MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Są po prostu dla siebie stworzeni

Anna Perkowska, Emilia Matys, Iza Wysocka, Irena Poczobut
W naszym regionie rośnie liczba zawieranych małżeństw, spada za to liczba rozwodów
W naszym regionie rośnie liczba zawieranych małżeństw, spada za to liczba rozwodów opr graf. R. Mogilewski
Białystok. Miłość przychodzi i nagle ludzie stwierdzają, że chcą przeżyć ze sobą całe życie. Na dobre i na złe. Dzielić radości i smutki.

Najpierw trzeba ze sobą wytrzymać 50 lat, a potem to już jakoś leci? Taki przepis na udane małżeństwo zaleca Jerzy Klimko z Suwałk, który razem z żoną obchodzi w tym roku złote gody. Poznali się w pokoju nauczycielskim. Ona pracowała w ekonomiku przy Sejneńskiej w Suwałkach, on w technikum po przeciwnej stronie ulicy. Ich uczucie dojrzewało powoli.
- Pobraliśmy się po czterech latach znajomości - mówi pani Sławomira.
- Obyło się bez większych zawirowań - wspomina Jerzy Klimko. - Najdłużej nie odzywaliśmy się do siebie przez pół dnia. Dłużej moja żona by nie wytrzymała.
- W związku najważniejsza jest tolerancja. I wyrozumiałość - tłumaczy pani Sławomira.
Każde z małżonków ma swoje zainteresowania, odrębne życie zawodowe, a nawet własne... telewizory. Połączyła ich turystyka. Najpierw jeździli ze sobą na wycieczki rowerowe, potem przesiedli się na motocykl. A jak się dorobili, kupili skodę.
- Zjechaliśmy całą Europę - mówi pan Jerzy. - Nie byliśmy tylko w Grecji, Chorwacji i Finlandii. Ale jeszcze pojedziemy.
Od razu wpadła mi w oko
Marek i Żaneta Olszewscy z Ostrołęki są małżeństwem od pół roku. Szczęśliwym i zgodnym, ale na pewno nie standardowym. On porusza się na wózku inwalidzkim. 18 lat temu skoczył "na główkę" do wody. Został sparaliżowany od pasa w dół. Dziś ten 33-latek jest szefem działającego w Ostrołęce Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych, a w weekendy... zawodnikiem drużyny rugbistów.
Poznali się ponad dwa lata temu. Żaneta, absolwentka pedagogiki specjalnej, wspólnie z koleżankami chciała założyć lokalny oddział stowarzyszenia dla osób niepełnosprawnych w Ostrowi Mazowieckiej.
- Wiedziałyśmy, że Marek założył już podobną organizację w Ostrołęce - opowiada Żaneta. - Poprosiłyśmy go o radę.
- Żaneta od razu wpadła mi w oko - opowiada Marek. - Początkowo nie wierzyłem, że taka dziewczyna zwróci na mnie uwagę.
Ładnej blondynce Marek bardzo zaimponował.
- Przyciągnął moją uwagę tym, że mimo niepełnosprawności tak dobrze sobie radzi, że jest taki przedsiębiorczy - Żaneta opowiada o mężu z entuzjazmem.
Wnosiła go na czwarte piętro
Zaczęli się spotykać. Ona mieszkała jeszcze wtedy w Ostrowi, on w Ostrołęce. Dzielące ich kilometry nie były jednak przeszkodą. Nie przeszkadzało im nawet to, że Żaneta mieszkała na czwartym piętrze.
- Po prostu go do siebie wnosiłam! - mówi jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego.
Wakacje spędzali razem nad morzem, zazwyczaj na turnusach rehabilitacyjnych. Na jednym z nich, w Krynicy Morskiej, podjęli decyzję, że się pobiorą.
- Rodzice męża martwili się, czy sobie poradzę - wspomina Żaneta.
Na ślub do kościoła pw. Zbawiciela Świata przybyło 30 ich znajomych na wózkach inwalidzkich.
- To zrobiło wrażenie na wszystkich - opowiada Żaneta. - A ślub był jak z bajki.
Z okazji ich ślubu dostała od męża... wymarzonego konia. Jazda konna stała się hobby Żanety. Marek w weekendy poświęca się grze w rugby.
Koszykarka i piłkarz
Anna i Tomasz Giedrojć z Białegostoku są ze sobą od 18 lat, małżeństwem od 14. Mają dwoje dzieci: dwunastoletnią Olę i sześcioletniego Krzysia. Można powiedzieć, że połączył ich sport. Kiedy się poznali - ona (nazwisko panieńskie Jungerman) była koszykarką Włókniarza Białystok, a on - piłkarzem Jagiellonii.
- Pamiętam, że wpadliśmy na siebie kilka razy przed treningami. Tomek nawet uznał, że skoro się tak ciągle spotykamy, to musi coś w tym być. I tak się jakoś zaczęło.
Ale nie tylko sport ich połączył. Młodziutkiej Ani zaimponowało, że Tomasz potrafi pięknie grać na gitarze.
- To były czasy, kiedy śpiewało się przy ognisku piosenki "Starego Dobrego Małżeństwa" - opowiada Ania.
Dodaje, że Tomasz ogóle się nie zmienił. Nadal jest duszą towarzystwa. Ale to nie jest to, co podoba się Ani w Tomku najbardziej.
- Przede wszystkim jest bardzo odpowiedzialny, wiem, że mogę na nim polegać. W każdej dziedzinie. A myślę, że w związku dwojga ludzi poczucie bezpieczeństwa i spokoju jest bardzo ważne - mówi Anna.
Jej mąż wspomina, że kiedy po raz pierwszy zobaczył swoją przyszłą żonę, zafascynowała go przede wszystkim uroda.
- No i oczywiście to, że uprawiała sport. Poza tym rozumiała, że jako piłkarz muszę często wyjeżdżać. Nie robiła z tego problemu - mówi Tomasz Giedrojć.
Małżeństwo na odległość
Anna Wiśniewska z Ełku ma 29 lat. Mężatką jest od 5 lat, a dwa ostatnie przeżyła w związku na odległość. Ze swoim mężem spotyka się raz na kilka miesięcy. W ostatnim półroczu miała go przy sobie zaledwie przez kilka tygodni.
- Nie odpowiada nam taki styl życia, ale nie mamy wyjścia - tłumaczy ełczanka. - Sklep, w którym pracowałam, zlikwidowano, a ja straciłam pracę. Zostaliśmy z jedną wypłatą męża i moim zasiłkiem.
Decyzję o rozłące państwo Wiśniewscy podjęli szybko, a pomógł im znajomy, który od kilku lat pracuje na niemieckich budowach. Pani Ania przyznaje, że nie było czasu na to, by zastanawiać się nad tym, czy dadzą radę żyć na odległość i czy taki związek ma sens.
- Takie przemyślenia dopadły mnie w drugim tygodniu po wyjeździe męża - przyznaje Wiśniewska. - Doszłam jednak do wniosku, że zamiast się dołować, powinnam być silna i wytrwała. Ufam mężowi. Wiem, że mu też nie jest łatwo.
Anna Wiśniewska ma nadzieję, że w końcu każdego poranka budzić się będzie obok swojego męża. Wierzy, że przetrwają lata rozłąki, a one wzmocnią ich związek.
Spotkanie po latach
Józef Myśliński z Łomży dwa lata temu poprosił "Gazetę" o pomoc w uwolnieniu ukochanej Apolonii Sokołowskiej. Właścicielka mieszkania, po uprzednim wypowiedzeniu umowy najmu parze, zamknęła kobietę w mieszkaniu. Mężczyzna przez dwa dni podawał ukochanej jedzenie przez balkon, sprowadził dziennikarzy i policję, by ją uwolnić. Potem opowiedzieli nam historię swojej miłości. Poznali się, kiedy ona miała 16 lat. Znachor przepowiedział jej wtedy, że będą razem, ale na spełnienie tej przepowiedni czekać musieli ponad pół wieku. On ożenił się z inną, ona też wyszła za mąż. Józef szybko się rozwiódł, jego żona po 1,5 roku małżeństwa zabrała córkę i zostawiła go samego. Apolonia urodziła piątkę dzieci, po śmierci męża długo chorowała. Z Józefem spotkali się w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Nie od razu się rozpoznali, bo minęło wiele lat od ich spotkania. Potem rozpoczęli wspólne życie. Nie mieli mieszkania, musieli oszczędzać, ale cieszyli się każdą wspólnie spędzoną chwilą. Wspierali się i żyli wspólnie ponad 4 lata. s

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna