Ten protest to rozpaczliwa próba ratowania stołków politykom

Kwestionują głównie to, że ludzie byli dowożeni do lokali, w których odbywało się głosowanie.

Protest wpłynął, jak informowaliśmy, we wtorek. Ponieważ stało się to pod koniec pracy suwalskiego sądu, żadne szczegóły nie były jeszcze znane. Wczoraj udało nam się dowiedzieć, że chodzi przede wszystkim o dowożenie ludzi do lokali. Wiesława Jedlińska, pełnomocnik komitetu, który doprowadził do przeprowadzenia referendum, przyznawała w rozmowie z nami, że tak rzeczywiście było.

- Pomagaliśmy ludziom, którzy nie mieli środków transportu - mówiła. - Pytaliśmy zresztą suwalską delegaturę Państwowej Komisji Wyborczej, czy tak można robić. Powiedziano nam, że jak najbardziej, byleby nie przeprowadzać agitacji.

Wczoraj próbowaliśmy skontaktować się z wnioskodawcami. Na naszego e-maila jednak nie odpowiedzieli. Komitet Obywatelski, to struktura powstała stosunkowo niedawno. Tworzą go m.in. członkowie rodzin radnych, którzy nie popierają obecnej pani wójt. Przeciwko tej grupie referendum było tak naprawdę skierowane.

Pomysłodawcy odwołania rady komentują protest tak, iż jest to rozpaczliwa próba ratowania stołków dla kilku osób. Gdyby wyniki referendum się uprawomocniły, rada przestałaby istnieć i trzeba by zarządzić przedterminowe wybory.

A wtedy, zdaniem naszych rozmówców, znaczna część obecnych radnych nie miałaby specjalnych szans na ponowny wybór. Termin rozprawy suwalski sąd wyznaczy najprawdopodobniej dzisiaj. Posiedzenie musi się odbyć najpóźniej po dwóch tygodniach od wpłynięcia wniosku.