Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór między nabywcą auta a jego dilerem rozstrzygnie sąd

Marcin Barnowski, www.gs24.pl
www.gs24.pl
Pani Jolanta, właścicielka jednej z kwiaciarni w Koszalinie, podjęła walkę z jednym z tamtejszych dilerów samochodowych. Diler uważa, że klientka złośliwie psuje mu opinię.

W powietrzu wiszą co najmniej dwa procesy sądowe. Aby nie wywoływać trzeciego, nie wymienimy nazwy dilera. Koszalinianka w maju zamówiła fabrycznie nowego dostawczaka. Zapłaciła 117 tys. złotych. Odbiór nastąpił w pierwszych dniach czerwca.

- To był piątek, gdy odebrałam to auto. A w sobotę przyjechali do mnie córka z zięciem, który zna się na samochodach. Od razu zauważył wady nie dostrzegalne dla mnie, jako laika. Lakier miał różne odcienie, przy drzwiach przesuwnych była położona zaprawka, a poza tym były jakby odgięte, nie było także osłon silnika - opowiada nabywczyni dostawczaka. - Doszliśmy do wniosku, że być może samochód został uszkodzony podczas transportu z fabryki, a potem pobieżnie naprawiony. Ale ja przecież kupiłam nowe auto, bez rabatów z powodu uszkodzeń.

Rzeczoznawca potwierdził wątpliwości właścicielki auta. Potem podobną, ale obszerniejszą opinię sporządził drugi. Zawarł w niej bardzo istotne sformułowanie - że w jego ocenie samochód nie jest autem fabrycznie nowym. Właścicielka kwiaciarni zirytowała się i stanowczo zażądała od dilera wymiany pojazdu na nowy, wolny od wad.

Gdy diler odmówił, koszalinianka uznała, że padła ofiarą oszustwa. - Oni nie chcieli nawet dokładnie zbadać tego auta. Odpisali tylko, że moje roszczenia są bezpodstawne i niczym nie udokuimentowane - relacjonuje pani Jolanta. - Po miesiącu poszłam więc z tym na policję.

Prokuratura wszczęła postępowanie, ale zaraz potem je umorzyła nie rozstrzygając sporu co do stanu auta. Uznała bowiem, że aby zaistniało oszustwo musiałby uprzednio istnieć zamiar oszukania. Czyli trzeba by udowodnić pracownikom dilera, że znali wcześniej prawdziwy stan auta i celowo wprowadzili w błąd osobę kupującą ten egzemplarz. Szefowa salonu podkreśliła podczas przesłuchania, że standardowo auta przywożone z fabryki są dokładnie badane i w przypadku uszkodzeń spisywany jest stosowny protokół. Gdy zostają ujawnione, kosztami obciążany jest przewoźnik, a jeśli nie uda się ich zauważyć, w przyszłości koszty spadają na dilera. Prokurator doradził rozważenie procesu cywilnego.

Pani Jolanta jest załamana. - Rozmawiałam juz z adwokatami. Powiedzieli mi, że samo założenie sprawy na starcie będzie kosztować około 20 tysięcy złotych. Płaci się od wartości roszczenia, na zasadzie: czym droższe auto, tym więcej. Kogo więc w Polsce stać na procesowanie się z dilerami? - zżyma się właścicielka auta.

Tymczasem diler też obstawił się prawnikami. Ci wystosowali do pani Jolany pismo, aby zaprzestała publicznego wygłaszania krzywdzących opinii o firmie . W przeciwnym razie wytoczą jej proces, co może ją sporo kosztować.

Szefowa salonu, z którą również się skontaktowaliśmy, jest pewna swoich racji. Uważa, że różne odcienie lakieru nie oznaczają, że samochód był uszkodzony.

- Kiedyś mieliśmy przypadek różnych odcieni lakieru na drzwiach. Okazało się, że był to samochód z tak zwanej cofki technologicznej. Z powodu jakiejś usterki wrócił na taśmę. Problem oczywiście usunęliśmy na nasz koszt wymieniając mu drzwi - opowiada. - W tym wypadku trudno mówić o polubownym załatwieniu sprawy, bo nawet nie mogliśmy poznać stanu auta. Ta pani nie chce podpisać zlecenia naprawy w ramach gwarancji, tylko od razu żąda unieważnienia umowy i wymiany pojazdu na inny.

Źródło: Gdy nabywca samochodu nie zgadza się z dilerem - www.gs24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna