Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rycerz nie ułomek, walczyć umie

Urszula Szewczyk [email protected]
Rycerz walczy, panna piwo za nim nosi – tak to było w średniowieczu i na chwilę także tydzień temu w Białowieży
Rycerz walczy, panna piwo za nim nosi – tak to było w średniowieczu i na chwilę także tydzień temu w Białowieży
Droga dla króla! - krzyczeli dworzanie z królewskiego orszaku, gdy król Jagiełło wkraczał dumnie do Białowieży na swym koniu.

W sobotę, 8 sierpnia, czas w puszczy cofnął się o 600 lat. Zbroja rycerska jest bardzo ciężka. Waży od 25 do 35 kilogramów - opowiada Jacek Gradoń, w tę sobotę rycerz jadący tuż przy królu. Należy do Drużyny Książęcej z Warszawy. Rycerzem jest od 13 lat. - Sam hełm waży około trzech kilogramów - dodaje.

Jacek był tylko jednym z wielu rycerzy, którzy gościli w Puszczy Białowieskiej. Przybycie króla Jagiełły, walki zbrojnych, zmagania łuczników na łukach wykonanych na wzór średniowiecznych, pokazy wykonywania glinianych naczyń, ozdób z bursztynu czy metalowych podków - to tylko niektóre z atrakcji towarzyszących zorganizowanej w ubiegłą sobotę imprezie "Polowanie króla Jagiełły". Odbyła się ona w Ośrodku Edukacji Leśnej Jagiellońskie w Białowieży.

Mikroklimat zbroi

W 1409 roku w Puszczy Białowieskiej odbyły się wielkie łowy. Zbierano zapasy na zbliżającą się bitwę pod Grunwaldem. Sobotnia impreza była 600. rocznicą tych polowań.

- Mało kto wie, że król Jagiełło był w Białowieży trzykrotnie - mówi Jacek Szymański, który podczas imprezy wcielił się w postać króla Jagiełły. Ma sporo takich historycznych pomysłów. Był już m.in. organizatorem inscenizacji bitwy pod Grunwaldem. - Stąd pomysł na przypomnienie polowania. Chcemy tą imprezą wypromować historię Polski i Białowieżę.

Najpierw na wielką polanę wjechał król. Potem rycerze stoczyli ze sobą trzy walki. Prezentowali królowi swoje umiejętności. W pojedynku pieszym walczyło dziesięciu rycerzy. Bili się zacięcie, uderzali mieczami z ogromną siłą.

- Staraliśmy się walczyć naprawdę - opowiada już po pojedynku rycerz o pseudonimie Ryba z Polskiego Ruchu Rycerskiego. Jest zmęczony, szybko oddycha. Nic dziwnego, walka w zbroi to nie lada sztuka. Nie przepuszcza ona bowiem powietrza. Współcześni rycerze mają na to własne określenie - ich zdaniem, zbroja... tworzy swój własny mikroklimat.

- Po bitwie można niemalże wylewać wodę z hełmu - opowiada Jacek Szymański.
- 10-12 stopni Celsjusza to najlepsza temperatura do walki w zbroi rycerskiej - dodaje Ryba.
Inny rycerz - Martin Garcia Dąbrowski - podkreśla, że aby dobrze walczyć, trzeba regularnie trenować. Minimum dwa razy w tygodniu ćwiczą odpowiednią postawę, kroki, sposoby trzymania miecza. Do tego wiele sparingów, czyli ćwiczebnych walk.

Po pieszej walce rycerzy odbył się pojedynek na koniach i turniej zmagań łuczników. W pierwszym etapie udział mógł wziąć każdy. W drugim walczyli już tylko najlepsi.

Napoić, nakarmić i ulepić garnek

Ale polowanie to atrakcja nie tylko dla silnych mężczyzn. Współczesnym rycerzom towarzyszyły damy. Ubrane w średniowieczne suknie, przewiązane w pasie sznurem, na głowach miały chusty, a na nogach skórzane buty. Poiły i karmiły swoich mężnych rycerzy. Były też średniowieczne "kobiety pracujące". W specjalnie powstałej osadzie garncarza 15-letnia Angelika Sidorkiewicz wykonała gliniane naczynie po raz pierwszy w życiu. Wszystko pod okiem Marty Wasilczuk, garncarki z 30-letnim doświadczeniem. Angelika przyjechała do puszczy aż z Londynu, aby - jak mówi jej mama - poznać historię Polski.

- Jednocześnie trzeba formować garnek i kręcić kołem. To nie jest takie proste - mówi Angelika.
W takich glinianych naczyniach niegdyś przechowywano zboże i gotowano potrawy. Co udowodniła podczas imprezy Hanna Lis - specjalistka w dziedzinie kuchni historycznej. Gotowała w nich nad ogniem pyszne starosłowiańskie potrawy. Przygotowała kapustę z grochem, żur i polewkę piwną. Każdy mógł ich spróbować. Ponadto Hanna Lis opowiadała o zwyczajach kulinarnych w średniowieczu.

- Królowa Jadwiga uwielbiała flaki. Nie da się ich jednak przyrządzić w cynowanym naczyniu, bo czarnieją - mówiła. - Dlatego też gotowano je w naczyniach glinianych.

U kowala... koni już nie kują

W sąsiedniej osadzie kowalskiej Andrzej Klejzerowicz wykonywał metalowe zawieszki, podkowy i groty.

- Kowal jest jednym z najstarszych zawodów świata, który nie uległ dużym modyfikacjom - mówi pan Andrzej. Kowalem, jak sam przyznaje, jest od dziecka. I kocha ten zawód, chociaż dziś raczej nikt koni do podkucia nie przyprowadza. Natomiast w osadzie bursztyniarzy wykonywane były ozdoby z bursztynu, a w powietrzu roznosił się zapach wędlin i serów sprzedawanych na stoisku obok.

- Przyjechałam tu z rodziną, aby odpocząć od miejskiego zgiełku - mówi Joanna Matwiejuk. - To jest cudowna impreza - dodaje. Do Białowieży przyjechała z mężem i 3-letnią córką. I doskonale się bawiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna