Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Słuchają, ale trochę się wstydzą</B>

Anna Perkowska
Imprezy disco polo, wbrew pozorom, nadal znajdują swoich zwolenników. Niektórzy przychodzą żeby się oderwać, bo jak impreza w mieście - to trzeba skorzystać.

Na Wielkiej Gali Disco Polo, która odbyła się tydzień temu w piątek, nie zabrakło publiczności. Byli młodzi i trochę starsi. Niektórzy z nostalgią wspominali czasy, kiedy muzyka ta królowała w wiejskich dyskotekach. A z Białegostoku masowo wyjeżdżały autobusy do Ryboł czy Jeżewa.
Zabawa na deskach
- Grali Boysi, Milano. I tam poznałem swoją pierwszą miłość. Właściwie to żyło się tylko od zabawy do zabawy. Nasze koleżanki nazywały to dyskoteką, tak żeby było bardziej podniośle chyba - mówi Piotr Bronowski z Białegostoku.
Na tej muzyce zarabiali wszyscy. Najbardziej chyba producenci kaset i właściciele dyskotek, którzy niechętnie jednak chwalili się wysokościami swoich dochodów. Inwestowali i dążyli ku nowoczesności. Z czasem drewniane posadzki zostały zastąpione terakotą. Zmieniała się też muzyka.
- Teraz disco polo jest bardziej elektroniczne, niektórzy wykonawcy nawiązują po trosze do techno. takie nie wiadomo co - opowiada Patryk, którego spotykamy na gali disco polo.
Wychowani na disco polo
- Ta muzyka to taki fenomen. Jest dużo osób, które jej słuchały i słuchają, ale trochę się wstydzą. Dla nas to jest jakaś tradycja. Pamiętamy jeszcze początki tej muzyki, kiedy ludzie podróżowali autobusami na wiejskie zabawy - mówi Adam Wróblewski z Białegostoku - Poza tym to jest polska muzyka, ma polskie korzenie i łatwo wpada w ucho. A czego więcej potrzeba dla dobrej zabawy - dodaje.
Zainteresowanie masowe
W piątek na Wielkiej Gali Disco Polo spotykamy Jana Braszko, który jest profesorem farmakologii w Akademii Medycznej w Białymstoku. Chętnie rozmawia na temat muzyki i jej początków.
- Myślę, że ta muzyka była ściśle związana z handlem na miejskich bazarach. Łatwo wpadała w ucho, dodawała tym ludziom energii. Po prostu przyciągała przeciętnego słuchacza. Ja osobiście jestem obojętnie nastawiony do tej muzyki - nie mogę powiedzieć, że ją lubię, nie mogę powiedzieć też, że jej nie lubię. Po prostu szanuję każde zjawisko, które przyciąga masę - mówi Jan Braszko.
Byli też i tacy uczestnicy, którzy przyszli, bo coś dzieje się w mieście.
- W Białymstoku niewiele jest plenerowych imprez jak na takie miasto. A jak coś się dzieje, to warto z tego skorzystać. Można się zrelaksować po pracy - mówi Adam Kozłowski.
Pieniądze czy idea
W piątek na scenie wystąpiły gwiazdy tej muzyki - Boys, Toples, Akcent, Mega Dance i Vip.
- Pewnie, że trudno przetrwać w dobie hip hopu. Kiedyś było łatwiej. Ale nasza publiczność świadczy o tym, że muzyka ta ciągle jest jeszcze żywa. Kiedy graliśmy w Ełku, to na koncert przyszło 10 tys. osób - mówi Marcin Miller, wokalista i lider zespołu Boys.
Opowiada, że często staje przed poważnym dylematem - czy robić pieniądze, czy śpiewać dla idei. Na brak fanów nie narzeka w Ełku, stamtąd zresztą pochodzą.
- Na nasz koncert przyszło ponad 10 tys. osób. popularnością taką nie cieszyły się ani koncerty hiphopowe, ani rockowe - chwali się Miller.
W Białymstoku jednak było o wiele mniej ludzi. Wśród przybyłych byli zarówno nastolatkowie jak i trochę starsi.
- Przypominam sobie początki tej muzyki. Był handel na rynku, a handlarzom towarzyszyła ta muzyka. Ona po prostu przyciągała przeciętnego słuchacza - mówi Jan Braszko - Nie przepadam za ludźmi, którzy strasznie krytykują tę muzykę, bo każdy ma jakieś prawo wyboru - dodaje.
Po piwie "smakuje" lepiej
Na placu w białostockim amfiteatrze można było też spotkać nastolatków. Kilkunastoletnie dziewczyny z euforii niemal wyrywały sobie włosy z głowy. Niektóre mówią, że przyszły głównie na "Toplesów". Pozostałe zespoły ich nie interesują.
- Toples też łatwo wpada w ucho, ale jest taki bardziej nowoczesny. Jest na co popatrzeć, chłopaki fajnie tańczą. Pozostali są zbyt przestarzali. Grają takie nudne piosenki o miłości - mówi siedemnastoletnia Kasia. Na koncert przyszła z kolegami. Ale oni niekoniecznie po to, żeby posłuchać disco polo, raczej...
- Żeby napić się piwa. My tam lubimy techno. To jest nasza muzyka. Chociaż żadna impreza nie jest zła, jak człowiek jest w dobrym towarzystwie. Tylko to się liczy. Muzyka tak naprawdę nie jest ważna - mówi Maciek, jeden z kolegów naszej wcześniejszej rozmówczyni.
Wybredni?
Nie opodal wyjścia z amfiteatru spotykamy Marka. Pytamy czy lubi taką muzykę i czy warto przychodzić na takie koncerty.
- Moim zdaniem, ta muzyka nie różni się niczym od tej, którą tworzą Ich Troje czy Łzy. Większość zespołów rockowych też się sprzedała i tworzy kawałki łatwo wpadające w ucho. I o to pewnie chodzi. Żeby zarabiać dobrą kasę na mało wybrednych gustach. A skoro da się zarobić, to dlaczego z tego nie korzystać. Dlatego uważam że disco polo zawsze było, jest i będzie obecne. Bo wszyscy dobrze się bawią przy muzyce łatwo wpadającej w ucho. Chyba, że ktoś jest mało rozrywkowy. Wtedy idzie do domu. Tak jak ja - mówi Marek.
I poszedł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna