Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczęśliwe lata minęły wraz z wejściem wojsk radzieckich

Redakcja
Cmentarz w Bargłowie -  grób rodzinny Jagłowskich, w którym spoczywa Pani Stefania Jagłowska
Cmentarz w Bargłowie - grób rodzinny Jagłowskich, w którym spoczywa Pani Stefania Jagłowska
Historię swojego życia opowiada pani Anna Siemion
Rodzinny dom Prusko z 1929 roku we wsi Kroszewo - fotografia wykonana w 2005 roku

Rodzinny dom Prusko z 1929 roku we wsi Kroszewo - fotografia wykonana w 2005 roku

Od zawsze lubiłam patrzeć na rodzinną fotografię mojej mamy - Sabiny Prusko ( po mężu Siemion), wykonaną w przydomowym sadzie we wsi Kroszewo (pod Rajgrodem, nieopodal Augustowa), przez obwoźnego fotografa w lato 1938 roku, ...a najbardziej podobały mi się sukienki kretonowe i białe skarpetki u dziewczynek.

Patrząc na błogi spokój i szczęście rodzinne, które panowało w domu - a fotografia jest tego potwierdzeniem - aż trudno uwierzyć, że za chwilę miała wydarzyć się rodzinna tragedia, która wszystko przewartościowała, przenicowała i wszystkich zmieniła na zawsze.

Szczęśliwe lata
Małżeństwo: Ewy i Szymona Prusko (zawarte w 1918 roku) było udane, szczęśliwe i dostatnie. Oboje cechowali się pracowitością połączoną z gospodarnością i wielkimi ambicjami i jeszcze większymi nadziejami na dostatnie życie swoje i w przyszłości dzieci. Ewa prowadziła dom i wychowywała dzieci z poszanowaniem rodzinnych zwyczajów i tradycji narodowej, a Szymon zajmował się gospodarstwem. Takie proste i podzielone role, sprawdzone od wieków w dziejach ludzkości.

Filozofię mieli prostą - normalnie żyć! Tym bardziej, że było dla kogo; najstarszy był syn Piotr, dalej już same dziewczynki: Anna, Sabina, Marysia, Jadzia, Teresa, Zosia i najmłodsza Danusia.

Byli dumni ze wszystkiego co posiadali na własność. Dzieci, dom i ziemia były ich największą wartością w życiu. Mieli dla kogo żyć i wstawać o poranku, wyznaczonymi porami roku. Wszystkie dzieci były zdrowe i biegały do szkoły w Bargłowie, pokonując 3 km drogi w jedną stronę i z powrotem, czyli 6 km. Nikt się nie uskarżał na los. Tylko czasami, w mroźne dni zimowe Szymon podwoził saniami dziewczynki do szkoły. Zwyczajna szczęśliwa rodzina, żyjąca na polskiej ziemi w okresie międzywojennym.

Lato 1939 roku nie zapowiadało niczego złego na dalekiej kolonii we wsi Kroszewo. Ziemi ornej było dużo, zabudowania z inwentarzem żywym wielkie i pełne, w obejściu kilkoro sezonowych parobków, a pracy na roli i w domu jeszcze więcej. Nikt nie zaprzątał sobie głowy polityką, tym bardziej, że żniwa i wykopki były w pełni i należało zrobić wszystko, aby żaden kłos czy ziemniak nie zmarnował się na polu.

Z ustnych przekazów ludzi, dochodziły sygnały do wsi Kroszewo, o szczególnej przyjaźni Hitlera i Stalina, ale co ona miała wspólnego z rodzinnym domem Ewy i Szymona Prusko? "Czarne chmury" które naciągały nad Polskę tego pięknego lata, wszak nie miały dotyczyć ich najbliższych ...a jednak!

Rodzinny dom Prusko z 1929 roku we wsi Kroszewo - fotografia wykonana w 2005 roku

Wybuch II wojny światowej w 1939 roku
Stalin postanowił nie zmarnować historycznej szansy w 1939 roku i w późniejszych latach, w rozprawieniu się z Polakami. Dekret był czytelny: wszystkich obszarników, bogaczy, buntowników, ludzi inteligencji i kultury - na Sybir! Naród Polski miał być zniewolony i pozbawiony warstwy przywódczej.

Jak życie miało pokazać - nie bez znaczenia dla Sowietów był fakt dobrej znajomości polskich realiów przez Żydów, którzy natenczas jakby zapomnieli, która ręka ich karmiła i przygarnęła na tę ziemię od lat. Żydzi na własne życzenie, szybko stali się przydatni Sowietom po ich wkroczeniu do Augustowa, wykazując się nadgorliwością w szkalowaniu Polaków. Wespół z NKWD wytypowali polskie rodziny, następnie szybko i sprawnie przygotowali listę niewygodnych Polaków lub podpadających pod dekret Stalina, do zsyłki na Sybir. Moja rodzina "po "kądzieli" Prusko - znalazła się właśnie w tej grupie.

Deportacja rodziny Prusko w 1941 roku
Przymusowe wywózki ze wschodnich terenów kraju w głąb Syberii, począwszy od 1939 roku, nie dotyczyły tylko rodziny moich dziadków. Nie byli oni też odosobnionym przypadkiem we wsi Kroszewo i okolic Augustowa. Na przykład: ludność pobliskiej wsi Netta została cała deportowana na Sybir, a to tylko dlatego, że Naczelnik Józef Piłsudski oddał ziemie tej wsi uczestnikom wojny polsko-bolszewickiej z roku 1920. Stalin zemścił się na tych polskich bohaterach, wywiózł ich wszystkich.

Z terenu Augustowa pierwsza wywózka ludności na Sybir miała miejsce w zimie 10 lutego 1940 roku, przy mrozie dochodzącym do (minus) -30°C.

Druga masowa deportacja nastąpiła 13 kwietnia 1940 roku.

A trzecia deportacja, która objęła rodzinę Prusko miała miejsce 22 czerwca 1941 roku.

Ale wcześniej, w październiku 1940 roku, bladym świtem w domu w Kroszewie, NKWD aresztowało Szymona Prusko i jego jedynego syna Piotra. Sowieci zabrali ich do więzienia w Augustowie, z tym, że Piotr został zwolniony po dwóch tygodniach jako małoletni, a Szymonowi postawiono zarzut bycia niewygodnym obszarnikiem lub z rosyjskiego kułakiem. Jakby tego było mało, to po jakimś czasie, Szymona wywieziono dalej, do więzienia w Grodnie, który automatycznie utracił kontakt z rodziną, a rodzina z nim. Życie napisało najgorszy scenariusz, w rzeczywistości Ewa pożegnała męża na zawsze, a dzieci na odchodne pocałowały tatę po raz ostatni w życiu, o czym wówczas, oczywiście nikt nie wiedział.

W tym czasie, gdy Szymon nadal przebywał w więzieniu w Grodnie nie dając znaku życia o sobie, Ewa z dziewczynkami w nowych okolicznościach starała się prowadzić dom i gospodarkę jak umiała. Pozostałym w domu nie było lekko. Gospodarka opuszczona i co rusz, przeraźliwe wiadomości od ludzi o wojnie. Z młodszych córek pożytek żaden, a starsze pomagały mamie jak mogły: w polu, w obejściu, w domu. W efekcie ledwo wiązały koniec z końcem. I chociaż nastała epoka rządów kobiet w Kroszewie, to Ewa z córkami, wcale nie była szczęśliwa z tego powodu.

W tym okresie, Piotr jako jedyny mężczyzna w domu, też nie bywał w nim i z nimi, tylko nocą wpadał po jedzenie i ukradkiem zmykał tak, aby nikt go nie widział. Po pierwszym aresztowaniu przez NKWD poszedł on "w las" - do partyzantki, jak wielu innych chłopaków ze wsi i okolic, a właściwie należałoby napisać - jak wielu innych chłopaków w całej Polsce.

We wtorek 17 czerwca 1941 roku, ktoś z sąsiadów z Kroszewa jechał furmanką do Grajewa. Ewa Prusko wpadła na pomysł, aby do krewnych z zapakowanym koszykiem gościńca pojechała jej mała córka Zosia. Tak też się stało. Pojechała ...

Dlatego, z powodu nieobecności w domu, z rodziny 10-cio osobowej, deportacja nie objęła: seniora rodu - Szymona Prusko (bo przebywał w więzieniu w Grodnie), syna - Piotra (bo ukrywał się w lesie), córki - Zosi (bo pojechała do kuzynki do Grajewa), a pozostała siódemka osób, niebawem miała pojechać na Sybir.

Sowieci drugi raz przyszli do domu Ewy Prusko 20 czerwca 1941 roku, tym razem po nią samą i dzieci. Druga wizyta "tych panów" była również mało pokojowa co i pierwsza. Zapadł wyrok! Od ganku było słychać gromkie - Sabierajtsja (Zabierać się!) ...to było na powitanie. Następnie zrobili rewizję całego domu i kazali sobie podać dużo smacznego jedzenia. Później rozkazali pakować się w try miga, bez wyjaśniania w jakim celu opuszczają kraj i na jak długo ...i w ogóle za co? Natomiast tłumaczyli, że tam gdzie jadą, jest wszystko i nie należy brać ze sobą dużo rzeczy. Mądrość Ewy umiała odpowiedzieć na pytanie - za co, i dlaczego dotyczy to właśnie ich - tylko jak to dzieciom wytłumaczyć? Zresztą, nie było czasu na żadne komentarze i wyjaśnienia. Ewa na spakowanie całej rodziny miała jedną godzinę, bo tyle czasu Sowieci przeznaczali na wytypowaną rodzinę, natomiast bagażu nie wolno było mieć więcej niż 100 kilogramów łącznie. Takie były wytyczne NKWD.

W czasie chaosu i zamętu, jaki natychmiast nastał w całym domu, Ewa w chwili deportacji złapała ze stołu dwa obrusy do związania rzeczy w tobołek. A wspominam o obrusach dlatego, że są one jedyną pamiątką w mojej rodzinie z okresu wywózki na Sybir i chyba nieliczną pamiątką w ogóle jaką inni posiadają. Moja mama - Sabina, będąc dziewczynką w wieku 14~16 lat, w wolnych chwilach od nauki, a pasąc gęsi, haftowała te obrusy na kawałku lnu z własnego wyrobu. Obrusy były na tyle duże i mocne, że wytrzymały pobyt na Syberii, wróciły razem z nimi do kraju, zaliczyły lata komuny i nadal są w dobrym stanie. Dziś spokojnie leżą w kufrze na strychu w Augustowie.
Jak założyłam własną rodzinę, mama mi podarowała, z prośbą, aby nie wyrzucać obrusów, tak bliskich jej sercu. Ja zostawiam je synowi i upominam, że nie wolno ich zniszczyć!

Wracając do chwili deportacji …dziewczynki szybko pobiegły do chlewa aby wypuścić krowę na łąkę i uwolnić ptactwo z kurnika, a Ewa w tym czasie, gorączkowo pakowała kołdry, ubrania, a przede wszystkim zapasy żywności. I to też nie do końca, bo w pośpiechu nie było czasu na pieczenie chleba.

W ową egzotyczną, przymusową podróż, Ewa Prusko z sześciorgiem córek udała się z Kroszewa, w piątek 20 czerwca 1941 roku, pod eskortą biura podróży zwane NKWD. Swojsko brzmiąca gałanckaja swołocz nie przebierała w formach grzecznościowych. Wrzeszcząc i popychając bezbronną ludność, ładowała na furmanki: kobiety, dzieci, starców, ludzi chorych i zdrowych byleby wszystkich. Co pozostało żywe: konie, krowy, świnie Sowieci kradli i odsyłali do swoich. Drabiniaste wozy w zaprzęgach konnych, wypełnione ludźmi, tobołami i pakunkami kierowano prosto na stację kolejową w Augustowie. Tak zapakowana Ewa z córkami przejeżdżając przez swoją wieś w asyście sołdatów z karabinami wiszącymi na sznurkach, spotkała sąsiadkę - Panią Stefanię Jagłowską. Cała tonąc we łzach krzyknęła do niej - Stefciu! my nawet chleba nie mamy na drogę!

Tego samego dnia, Pani Jagłowska upiekła trzy bochenki chleba i przez sąsiada podesłała Ewie, gdy ona czekała na swój wagon na rampie kolejowej w Augustowie. Jak się później okazało, ten wiejski chleb był najcenniejszym otrzymanym prezentem w życiu Ewy. Uratował ich wszystkich od pewnej głodowej śmierci w czasie długiej podróży na wschód.

Moja mama - Sabina, przez całe swoje życie wracała wspomnieniami do epizodu z chlebem i do samej Pani Jagłowskiej. Była jej dozgonnie wdzięczna za ten gest dobrej woli. A gdyby Ewa Prusko nie miała trzech bochenków chleba na podróż Syberyjską - czy dziś napisałabym wspomnienia rodzinne?
Gdy w lipcu 2005 roku, ja byłam z mamą i synem na cmentarzu w Bargłowie, mama pokazała nam jej grób. Uczyłam syna, że ma po zawsze pokłonić się i zapalić lampkę wiecznego pokoju na grobie Pani Stefanii Jagłowskiej (1910 - 1997).

Zbiórka Sybiraków z okolic Augustowa trwała 2 dni. Punktem zbiorczym dla wszystkich deportowanych była rampa stacji kolejowej w Augustowie. Tu nikt już nie miał złudzeń. Ewa Prusko z dziećmi również - Żegnaj Ojczyzno! a Ty Panie Boże spraw, aby wrócić do kraju chociażby i na piechotę - szeptała Ewa.

Ten sam los spotkał najbliższych i dalszych sąsiadów rodziny Prusko. Tego samego dnia zostali deportowani całą rodziną sąsiedzi: Państwo Waliccy, Ołdakowie i Ruszczykowie.

Co wówczas czuła ta dumna Matka Polka, która urodziła 9 dzieci i zostawiła w niepewny los groby najbliższych, własną krwawiznę, dwoje dzieci w domu i męża w sowieckim więzieniu? O czym myślała ta Wielka Dama, gdy bez kapelusza na głowie, spoglądała ostatni raz na polskie niebo stojąc pokornie na peronie kolejowym w Augustowie? Upokorzona niesprawiedliwością losu, z goryczą zdeptanej godności osobistej, Ewa z córkami cierpliwie czekała na przyjazd pociągu towarowego na syberyjski wyjazd . Mój Boże! - Jak bardzo musiało być jej ciężko.

Gdy po latach pytałam się mamy - Czy nikt nie próbował uciekać z transportu? Zawsze była ta sama odpowiedź - Mama przysięgała przed obrazem Matki Boskiej, że wróci i przywiedzie wszystkie dzieci. Przysięgi dotrzymała! Poza tym, Ewa trochę instynktownie, a przede wszystkim matczyną mądrością wyczuwała, że trzymanie wszystkich dzieci przy sobie, zwiększa szansę na wspólny powrót. W tych upiornych okolicznościach dawało to jej większy spokój psychiczny, mając wszystkie córki na oku, niż dając pozwolenie na ryzykowne ucieczki starszych córek jak: Anny, która miała 20 lat, czy Sabinie, która wówczas miała 18 lat. O ucieczce zbiorowej nie było mowy. A żadne przekupstwo prostego sołdata z karabinem na postronku w waciaku zamiast munduru, z bosymi nogami w kamaszach, który zamiast onuc miał nogi obwinięte papierem lub słomą, i przed chwilą został wypuszczony z kryminału lub gułagu, nie wchodziło w rachubę. Przed wejściem do wagonu NKWD odbierało wszystkim jakiekolwiek dokumenty tożsamości. Ewie odebrano również.

Z Ewą Prusko na Syberię pojechały córki: Anna, Sabina, Marysia, Jadzia, Teresa i Danusia.

Ulokowana, a raczej zapakowana ludność aż w 96 wagonach towarowych, pociągami przez Grodno ruszyła na Syberię. Był poranek soboty dnia 22 czerwca 1941 roku.

Pociąg ruszył. Przejeżdżając przez Kamiennę słychać było warkot silników niemieckich samolotów lecących z zachodu na wschód, po chwili strzały. W sąsiednim wagonie ktoś został śmiertelnie trafiony, a malutka Danusia tak mocno przestraszyła się huku, że do czwartego roku życia nie mówiła w ogóle nic. Wojna! ... teraz rozpoczęła się wojna niemiecko- sowiecka.

Na kolanach, ze łzami w oczach, wszyscy zaczęli w wagonie …Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko …

Cmentarz w Bargłowie - grób rodzinny Jagłowskich, w którym spoczywa Pani Stefania Jagłowska

Cmentarz w Bargłowie - grób rodzinny Jagłowskich, w którym spoczywa Pani Stefania Jagłowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna