Szansa na gola

Wystarczy mieć zręczne palce, nieco myśli taktycznej, pojęcie o futbolu oraz... komputer. Rozsądek podpowiada nam bowiem, że jeśli chodzi o sukcesy piłkarskie, to zostaje nam jedynie świat wirtualny.
FIFA, Euro, czy Pro Evolution Soccer - fani rozgrywek futbolowych w innej przestrzeni nie mogą nie znać tych gier. Każda z nich ma swoich zwolenników i przeciwników, i oczywiście różnią się one od siebie w sposób niezauważalny dla przeciętnego zjadacza chleba. Każda z nich traktuje jednak o piłce i umożliwia rozegranie np. mistrzostw świata.
W takiej FIFA World Cup 2006, oficjalnej grze tegorocznego mundialu, można przeprowadzić wybraną drużynę od eliminacji do finału, w całkiem realnych warunkach. Piłkarze noszą nazwiska i twarze tych rzeczywistych i grają na takich samych stadionach, jak te mundialowe, niemieckie. Jednak to, czy strzelą gola, zależy od nas.
- Zazwyczaj nie wybieram sobie Polski - tłumaczy Marek Tyszko z Białegostoku, wieloletni fan FIFY. - Wolę grać swoimi ulubionymi piłkarzami ze świata rzeczywistego, jak np. Ronaldinho. W FIFIE podoba mi się to, że mam wpływ na przebieg meczu, a stadion i zawodnicy wyglądają jak żywi. Poza tym, to świetna rozrywka, no i można dokopać nielubianej drużynie.
My jednak optowalibyśmy za patriotycznym podejściem i graniem Polską. Wirtualne dokopanie Niemcom czy Ekwadorowi może mieć zbawienne działanie terapeutyczne po atrakcjach zafundowanych nam przez rzeczywistych biało-czerwonych w Niemczech.
Pamiętajmy jednak, żeby nie przesadzać z terapią, bo nie musi przystawać ona do rzeczywistości. Kilka dni przed realnymi mistrzostwami EA Sports (producent gier komputerowych) przeprowadził symulacje komputerową, z której wyszło, że w finale Czechy pokonają Brazylię. Dla informacji ignorantów futbolowych - realni Czesi po realnej przegranej z Włochami pożegnali się z mundialem. Ale dzięki rozbieżnościom między tymi dwoma światami Polacy mogą mieć ciągle nadzieję na mistrzostwo. Wirtualne oczywiście.