Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trudna droga do trzeźwości

Urszula Ludwiczak [email protected]
Waldek i Wisiek są już po detoksie, ale czy uda im się wytrwać w trzeźwości?
Waldek i Wisiek są już po detoksie, ale czy uda im się wytrwać w trzeźwości? B. Maleszewska
Co można robić w niewielkiej miejscowości, gdy nie ma żadnego zajęcia, a większość mieszkańców całymi dniami stoi pod sklepem z butelką w ręku? Pić jak inni. I naprawdę ciężko jest z tego kręgu się wyrwać. Wiesiek i Waldek chcą spróbować. Jan od 4 lat jest trzeźwy.

Alkohol robi z człowiekiem coś takiego, że trzeźwość budzi w nim odrazę, za to sięganie po kolejną butelkę jest całkowicie w porządku - mówi Jan, trzeźwy alkoholik. - Kiedy piłem, moimi najlepszymi przyjaciółmi byli ci, którzy pili ze mną. Gdy rodzina czy znajomi zwracali mi uwagę, budzili we mnie agresję. To, że jestem alkoholikiem, nie przechodziło mi przez gardło.

Dopiero po wielu latach picia i osiągnięciu dna Jan zrozumiał swój problem, nazwał go i zaakceptował. - Jestem chory, bo alkoholizm to choroba - mówi. - Teraz to wiem.
Wiesiek i Waldek właśnie trafili na detoks po ciągu alkoholowym. Wiedzą, że mają problem, ale na razie nie zdołali sobie z nim poradzić.

Próby rzucania
- Pierwszy raz po alkohol sięgnąłem, jak miałem 14 czy 15 lat - wspomina Jan. - To było takie popijanie w szkole średniej. Gdy poszedłem do wojska, też piłem, ale wtedy już zdarzały mi się sytuacje, że urywał mi się film. Po wojsku zacząłem pracę i coraz większe pijaństwo.

Pierwsze otrzeźwienie przyszło, kiedy Jan, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu, spowodował wypadek.

- Straciłem wtedy po raz pierwszy pracę, musiałem zapłacić za szkody wyrządzone właścicielowi drugiego samochodu i dostałem jeszcze wyrok: 2 lata więzienia - mówi Jan. - To był dla mnie taki pierwszy "szok termiczny" dotyczący alkoholu. Ale nie za wiele mi pomógł. Bo po otrząśnięciu się z tej sytuacji zacząłem pić znowu.

Mijały lata i było coraz gorzej. Jan znowu stracił pracę, miał problemy rodzinne. Przyznaje, że próbował rozstać się z nałogiem kilkakrotnie. - Kilka razy składałem np. przysięgi kościelne, że nie będę pił - opowiada. - Jedną przysięgę miałem na pół roku, dwie na rok i jedną na 2 lata. Wytrzymywałem bez alkoholu, ale dosłownie z zegarkiem w ręku czekałem na chwilę, gdy czas przysięgi minie. Dlatego dziś wiem, że to nie miało nic wspólnego z prawdziwą abstynencją.

Kilkakrotnie Jan trafiał na odtrucie, ale zawsze po kilku dniach opuszczał szpital na własne żądanie. - Uważałem, że terapeuci nie umieją leczyć, wcale mnie nie rozumieją - mówi. - Nikt tak naprawdę nie był w stanie mnie przekonać, że powinienem poddać się terapii. Ale po trzecim odtruciu wszyłem sobie esperal i 1,5 roku nie piłem. A potem znowu zacząłem i było coraz gorzej.

Tym razem zdarzały się już rozróby, interwencje policji w domu, noclegi na izbie wytrzeźwień. W końcu Jan doszedł do dna. Po kilkumiesięcznym ciągu alkoholowym nie miał pracy i pieniędzy, miał za to ciągłe problemy ze zdrowiem i konflikty rodzinne. Znowu wylądował na izbie.

- Ale wtedy, po takiej nocy, coś we mnie pękło. Wziąłem taksówkę i pojechałem do siostry. Ona namówiła mnie na leczenie w Choroszczy. Zgodziłem się tym razem, od razu pojechaliśmy do szpitala. Udało się przejść wszystko, od odtrucia po całą terapię. Na szczęście rodzina do końca się mnie nie wyrzekła, za co będę jej do końca życia wdzięczny.

Jan jednak przyznaje, że łatwo nie było. Terapia odwykowa to ciężka praca, której nikt bez własnej woli nie jest w stanie przejść. Wie o tym Wiesław, który próbował już kilkakrotnie. Na razie bez efektu, nie dał rady przejść do końca terapii.

- Jestem alkoholikiem i to jest silniejsze ode mnie - mówi. - Piję od lat. Rzucić próbowałem nieraz, mój najdłuższy czas abstynencji to 2,5 roku. Może bym i wytrwał dłużej, ale spróbowałem piwo karmelkowe, smak poszedł i sięgnąłem po normalne. Myślałem, że nie zaszkodzi. Potem był kieliszek wódki i tak to poszło.

Ostatnio Wiesiek z kolegami pił przez tydzień. Zgłosił się w końcu sam na detoks, bo bał się, że straci pracę. - Wziąłem tydzień urlopu na odtrucie. Na oddział już po raz kolejny przyszedłem, jak mnie odtrują, muszę do pracy wrócić. Tylko nie wiem, czy mnie przyjmą, bo w pracy też już nieraz obiecywałem, że pić nie będę.

Z powodu picia alkoholu od Wieśka wyprowadziła się żona i dzieci. - Żona mówi, że wróci, jak pić przestanę. Będę się starał, ale co to za życie. Wracasz po pracy do domu, nikogo nie ma, nie ma z kim pogadać. To człowiek idzie do kolegów.

Piją jak wszyscy
- A niby co mają ze sobą robić mieszkańcy niewielkich miejscowości albo bezrobotni całymi dniami - mówi Waldek, który właśnie skończył detoks. - Wiadomo, że wszędzie się pije. To trudno odstawać od reszty.

Waldek na odwyku był pierwszy raz, ale nie uważa, że ma duży problem alkoholowy.

- Pić zacząłem późno, dopiero w wojsku - opowiada. - Wcześniej nie sięgałem po alkohol, ale w wojsku musiałem się dostosować do wszystkich. Ale wystarczyło, że wypiłem 2 piwa, więcej mi nie trzeba było.

Dziesięć lat temu Waldek zaczął pracę w browarze. - Piwa tam było pod dostatkiem, na każdej zmianie kilka się wypiło, a pół promila można było normalnie mieć - opowiada. - To się piło. Ale nie to był problem. Dopiero problem zaczął się, gdy pić zaczęła moja żona. Choć była krawcową, mogła pić w pracy, piły tam całe brygady. Żona zaczęła coraz później wracać z pracy, pijana. Zacząłem popijać, czekając na nią. Tak od godz. 19 do 1 w nocy sam pół litra wypijałem, siedząc w oknie.

W Wigilię rok temu żona Waldka wyszła rano do pracy i nie wróciła. Zadzwoniła tylko parę dni później, że jest w Hiszpanii. W Polsce zostawiła męża, syna i kilkadziesiąt tys. zł długu.

- Do końca grudnia jakoś wytrzymałem, ale styczeń i luty przepiłem - mówi Waldek. - W końcu postanowiłem przestać. Ale musiałem zmienić środowisko, bo u mnie na osiedlu przy sklepie całymi dniami stoją te same osoby. Piją na okrągło i każdego, kto przechodzi, proszą o 3 zł. Musiałem zmienić środowisko. Wyjechałem do matki na wieś.

Ale na wsi okazało się, że też się pije, do wszystkiego. - Pomagałem sąsiadowi wyrzucić obornik, podał śniadanie, do niego załącznik, potem obiad, i też załącznik, pół litra. I tak przez 4 dni. Ale jakoś mi ta wódka nie szła, a po paru dniach miałem jakieś przewidzenia, majaki. Przestraszyłem się. Matka przywiozła mnie do szpitala, na odwyk. Nie wiem, czy jak stąd wyjdę, wytrzymam bez picia. Może zapiszę się na jakąś terapię?

Najtrudniej dotrzeć
Lekarze ze szpitalnych oddziałów detoksykacyjnych przyznają, że bardzo często mają do czynienia z tymi samymi osobami.

- Bywa jednak i tak, że to przerwanie ciągu alkoholowego powoduje, że pacjent zaczyna porządkować swoje sprawy, podejmuje terapię i nawet ją kończy - mówi Krystyna Chodak z oddziału psychiatrycznego szpitala w Hajnówce. - Cieszy nas sukces każdego, komu uda się zerwać z nałogiem, nawet jeśli to są jednostki.
Na detoks w szpitalu psychiatrycznym w Choroszczy codziennie zgłasza się ok. 10 nowych osób. Na 60-łóżkowym oddziale nigdy nie ma wolnych miejsc. Po odtruciu terapię podejmuje ok. jedna trzecia alkoholików. - Ale nikogo z góry nie skreślamy, nawet gdy wiemy, że nie podejmie terapii - mówi dr Zbigniew Supronowicz, ordynator oddziału.

- Powodów zgłoszenia się na terapię uzależnienia od alkoholu jest sporo - mówi Jerzy Drabik z poradni leczenia uzależnień przy ul. Żurawiej w Białymstoku. - To często kłopoty zdrowotne, problemy z trzustką, sercem, drgawki, coraz silniejsze objawy zespołu abstynenckiego, długotrwałe ciągi alkoholowe, wreszcie wyrzucenie z pracy. Bywa, że rodzina nie wytrzymuje życia z alkoholikiem, składany jest pozew o rozwód. Impulsem jest też zatrzymanie za jazdę po pijanemu. U kobiet najważniejszym powodem podęcia terapii jest zabranie dzieci z powodu nałogu. Są grupy, do których w czasie leczenia szczególnie trudno dotrzeć. Najgorsze to lekarze, prawnicy czy nauczyciele. Zasadniczo im wyższe wykształcenie, tym bardziej winę się przerzuca, a to na ustrój, na żonę, na partię rządzącą, na pogodę. Ale każdemu, kto do nas trafia, najtrudniej jest przede wszystkim przyznać się, że jest się alkoholikiem.

- Osoby, które do nas trafiają, mają zazwyczaj za sobą 10-15 lat picia - dodaje Jerzy Słapek z poradni leczenia uzależnień przy ul. Storczykowej w Białymstoku. - Ale im wcześniejsza inicjacja alkoholowa, tym szybsze uzależnienie, łatwiej o uszkodzenie układu nerwowego. Teraz pić alkohol zaczynają coraz młodsi, to i do czynienia mamy z coraz młodszymi pacjentami. Kiedyś nie było przypadków, żeby 18 latek miał delirium i padaczkę poalkoholową, teraz mamy już takich pacjentów. Decyzja o leczeniu musi jednak pochodzić od samego uzależnionego, my nikogo do tego zmusić nie możemy. Choć terapia to najlepsza droga do bycia trzeźwym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna