Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd: Wyzyskiwali pracowników

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Oskarżeni konsekwentnie nie przyznawali się do winy. Janusz F. (z lewej) zapewniał wręcz, że wielokrotnie wstawiał się za Polaków u niemieckiego właściciela gospodarstwa.
Oskarżeni konsekwentnie nie przyznawali się do winy. Janusz F. (z lewej) zapewniał wręcz, że wielokrotnie wstawiał się za Polaków u niemieckiego właściciela gospodarstwa. T. Kubaszewski
Poszkodowanych jest kilkadziesiąt osób z dwóch województw.

Utworzyli w Niemczech coś w rodzaju obozu pracy. Panował tu nie tyle terror fizyczny, co psychiczny. W piątek Sąd Okręgowy w Suwałkach uznał za winnych dwóch "obozowych" nadzorców. Są mieszkańcami Ełku. Za kraty jednak nie trafią.

- Stworzony został system mający doprowadzić do minimalizacji kosztów pracy na farmie pod Stuttgartem - uzasadniał wyrok sędzia Jacek Przygucki. - Choć wszystko to firmował właściciel - Niemiec Marcus B., jednak oskarżeni wiedzieli, w czym biorą udział.
Wśród kilkudziesięciu poszkodowanych są mieszkańcy woj. podlaskiego oraz warmińsko-mazurskiego.

Najważniejsza była norma

O tej sprawie pisaliśmy w ubiegłym roku. Byli pracownicy poskarżyli się, że byli wykorzystywani ponad wszelkie granice. Nie dostawali obiecanych pieniędzy, mieszkali w straszliwych warunkach. Niektórzy mieli na tym stracić nawet po parę tysięcy euro.
- Tam było, jak w obozie pracy - opowiadali. - Patrzyliśmy tylko, czy nie ma drutów kolczastych oraz strażników z gotowymi do strzału karabinami.

W 2003 r. ełczanin Janusz F. stworzył w Polsce firmę zajmującą się rekrutacją do pracy w Niemczech. Ludziom obiecywał w miarę przyzwoite warunki - po 30 euro za 8-10 godzin pracy dziennie i dodatkowe wynagrodzenie za ewentualne nadgodziny.
Na miejscu okazywało się, że rzeczywistość ma się nijak do obietnic. Ludzie musieli mieszkać w baraku, gdzie zamiast okien była dykta, posłania znajdowały się na podłodze, a do jedynej ubikacji niemal cały czas stała długa kolejka.

Polegająca na obieraniu ziemniaków praca trwała aż do skutku. Każdy musiał wyrobić dzienną normę. Było to minimum 200 kilogramów ziemniaków. Ludzie pracowali więc nawet od godz. 5 rano do 21-22, a czasami jeszcze dłużej. Pieniądze mieli otrzymać dopiero po zakończeniu pobytu. Co tydzień dostawali jedynie zaliczkę na jedzenie. Ustalono ją w takiej wysokości, że trzeba było jeść ziemniaki i cebulę. Jeżeli ktoś się buntował, dowiadywał się, iż na koniec swojego pobytu może nie otrzymać żadnej zapłaty. Taką groźbę słyszeli także ci, którzy chcieli wyjechać. Musieli najpierw znaleźć kogoś na swoje miejsce.

Zdarzały się też przypadki pobić, a krnąbrnych straszono niejakim Megadżolo - uczestnikiem brutalnych walk w klatkach. Ten ponoć każdego potrafił przywołać do porządku.

To nie my, to Niemiec

Podczas procesu suwalski sąd przesłuchał grubo ponad 100 świadków. Na ławie oskarżonych, oprócz Janusza F., zasiadł także Adam S. Od 2008 r. w gospodarstwie Marcusa B. również pełnił funkcję nadzorcy. Obaj oskarżeni nie przyznawali się do winy. Twierdzili, że jeśli dochodziło do jakichś nadużyć, to winny był niemiecki właściciel.

Sąd nie dał jednak temu wiary. Obaj mężczyźni doskonale wiedzieli, u kogo pracują. Jeśli nawet byli jedynie wykonawcami poleceń Marcusa B., od odpowiedzialności ich to nie zwalnia.

Najpierw prokurator, a potem sędzia zwrócili uwagę na specyficznie prowadzony nabór do tej akurat pracy. Rekrutacja odbywała się głównie na biednych terenach popegee-rowskich - wśród ludzi, którzy dawno już nie mieli żadnego stałego dochodu i nawet za kilka euro daliby się pokrajać. Takie osoby można było mamić do woli obietnicami oraz wykorzystywać.

Kto i ile na tym interesie zarobił, nie wiadomo. Janusz F. twierdzi, że także on został oszukany przez Marcusa B. Firma, którą założył, by rekrutować pracowników zbankrutowała i wciąż nie spłaciła swoich długów.

Do więzienia nie pójdą

Sąd skazał każdego z mężczyzn na półtora roku więzienia. Wykonanie kary zostało jednak zawieszone. Orzeczono także grzywnę, ale nie będą musieli już jej płacić. Bo zrekompensował to kilkumiesięczny pobyt w areszcie tymczasowym. W stosunku do Marcusa B. postępowanie prowadzi niemiecki wymiar sprawiedliwości. Nic więcej w tej sprawie jednak nie wiadomo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna