Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Szczęście w promocyjnej cenie</B>

A. Zgiet
Goście zza wschodniej granicy chwalą duży wybór towarów i niskie ceny. Niektórzy przyjezdżają tu co tydzień.
Goście zza wschodniej granicy chwalą duży wybór towarów i niskie ceny. Niektórzy przyjezdżają tu co tydzień. A. Zgiet
Ania przyjechała do hipermarketu po raz pierwszy. Zawsze na zakupy jeździła mama, ale Ania tak ją prosiła, że ta w końcu dała się przekonać. Dziewczyna ma ze sobą 100 euro - to pieniądze od mamy i własne oszczędności, bo przecież niedługo święta, a gdzie najlepiej kupić prezenty, jak nie w dużym polskim sklepie?

Hipermarketowe czary zaczynają na nią działać zaraz za drzwiami. W Grodnie nie ma tak dużego sklepu, z tyloma małymi sklepikami obok. A tu - kolorowo, czysto, no i muzyka gra! Ania zdejmuje futro, wkłada je do koszyka i z ogromnym uśmiechem wchodzi na halę sprzedaży. To na pewno będzie udany dzień!
Hipermarkety zamiast bazarów
Białorusini przyjeżdżają do Polski na zakupy bardzo często. Kilka lat temu można ich było spotkać głównie na bazarach, teraz wolą hipermarkety. W biurze podróży w centrum Grodna na ogromnej tablicy obok ofert polskich hoteli wiszą propozycje jednodniowych wycieczek - do sklepów. Autokar podjeżdża na parking marketu, tam "turyści" mają trzy godziny na zrobienie zakupów i ruszają z powrotem. Pod białostockimi sklepami można zobaczyć autobusy i busy z Grodna, z Mińska oraz mnóstwo prywatnych samochodów z białoruską rejestracją. Największą popularnością cieszy się hipermarket "Auchan", ale są też fani "Macro Cash and Carry". Co prawda, żeby do niego wejść, trzeba mieć specjalną kartę, ale i na to jest sposób. Wystarczy znaleźć taksówkarza, który ją posiada.
- Proponują, żebym poszedł z nimi na zakupy i że za wprowadzenie ich do sklepu dostanę 100-200 zł do ręki - opowiada Andrzej, taksówkarz. - Zawsze się zgadzam. Samochód stoi, benzyny nie zużywam, a pieniądze są.
- U nas, w Grodnie, takich sklepów nie ma - tłumaczy Natasza, Białorusinka, która właśnie wysiadła z dużej furgonetki. - Wy tu macie naprawdę dobre towary, duży wybór i wszystko jest w jednym miejscu, nie trzeba szukać po całym mieście. Dlatego przyjeżdżam do was co tydzień.
Kuszą muzyką i zapachami
Natasza jest doświadczoną klientką, dlatego doskonale wie, że na regałach ustawionych na początku hali leżą artykuły promocyjne, które nie muszą jej interesować. Bo choćby bombki na choinkę ma z zeszłego roku. Nakupiła ich tyle, że i na ten rok wystarczy. Ale już zestawy kosmetyczne, wyłożone tuż obok, mogą się przydać - choćby mamie na prezent. Kupuje jeden, do tego dokłada dawno poszukiwany krem i pachnący olejek do kąpieli. Co prawda miała kupić tylko jedzenie na święta, ale odrobina przyjemności nikomu nie zaszkodzi.
Ania, która stoi przy tym samym regale, wybiera dla mamy ozdobny słoik ze sproszkowanym mlekiem do kąpieli. Tak jej się podoba, że drugi, mniejszy, bierze dla siebie. Do tego perfumy - i już ma w koszyku towary na 100 zł. A to dopiero początek długiej sklepowej alei. Nie martwi się jednak, że może jej zabraknąć pieniędzy. Płynące z głośników świąteczne piosenki wprawiają ją w doskonały nastrój. Nie wie, że właśnie wpadła w pułapkę, którą zastawili na nią specjaliści od marketingu. Ich cel jest jeden - do koszyka klientów ma trafić jak najwięcej artykułów. Dzięki specjalnym "sztuczkom" dopiero przy kasie zorientują się, ile kosztowały ich wszystkie promocje i cenowe okazje - a wtedy będzie już za późno. Bo choć towar można odłożyć, łatwiej przymknąć oko i zapłacić niż zrezygnować z przyjemności. Dlatego w grudniu sklepy wabią klientów kolędami. Korzystają też z tzw. aromamarketingu. W powietrzu unoszą się zapachy cynamonu i pierników, które kupującym kojarzą się z domowymi świętami. Jest tak przyjemnie, że warto pochodzić dłużej między regałami.
Alejka z pułapkami
Ania zagląda do artykułów dziecięcych (choć w jej rodzinie nie ma żadnych małych dzieci), do działu AGD, wreszcie trafia do książek, płyt i kaset video. Czuje się jak w raju: znajduje poszukiwany przez brata film "Pojutrze", potem ogląda płyty CD. Tyle tu prawdziwych okazji - amerykańskie bożonarodzeniowe standardy można kupić już za 9,90 zł! Tego, że śpiewa je polska grupa o niewiele mówiącej nazwie, Ania nie zauważa. Wkłada do koszyka jeszcze jakąś muzyczną nowość, która na pewno spodoba się jej siostrze, i rzuca się do książek. No dobrze, napisano je po polsku, więc może nie wszystkim się przydadzą, ale albumy są naprawdę ciekawe. I mają cenę niższą o 20 zł! Wybiera jeden, choć nie wie, komu da go w prezencie.
- Bardzo mi się podoba - usprawiedliwia się. - Może zostawię go dla siebie?
Ania wydała już prawie połowę posiadanych pieniędzy, a w jej koszyku nie ma ani jednej rzeczy z listy zakupów, sporządzonej przez rodziców. Dziewczyna postanawia się zmobilizować i rusza do regałów z proszkami do prania. Niestety, w głównej sklepowej alei na samym środku stoi mnóstwo kontenerów z drobnymi artykułami. A że w sklepie ludzi jest dużo, alejką nie da się szybko przejść. To kolejna sztuczka marketingowców, którzy specjalnie zwalniają prędkość poruszania się klientów, by ci zwrócili uwagę na więcej towarów, albo spróbowali podsuwanego przez hostessy sera czy jogurtu. W jednym z kontenerów Ania zauważa śmieszne, ocieplane kapcie - idealne dla babci (choć, jak się zastanowić, babcia "śmiesznych" rzeczy nie nosi). Wrzuca je do koszyka. Przed nią znowu tłum ludzi. Ania skręca w lewo i ląduje wśród regałów z damską odzieżą.
- Tu zostanę na dłużej - postanawia dziewczyna. Przegląda bluzki, koszule nocne, bieliznę. W końcu decyduje się na sukienkę - śliczną, błyszczącą, w sam raz na świąteczny obiad u narzeczonego. Nie mierzy jej, bo do przymierzalni jest długa kolejka, a czasu jest coraz mniej.
- Co tam, na pewno będzie dobra - wzrusza ramionami.
W końcu dociera do proszków do prania. Mama kazała wziąć jak największe pudełko. Jest - 7,5 kg za 35 zł. Potem bakalie na świąteczne ciasta. Leżące obok mandarynki wyglądają tak ładnie, że bierze dwa kilogramy, choć nie ma ich na liście zakupów. Do tego czekoladki - dla rodziców narzeczonego, bo przecież na świąteczny obiad nie wypada przyjść z pustymi rękami. A te, choć drogie (34,90 zł za pudełko), wyglądają naprawdę elegancko.
- I są smaczne! Wiem, bo hostessa mnie poczęstowała - Ania szybko uczy się rozpoznawać, kto jest kim w hipermarkecie.
Szczęście za 470 zł
Ostatni przystanek przed kasą to stoisko z serami. Taki tu wybór, tyle kolorowych pudełek z apetycznymi opisami. Ania wybiera kozi serek (bo nigdy takiego nie jadła), a że obok leży słodki twarożek w promocji (kupisz dwa opakowania, trzecie dostaniesz gratis!), dorzuca go do swoich zakupów. Stąd prosto do kasy. Stojąc w długiej kolejce bierze jeszcze miniaturową niby-choinkę - ozdobną kompozycję z suchych zbóż i kwiatów, pomalowanych na zielono. Dopiero wtedy zaczyna się zastanawiać, czy wystarczy jej pieniędzy. Liczy po kolei: 100, 230, 385, 470 - nie starczy! Co teraz? Odkładać coś? Przecież wszystko chciałaby mieć, z niczego nie zrezygnuje! Na szczęście w kolejce do tej samej kasy stoi kierowca autokaru, którym przyjechała. Podbiega do niego i prosi o pożyczkę.
- Jak tylko przyjedziemy, od razu oddam! Ojciec po mnie wyjdzie na dworzec, oddamy - przekonuje żarliwie.
- Ej, ty głupia - kiwa głową z politowaniem kierowca, ale wyciąga portfel i daje dziewczynie 100 zł. Uff, pieniędzy starczyło. Ania odchodzi od kasy zmęczona, ale szczęśliwa.
Taka klientka to skarb!
Natasza też kończy zakupy. Ma pełny wózek. Samych środków chemicznych do sprzątania kupiła 15 butelek!
- Raz kupię, na pół roku starczy. Mam duży dom - tłumaczy.
Do tego kilka kaset video, jedna płyta, trochę kosmetyków. Reszta to jedzenie. 15 proszków do pieczenia, siedem opakowań cukru pudru, siedem kostek masła, 5 kg mąki, kilkanaście opakowań bakalii, czekolady, jajka, dwie duże butelki coca-coli i jedna toniku. Klienci stojący w kolejce do kasy za Nataszą wzdychają ciężko. Liczenie takich zakupów sporo potrwa. Tylko kasjerka, Jola, uśmiecha się.
- Taka klientka dla naszego sklepu to skarb. Tym bardziej, że nie chciała rachunku, czyli robiła zakupy dla siebie i pewnie jeszcze tu wróci - wyjaśnia później.
- 1397,48 zł - kasjerka podaje ostateczną sumę. Natasza bez mrugnięcia okiem otwiera portfel i wykłada pieniądze. Nie dziwi jej, że musi zapłacić tak dużo. Na finanse nie narzeka, a do tego, że przed świętami trzeba wydać więcej, już się przyzwyczaiła. Po drodze na parking zatrzymuje się jeszcze w galerii handlowej i kupuje dużego, szmacianego Mikołaja-pozytywkę za 200 zł.
- Będzie ładnie wyglądał na stole - cieszy się.
Miło, kolorowo i chyba całkiem tanio
Na parkingu Ania przeżywa najgorsze chwile swojego życia. Jej sąsiadka z autobusu też kupiła proszek do prania, ale razem z płynem do płukania tkanin! I zapłaciła za niego tylko o 8 zł więcej niż Ania za sam proszek.
- Promocja - wyjaśnia zrozpaczonej dziewczynie, która nie może zrozumieć, jakim cudem przeoczyła tak doskonałą okazję. Jakby tego było mało, jej cudowna sukienka jest porwana w jednym miejscu! Co prawda na dole, przy samym szwie, ale jednak. Żeby tylko miała dobry rozmiar...
- No i co powie tatko, kiedy będzie musiał oddać pieniądze kierowcy! - dziewczyna łapie się za głowę. Następnym razem, kiedy tu przyjedzie, nie da się tak nabrać. Będzie zliczać zakupy na kalkulatorze i dobrze się przyglądać temu, co kupuje. Bo że przyjedzie tu znowu, to pewne. Przecież w hipermarkecie jest tak miło, kolorowo i chyba całkiem tanio...
Anna Mierzyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna