Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spisek za spiskiem

Konrad Kruszewski [email protected]
Kronika wypadków umysłowych.

Tadeusz Rydzyk podczas uroczystości żałobnych ku czci ofiar smoleńskiej katastrofy, w tym pary prezydenckiej, dostrzegł na placu Piłsudskiego kaczki. Stało się to dla niego wystarczającym powodem do sformułowania oskarżeń pod adresem mitycznych reżyserów zamachu, a może nawet i zamachowców.

Rozum Rydzyka nakazał mu nakreślić takie oto sformułowania: "Jeżeli by to było zamierzone, to proszę popatrzeć: w ostatnim momencie do tego samolotu nie wszedł pan Jarosław Kaczyński. A może komuś zależało na załatwieniu obu? I jeszcze jedno. Nie chciałbym być źle zrozumiany.

Nie wiem, czy ojciec zauważył, w czasie tej uroczystości pogrzebowej na Placu Piłsudskiego, pod koniec mszy świętej, zza ołtarza, tam, zza tych zdjęć, wysoko poszła, najpierw jedna - przepraszam ojcze, ale muszę to powiedzieć, ojciec wie, jakie ptaki były, jak się tam znalazły - ciekaw jestem, czy w Warszawie na tym placu są kaczki? Pofrunęły, były wypuszczone dwie kaczki. Co to znaczy? Czy to była złośliwość, czy to było rzeczywiście naturalne? No, wiemy, jak mówili niektórzy cały czas, prawda? - pytał ojciec Rydzyk swojego ojca prowadzącego w Radiu Maryja.

Czyli mamy dowód niezbity na istnienie spisku. Ten, kto wypuścił dwie kaczki, zaplanował uśmiercenie dwóch braci Kaczyńskich. Plan się do końca nie powiódł, bo Jarosław w ostatniej chwili nie wsiadł do samolotu. Rozumowanie ojca redemptorysty jest logiczne aż do bólu, bo przecież kaczki na placu Piłsudskiego nie występują.

Jest jednak mały kłopot z tą logiką. Pani Elżbieta Jakubiak, posłanka PiS, która u pana prezydenta w kancelarii swego czasu pracowała, o tych kaczkach powiedziała tak: "Kaczki były elementem naszego życia, na placu kiedyś przed wizytą prezydenta Pakistanu przedefilowały kaczki po czerwonym dywanie, jest to dzisiaj na stronach internetowych, zawsze było zresztą.

Maciej Chojnowski zrobił wtedy zdjęcie, one mieszkały w gazonie pod Pałacem Prezydenckim. Prezydent osobiście wydał polecenia zadbania o to, żeby miały miejsce z tyłu, w ogrodach. One były elementem życia pałacowego - przedefilowały nie tylko po czerwonym dywanie, ale również przez tak zwaną białą salę - tam, gdzie przyjmowane były głowy państwa. Taka ich była droga".

Czyli kaczki jednak były. Gdyby nie ta wypowiedź pani posłanki z PiS-u, Tadeusz Rydzyk zbudowałby na tych kaczkach taką teorię katastrofy pod Smoleńskiem, przy której ustalenia prokuratury byłyby gaworzeniem niemowlęcia na temat teorii względności. Niestety, nie oznacza to jednak, że Tadeusz Rydzyk nie zbuduje jakichś innych teorii. On jedynie nie zbuduje teorii spiskowej na tych kaczkach. Na wszystkim innym tak.

Ojciec Rydzyk buduje swoje teorie w taki sposób, że stawia pytania. Sokrates po prostu, ot co. Stawia pytanie, na które odpowiada w sposób następujący: Nie wiem, trzeba to sprawdzić. Ale nie sprawdza, choć ma dziennikarzy w dwóch stacjach (radiowej i telewizyjnej). On tylko nakazuje swoim słuchaczom, żeby się pilnie przyglądali i nie dopuszczali do matactw.

- Panie ministrze, ale jak to się stało, że wszyscy: prezydent z małżonką, ministrowie, cała generalicja, najwięksi dowódcy i ordynariusz polowy … no wszyscy, jak to się stało, że lecieli jednym samolotem? - Kto tak wyreżyserował to? - nie omieszkał zapytać w rozmowie z Macierewiczem ojciec Rydzyk.

Ciekawe pytanie? Logika oparta o prerogatywy głowy państwa nasuwa prostą odpowiedź. Ja jej jednak nie udzielę, niech odpowiada prokuratura. Udzielił jej za to pan Macierewicz. Wiadomo, ojciec Rydzyk pyta, Macierewicz odpowiada: "- Z jak olbrzymimi trudnościami zawsze się spotykała Kancelaria Prezydenta prosząc rząd o samolot, jak wiele trudności trzeba było przejść, ile wyśmiewań i kpin ze strony różnych. Otóż na pewno swoją rolę odegrały tutaj też te media, które wykpiwały prezydenta, które wyśmiewały się, które mówiły, że niepotrzebnie używa samolotu, które przeszkadzały w kupnie sprzętu, który by zagwarantował bezpieczeństwo. W istocie prezydent mógł wybłagać co najwyżej jeden samolot i tak było w tym wypadku. Dlatego wszyscy znaleźli się w tym jednym samolocie, że to było jedyne co Kancelaria Prezydenta otrzymała od rządu. Tak się straszliwie zemściły te zachowania, z którymi mieliśmy do czynienia".

Czyli wszystko jest jasne. Rząd razem z dziennikarzami zapakowali pod korek prezydencki samolot. A dziennikarze, wiedząc, co się święci, polecieli inną maszyną. Spiskowe brednie, nie wiadomo czemu nazywane teoriami, w żaden sposób nie dążą do wyjaśnienia jakiegokolwiek zdarzenia. Nie są po to, aby wyjaśnić, jak do czegoś doszło, tylko po to, aby zaprezentować chęci budowniczych teorii - jak oni by chcieli, żeby do tego doszło. W wersji środowiska radiomaryjnego teoria zbudowana z tych chęci ma sugerować, że to najwyższe czynniki władzy w Rosji i Polsce, przy pomocy mediów, uknuły spisek na życie prezydenta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna