Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ściśle tajne wydanie specjalne "Gazety Współczesnej"

Janka Kryńska [email protected]
W głowach dygnitarzy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i  emerytowanych wojskowych z Obrony Cywilnej rodziły się scenariusze imperialistycznych ataków na Polskę.Taką gazetę przygotowała w 1985 roku grupa dziennikarzy "Gazety Współczesnej" - na wypadek ataku wojsk NATO.
W głowach dygnitarzy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i emerytowanych wojskowych z Obrony Cywilnej rodziły się scenariusze imperialistycznych ataków na Polskę.Taką gazetę przygotowała w 1985 roku grupa dziennikarzy "Gazety Współczesnej" - na wypadek ataku wojsk NATO.
Spokojnie, to tylko ćwiczenia.

Nie byłem partyjny, więc nie uczestniczyłem w zebraniu najbardziej zaufanych pracowników redakcji z szefem RSW Romualdem Łazarowiczem. A właśnie na tym spotkaniu omawiane były wszystkie szczegóły, związane z planowanymi na listopad 1985 roku ćwiczeniami w ramach Obrony Cywilnej - wspomina Sylwester Barski, wieloletni dziennikarz białostockiej prasy.

- Ale ponieważ byłem wtedy kierownikiem działu reportażu w Gazecie Współczesnej, musiałem znaleźć się w grupie dziennikarzy, których w zimny, listopadowy poranek wywieziono autokarem do Supraśla. O akcji, podobnie jak inni, dowiedziałem się dzień wcześniej.

Ćwiczenia Obrony Cywilnej w Gazecie Współczesnej - podobnie jak w innych zakładach pracy - odbywały się nieregularnie, co jakiś czas. A to pracownicy poznawali budowę i zasadę działania masek przeciwgazowych oraz zdobywali umiejętność korzystania z nich - na okoliczność ataku chemicznego; a to dowiadywali się, skąd będzie można czerpać wodę pitną, jeżeli podstępny wróg zniszczy wodociągi miejskie; a to sprowadzani byli do schronów znajdujących się pod tzw. Domem Prasy przy ulicy Suraskiej (dzisiejsza siedziba NSZZ Solidarność), żeby wiedzieli, gdzie się schować, jeżeli wróg zbombarduje miasto lub zrzuci bombę atomową.

- Wiedzieliśmy w redakcji, że jest gdzieś w pobliżu Białegostoku takie miejsce, do którego zostaniemy ewakuowani w przypadku zagrożenia - opowiada Barski. - "Zapasowym miejscem redagowania gazety" - tak to się nazywało w języku strategów z OC - okazał się Supraśl.

W pierwszym szeregu

Dziennikarzom, którzy za komuny dysponowali orężem trudnym do przecenienia - językiem propagandy - nie groziła mobilizacja do armii i wysyłka na front. Owszem, mieli walczyć w pierwszym szeregu, ale ich bronią miało być słowo, docierające na czas do czytelnika. Słowo mobilizujące, podtrzymujące na duchu, krzepiące i kojące nerwy.

- Już nie pamiętam dokładnie, gdzie zatrzymaliśmy się w Supraślu. Było to gdzieś w pobliżu obiektów Straży Pożarnej. Na miejscu ówczesny redaktor naczelny Gazety Współczesnej, Mieczysław Chaja, przedstawił scenariusz, przygotowany przez Obronę Cywilną.

Po pierwsze, dziennikarze mieli jak najszybciej nawiązać przyjazne stosunki z miejscową ludnością. Było to konieczne, ponieważ mieli tutaj zatrzymać się na dłużej, może nawet z rodzinami, żeby nie cierpieć z powodu rozłąki i nie denerwować się losem bliskich, którzy zostali w objętym działaniami wojennymi Białymstoku.

- Mieliśmy sami sobie zorganizować kwatery - wspomina Sylwester Barski. - W rzeczywistości wyglądało to tak, że każdy dostał adres, pod który się udał. Tam witali go gospodarze, którzy już wcześniej byli oczywiście uprzedzeni, że staną się aktorami tego przedstawienia. Pamiętam, że właścicielka domu, w którym miałem niby zamieszkać, z pełnym zaangażowaniem wcieliła się w swoją rolę. Pokazała mi pokój, łóżko, szafę na ubrania, łazienkę.

Drugim zadaniem, z którego mieli się wywiązać dziennikarze, było zredagowanie i wydanie gazety - żeby mieszkańcy województwa, dostatecznie zszokowani wojną, nie przeżywali dodatkowych stresów związanych z brakiem informacji.

"Teraz każdy dzień przynosi dodatkowe obowiązki wobec Ojczyzny, rodzin żołnierzy, sąsiadów. Dla Redakcji wynikają też nowe powinności. W mniejszym formacie wprawdzie, ale nadal jesteśmy z Wami. Sytuacja wymaga zmniejszenia liczby tytułów gazet lokalnych.

Nie ukażą się więc pozostałe pisma wydawane przez BPW, zaś Gazeta Współczesna będzie docierać do Czytelników wraz z Trybuną Ludu i Żołnierzem Wolności. Warunki wojenne wymagają, aby każdy robił to, co powinien i jeszcze więcej. Dotyczy to w równej mierze nas - dziennikarzy i całego społeczeństwa. Jest to wspólny, trudny sprawdzian, któremu musimy sprostać" - zwracał się zespół redakcyjny do czytelników.

Czas próby

- Dostaliśmy dobry obiad - opowiada Sylwester Barski. - Było nawet trochę wódeczki, ale nikt się nie spił. Chociaż po cichu śmieliśmy się półgębkiem z całej tej akcji, wymienialiśmy porozumiewawcze spojrzenia, to oficjalnie traktowaliśmy ją śmiertelnie poważnie. Trzeba pamiętać, jakie to były czasy. Nikt nie chciał się wychylać. Autor ironicznej uwagi czy żartu od razu stawał się niepewny politycznie. Jeszcze wszyscy mieli w pamięci stan wojenny.

Członkowie zespołu redakcyjnego otrzymali tematy, które miały wypełnić czterostronicowe, specjalne "wojenne" wydanie Gazety Współczesnej. Niestety, Barski nie pamięta, kto jest autorem Dekretu Rady Państwa, podpisanego przez Wojciecha Jaruzelskiego. Być może ten akurat materiał pochodził "z góry" - może powstał w Komitecie Wojewódzkim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, może "dekret" napisał Łazarowicz, szef RSW Prasa - Książka - Ruch, a może jakiś emerytowany major z Obrony Cywilnej.

- Trudno mi teraz przypomnieć sobie, co pisałem. Może komentarz "Czas próby"? - zastanawia się Sylwester Barski.

"Dzień po dniu przybywało nam trosk. Dźwięczne być może w zwykłym czasie nazwy: Alaska, Pershing, Trident układały się coraz częściej w mroczny szereg. Mimo usilnych starań Związku Radzieckiego i konsekwentnie zgłaszanych przez nasz kraj inicjatyw pokojowych, obaw przybywało. Już wtedy, gdy zgasła nadzieja na podpisanie układu SALT-2 szukaliśmy odpowiedzi na pytanie: co dalej? Dla nas było oczywiste - należy pracować, bogacić kraj. Dla przywódców imperialistycznych mocarstw odpowiedzi były jednak inne: coraz głośniejsze i aroganckie kwestionowanie granic i ładu w Europie".

Gdy padły bomby

Kiedy dzisiaj czyta się teksty z ćwiczebnej gazety "wojennej", trudno uwierzyć w zapewnienia, że zespół redakcyjny nie spił się wtedy w trupa. Na czterech stronach specjalnego wydania "Gazety Współczesnej" roi się od poległych bohaterów - milicjantów i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, którzy zanim oddali życie za ojczyznę, położyli trupem a to kilku dywersantów, a to sabotażystów nastających na magazyny z mięsem. Matki, które straciły w bombardowaniach dzieci, zgłaszają się na punkty opatrunkowe jako ochotniczki-sanitariuszki.

"- Przez kilka godzin wydawało mi się, że to jakiś koszmarny sen - mówi staruszka, matka jednej z ofiar nalotu. - Nie mogę nawet głośno płakać. Chciałam umrzeć, ale największa moją zemstą na mordercach mojego dziecka będzie, jeśli nie dam się zniszczyć i nie dam zniszczyć innych".

Wróg niszczył tory i węzły kolejowe - wiadomo wszak, że paraliż transportu ułatwia podbicie kraju. Ale od czego są przyjaciele?

"Gdy tylko ustał nalot, u dyżurnego ruchu w Kuźnicy Białostockiej - Janusza Bartosiewicza zadzwonił telefon:

- Tu Nikołaj Sidorow, naczelnik stacji w Grodnie. Już wiem od pograniczników, że u ciebie tory zerwane. Wysyłam trzydziestu ludzi ze sprzętem, wszyscy zgłosili się ochotniczo. Będzie z nimi nasz sekretarz organizacji partyjnej Władimir Kuncew...

- A za co ty mnie dziękujesz? Ty polski kolejarz, ja radziecki żeleznodorożnik, sąsiedzi przez granicę. Ja wiem, że jeśli będzie trzeba, to swoich do mnie przyślesz!

Ot widzisz, zapomniał o jednej sprawie. Dzwoń zaraz do Czeremchy. Tam do nich jedzie szesnastu ludzi z Brześcia. Sami komsomolcy..."

Aż łza się w oku kręci na samo wspomnienie tamtej przyjaźni i miłości łączącej polskich i radzieckich kolejarzy.

Druk ściśle tajny

Dzisiaj ćwiczebne wydanie Gazety Współczesnej z listopada 1985 roku to prawdziwy biały kruk.

- Wszystko odbywało się w stosunkowo wąskim gronie - opowiada Sylwester Barski. - Gazetka została wydrukowana w jakichś małych zakładach poligraficznych na miejscu, w Supraślu. Nam dziennikarzom, tylko pokazano efekt naszej pracy, ale nie dostaliśmy egzemplarzy gazety na własność. Obejrzeliśmy i oddaliśmy naczelnemu. Może gdzieś się uchowały.

"OBYWATELE! Każdy Polak i każda Polka staje w zwartym szeregu, by bronić swej Ojczyzny przed wrogiem, którego zdradziecka napaść n a nasz kraj ukazała prawdziwe oblicze imperializmu, którego główną ostoją i siłą napędową są Stany Zjednoczone.

RODACY - do pracy i obrony! Do WIELKIEGO CZYNU na rzez zagrożonej Ojczyzny - Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej!".

Tyle serca i zapału na próżno. Wojny nie było.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna