MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Zubilewicz: Lubię ciepełko

Redakcja
– W pogodzie można zauważyć okresowość: cykle cieplejsze i zimne – mówi Tomasz Zubilewicz z TVN-u. – Teraz mamy zimny okres, który charakterystyczny był dla lat 60. i 70. poprzedniego stulecia. Najbliższe zimy będą więc śnieżne i mroźne.
– W pogodzie można zauważyć okresowość: cykle cieplejsze i zimne – mówi Tomasz Zubilewicz z TVN-u. – Teraz mamy zimny okres, który charakterystyczny był dla lat 60. i 70. poprzedniego stulecia. Najbliższe zimy będą więc śnieżne i mroźne.
Co roku, w grudniu, przyjeżdżam na Suwalszczyznę - mówi Tomasz Zubilewicz, prezenter pogody w TVN.

Najpiękniejszy obraz zimy z dzieciństwa...
- Myśląc o takiej zimie pierwsze skojarzenie, jakie mi przychodzi do głowy to Bieszczady, a konkretnie Rzepedź. Byłem tam pod koniec lat siedemdziesiątych na zimowym obozie sportowym. Jeździliśmy na nartach i graliśmy w siatkówkę z kolegami z reprezentacji szkoły. To była chyba druga klasa szkoły średniej. Panowała wówczas ta słynna zima stulecia. Doświadczaliśmy dużych mrozów i opadów śniegu. Scenerię mieliśmy cudowną, bajkową. I ta cisza, spokój, jak to w górach. Chodziliśmy po różnych szlakach. Pamiętam Jeziorka Duszatyńskie, kolejkę wąskotorową, a potem powrót do domu do Warszawy koleją. Podróż trwała.. ojej, ojej, ojej. Pociąg miał być o 7.11 na dworcu centralnym, tymczasem na obrzeża Warszawy dojechaliśmy na 18.30.

Zima w Warszawie już nie była tak urokliwa...
- Niestety. W ogóle zima w dużym mieście jest męcząca.

Armagedon, klęska - słychać było dziennikarzy relacjonujących pierwszy atak zimy w kraju. To nie przesada?
- Nie, jeśli chodzi o duże miasta. Trzeba chyba trzeciej wojny światowej, żeby nastąpił taki paraliż. Po takich obfitych opadach całe miasto stoi. Przed chwilą jechałem samochodem. Przede mną było auto, które nie mogło ruszyć, bo nie miało opon zimowych. Irytuje mnie to, że kierowcy nie potrafią wyciągać wniosków, nie potrafią obejrzeć prognozy pogody i przygotować się do drogi, np. zabrać łańcuchy na koła, albo na czas zmienić opony. Zima w Warszawie to koszmar. Nie mówiąc o tym, że bardzo często zalega na poboczach śnieg i jest problem z zaparkowaniem samochodu.

Te dzisiejsze zimy tak bardzo różnią się od tych sprzed 20-30 lat?
- W pogodzie można zauważyć okresowość: cykle cieplejsze i zimne. Wszystko wskazuje na to, że mamy teraz zimny okres, który charakterystyczny był dla lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych z poprzedniego stulecia. Zimy będą więc śnieżne i mroźne. W pogodzie w ogóle dużo się dzieje. Zwłaszcza ten rok to pokazał. Powodzie, susza, mrozy. Klimat się zmienia i często nas zaskakuje. Nie zdziwię się, jeśli jeszcze w grudniu będziemy mieli plus 10 stopni.

Byle nie na święta. Skrzypiący pod nogami biały puch ma magiczny urok.
- Na pewno. Wtedy wyjście wieczorem na pasterkę ma inny charakter.

Ludzie dzielą się na ciepłolubnych i zimolubnych. Do której grupy pan by się zaliczył?
- Lubię ciepełko (śmiech). Ale też patrzę na to przez pryzmat zawodowych obowiązków. Bardzo dużo jeżdżę po Polsce i wiem, że jak pada śnieg, to będzie dramat na drodze. Może właśnie dlatego zima jest na drugim miejscu. Wychodzi na pierwsze, gdy wyskakuję poszaleć na nartach.

Czy jest takie miejsce w Polsce lub na świecie, które chciałby pan odwiedzić właśnie zimą?
- Co roku w grudniu jeżdżę na Suwalszczyznę, bo tam biorę udział w turniejowym spotkaniu mikołajkowym. W tym roku też! Ładne miejsce, przyjemny klimat. Jeśli chodzi o Europę, to na pewno numerem jeden dla mnie jest Austria, bo tam jeżdżę na narty. Jeśli chodzi o świat - no to jakieś Karaiby (ha ha ha).

Najniższa temperatura na termometrze domowym lub w pracy, jaką pan pamięta?
- Minus 34 stopnie. Ale mam też obrazek z dzieciństwa, z lat siedemdziesiątych, kiedy w domu wysiadło ogrzewanie. W pokoju było zaledwie dwanaście stopni. Spaliśmy wszyscy w jednym, najcieplejszym pokoju. Mama wstawała bardzo wcześnie, żeby dogrzać mieszkanie ogniem z kuchenki gazowej. Rozgrzewała nas gorąca herbata. Takie wieczory spędzane w rodzinnej atmosferze, też były urokliwe.

Jest pan fanem nart, a uprawia pan też inne tzw. sporty zimowe?
- Nie. Kiedyś z dziećmi poszedłem na łyżwy, ale tak mnie potem nogi bolały, że już potem wolały same chodzić, niż zabierać tatę. Zabawa na łyżwach to też wspomnienie z dzieciństwa. Na naszym podwórku wylewaliśmy lodowisko, a potem graliśmy z kolegami w hokeja. Rzeczywiście spędzało się trochę czasu na powietrzu. Dużo więcej, niż dzisiejsze młode pokolenie. Ale zimą chętnie spędzam czas na sportowo. Tyle, że w hali, gdzie przez cały rok gramy w piłkę.

Pamięta pan swoje sanki?
- Pewnie że tak, bo do dzisiaj stoją w naszej piwnicy. Moje dzieci na nich jeździły i dziecko brata. Dół był metalowy, a góra z desek pomalowanych na czerwono. Nie były to sanki kupowane, tylko robione przez ojca. Teraz relaksuję się inaczej. Mieszkamy w domu tuż pod Warszawą. Niemal codziennie rano mam kilka minut na dotlenienie się, gdy trzeba odgarnąć śnieg. Miły obowiązek.

Mikołaj do pana ciągle przychodzi?
- Przychodzi, ale on nie może spełnić moich marzeń i potrzeb.

Pretensje do Mikołaja?
- Bo ja bym chciał dostać dużo wolnego czasu (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna