Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trampki były rarytasem

(db)
Przed lekcjami obowiązkowo śpiewano hymn rozpoczynający się od słów "Naprzód, młodzieży świata". Po zakończonych zajęciach odmawiano natomiast wspólną modlitwę. Taki scenariusz obowiązywał w latach 50-tych w każdej polskiej szkole. Wyjątku nie stanowiły również sokólskie placówki oświatowe.

Marian Biziuk z Sokółki poszedł do szkoły jesienią 1943 roku. Razem z nim na tajne nauczanie zgłosiło się jeszcze trzech chłopców. Lekcje prowadziła Irena Skopczyńska, która przed wojną pracowała jako sekretarka w sokólskim starostwie.
Każdy miał swój płot
Pani Irena mieszkała w w drewnianym domu przy ul. Grodzieńskiej. Obok zajmowanego przez nią budynku mieściło się niemieckie starostwo (w miejscu, gdzie obecnie jest biuro PSS-u - przyp. red.).
- Tajne nauczanie początkowo odbywało się w domu naszej nauczycielki. Każde z dzieci przychodziło na lekcje z innej strony podwórka. Śmieliśmy się, że w drodze do "szkoły" pokonywaliśmy kilka płotów, a raczej dziur w tych płotach - opowiada Marian Biziuk.
Po jakimś czasie tajne nauczanie pod okiem Ireny Skopczyńskiej zostało przeniesione do mieszkania nad dworcem PKS.
- Zmiana ta była podyktowana względami bezpieczeństwa. O wyborze nowego miejsca zadecydował fakt, że nad dworcem mieszkał jeden z uczniów - wspomina nasz rozmówca.
Wieszaki zamiast ławek
Jesienią 1944 roku w Sokółce zaczęła działać szkoła podstawowa. Ulokowano ją w budynku znajdującym się obok dzisiejszego hotelu.
- Inne miejsce nie wchodziło wtedy w grę, ponieważ w siedzibie późniejszej SP nr 1 mieścił się wówczas szpital. Mogliśmy się tam przeprowadzić dopiero po kilku miesiącach. Druga klasę kończyłem już w budynku SP nr 1 - dodaje Marian Biziuk.
W powojennej szkole nie było prawdziwych ławek. Ich funkcję pełniły pulpity z niemieckich wieszaków.
- Kiedy przychodziła niedziela, wszyscy uczniowie zbierali się przed szkołą i dopiero wtedy razem z nauczycielem szli parami na mszę do kościoła. Wyłamanie się z tej zasady było jednoznaczne z uzyskaniem niższej oceny ze sprawowania na świadectwie - opowiada Marian Biziuk.
Pod koniec lat 40-tych władza usunęła ze szkolnictwa większość przedwojennych nauczycieli za to, że byli "niepoprawni ideologicznie".
Pióro tylko dla profesorów
W 1950 roku Marian Biziuk rozpoczął naukę w sokólskim liceum. Urządzono je w budynku, gdzie sześć lat wcześniej działała szkoła podstawowa.
- Do pisania nadal używaliśmy stalówek i atramentu. Wieczne pióra mieli tylko niektórzy z naszych profesorów. Uczniowie przychodzili do szkoły w tenisówkach, a trampki były prawdziwym rarytasem, na który mogli sobie pozwolić tylko nieliczni - opowiada sokółczanin.
Postrachem miejscowych licealistów były lekcje matematyki prowadzone przez Kazimierza Lewickiego.
- Nikomu nie popuścił, ale za to matematyki nauczył nas perfekcyjnie - dodaje Marian Biziuk.
Porządki na pogrzeb Stalina
- Kiedy w 1953 roku umarł Stalin, uczniowie liceum musieli pilnować porządku na ulicach. Chodziło o to, że każdemu z nas wyznaczono rejon, gdzie kazano nam pełnić dyżur w czasie, kiedy odbywał się pogrzeb Stalina. Musieliśmy wstrzymać na kilka minut ruch uliczny. Pamiętam, że Stalina chowano w poniedziałek, czyli dzień targowy w Sokółce. Kierowcy furmanek byli jednak wyrozumiali i słuchali naszych poleceń - przyznaje Marian Biziuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna