Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tata tego nie zrobił

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Jan S. (tyłem) po raz kolejny powtórzył wczoraj, że do winy się nie przyznaje. Sąd uznał, iż nie ma dowodów jego winy.
Jan S. (tyłem) po raz kolejny powtórzył wczoraj, że do winy się nie przyznaje. Sąd uznał, iż nie ma dowodów jego winy. Archiwum
Suwałki/Augustów. Nie wiadomo, kto zabił Teresę S., nauczycielkę z Augustowa. Wczoraj, po raz trzeci już, od zarzutu uniewinniony został jej mąż Jan.

Dotychczas proces odbywał się przy drzwiach zamkniętych. Tajemnicą objęty był nawet akt oskarżenia. Sąd jednak zerwał z tą praktyką i zezwolił na udział dziennikarzy w części rozprawy. Jawne było także uzasadnienie wyroku.
Z dziennikarzami rozmawiali członkowie rodziny, a nawet Marcin S., syn zamordowanej nauczycielki. Dzisiaj ma już 20 lat. Studiuje języki obce w Warszawie. Babcia, pani S., z wnuka jest bardzo dumna.
- Na jedno miejsce było aż 24 chętnych, a Marcinek mimo wszystko się na te studia dostał - mówi.
Kiedy matka została zabita, miał 12 lat. Sam zresztą ledwo uszedł z tego z życiem. Feralnej majowej nocy 1999 roku ktoś bowiem próbował go dusić. O niewinności swojego ojca jest w stu procentach przekonany.
- Tata nigdy by czegoś takiego nie zrobił - zapewnia.
Zarówno on, jak i matka Jana S. oraz jego teść nie pozostawiają suchej nitki na prokuratorze.
- Uczepił się jak rzep - mówi pani S. - Uparł się, że zabójcą jest Janek - wbrew oczywistym dowodom. Nigdy natomiast nie brał poważnie śladów wskazujących na włamanie. Proszę powiedzieć, czy dorosły już chłopak byłby dalej z ojcem, gdyby ten zabił mu matkę i próbował jego pozbawić życia? I czy gdyby w tej rodzinie coś złego się działo, wspieraliby Janka teściowie?
Rodzinna sielanka
Teresa S. miała 41 lat. Uczyła polskiego w szkole średniej. Była szanowana i lubiana.
- Wesoła, bardzo sympatyczna kobieta - mówiły o niej koleżanki.
Sąd odczytywał wczoraj zeznania Jana S. dotyczące tamtego majowego dnia. Całą rodziną byli najpierw na obiedzie w restauracji. Potem zaszli jeszcze na hamburgery. W domu oglądali telewizję i kilkakrotnie wychodzili z żoną do piwnicy na papierosa. Nie doszło do najmniejszej scysji. Co było dalej, nie wiadomo, bo ta część rozprawy została utajniona.
Z aktu oskarżenia wynika, że w nocy małżonkowie pokłócili się. Wówczas Jan miał udusić żonę, a potem próbował zamordować syna. Został oskarżony nie tylko o to, ale też o seksualne wykorzystywanie Marcina. Zaraz po zdarzeniu został na krótko aresztowany. Potem jednak wyszedł na wolność. Odpowiada więc z wolnej stopy.
Dowody są za słabe
- Nie ma przekonywających dowodów, że Jan S. dopuścił się zarzucanych mu czynów - uzasadniał uniewinniający wyrok sędzia Jacek Przygucki. - Wielu wątpliwości nie udało się wyjaśnić. A dzisiaj tego już się zrobić nie da.
Sąd zakwestionował też rzekomy motyw zabójstwa. Uznał, że prokuratura nie dowiodła, aby Jan S. wykorzystywał seksualnie swojego syna. Jest to, zdaniem składu orzekającego, wręcz bardzo mało prawdopodobne.
Z kolei fakt, że policja nie znalazła śladów włamania do domu, nie oznacza, iż do niego rzeczywiście nie doszło, a wszystko jest wymysłem oskarżonego.
- Być może lepiej trzeba było zabezpieczać dowody zaraz po zdarzeniu - mówił sędzia.
Także ten wyrok prawomocny nie jest. Jeśli prokurator dotrzyma słowa, sprawą, także już po raz trzeci, zajmie się Sąd Apelacyjny w Białymstoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna