Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal! Na oczach dziecka antyterroryści skuli niewinnego dziadka

Michał Modzelewski
Kiedy wtargnęli,drzwi były otwarte. Państwo Bloch jak dotąd nie widzieli potrzeby aby w biały dzień zamykać się przed kimś. Zmieniło to dopiero wtargnięcie uzbrojonej po zęby brygady antyterrorystycznej, której felerna interwencja w miniony czwartek odcisnęła piętno na życiu rodziny.

Szczególnie 9-letniego Mateuszka, którego dziadka skuli na jego oczach i kazali mu się położyć pod lufy pistoletów.

Potraktowali jak bandytów

- Na początku, tuż przed południem zobaczyłem ich z okna - opowiada Jan Jastrzębski, dziadek Mateusza. - Z sąsiednich domów słychać było seryjne huki. Przeszliśmy z chłopcem do salonu i wtedy usłyszałem łomot na dole. Potem na schodach rozległ się tupot.

Pan Jan oniemiał kiedy zobaczył uzbrojonych po zęby mężczyzn w kominiarkach. Próbował tłumaczyć, że jest w domu sam z chłopcem, ale ci niczego nie chcieli słuchać.

- Kazali się tylko kłaść, a zanim się obejrzałem zostałem skuty - kontynuuje Jastrzębski. - Mateuszkowi powiedzieli, by położył się obok. W domu ciągle dzwonił telefon.

- Zaczęłam dzwonić kiedy wyszłam ze sklepu i zobaczyłam pełno policjantów z bronią - mówi Agnieszka Bloch, mama Mateusza - Nie rozumieli, że bałam się o moje dziecko, zabraniali podchodzić do domu, a kiedy zaczęłam krzyczeć jeden odburknął "Cicho kobieto, bo i Ciebie skuję!"
Od tamtej pory Mateusz nie może sam zasnąć, wczoraj razem z mamą musieli skorzystać z pomocy psychologa. I wiedzą już, że na jednej wizycie się nie skończy. Pani Agnieszka do dziś zasypia tylko dzięki lekom.

- Wróciłem do domu jakiś kwadrans po dwunastej - opowiada Mariusz Bloch, ojciec chłopca. - Widok była taki, jakby huragan przeszedł. Wszystkie szafki pootwierane, pościel z łóżek powywracana. Od tych granatów wszystko ze ścian pospadało, nawet krzyżyk nad wejściem.

Nawet nie przeprosili

Policjanci całą rodzinę spędzili do kuchni i trzymali jeszcze blisko półtorej godziny. Spisali protokół uszkodzeń i najzwyczajniej sobie poszli. W ogóle nie informując o tym, czemu miało służyć wtargnięcie. Później dowiedzieli się, że dom dalej zatrzymali Czeczenów, którzy porwali w środę Wietnamczyka z Warszawy.

- Była też jakaś pani, która przedstawiła się jako psycholog, ale Mateuszek tak płakał, że nawet ze mną nie chciał rozmawiać - wspomina pani Agnieszka. - Potem już nikt nie pytał, czy synek nie potrzebuje pomocy po takim szoku.

- W takich sytuacjach pokrywamy straty materialne na podstawie protokołu - tłumaczy Rafał Marczak z Zespołu Prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Tyle, że strat w psychice dziecka nie da się oszacować, zresztą żaden policjant o nią nie pytał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna