamta wyprawa była całkiem inna. Przede wszystkim były to zorganizowane warsztaty fotograficzne. Uczestniczyło w nich 15 osób. Gdybym miał porównać te dwa wyjazdy, to porównanie wyszłoby na korzyść Rumunii - podsumowuje Otoka.

Sokółczanin wyznaje zasadę, że nie jeździ dwa razy w to samo miejsce. Zatem teraz w planach ma inne zakątki świata. Kolejna wyprawa planowana jest w tym samym trzyosobowym składzie.

- Co się stanie ze zdjęciami z Rumunii? Na razie są w moim prywatnym archiwum. Muszą tam swoje odleżeć. Za jakiś czas może przyjdzie pora, żeby pokazać je na wystawie - zapowiada Otoka. - Jest takie powiedzenie, że "aby coś zobaczyć, trzeba nauczyć się to dostrzegać". Ta zasada dotyczy wielu dziedzin życia. Także robienia i oglądania zdjęć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna