Każdy dzień chłopca to ciągłe zmaganie się z okropnym bólem całego ciała. Czemu? Ponieważ osiemnastoletni Grześ urodził się z porażeniem mózgowym. Od pierwszej chwili wymagał znacznie więcej uwagi i opieki ze strony rodziców niż jego rówieśnicy.
- Mój synek nie zasługuje na taki los. Tak jak inni chciałby normalnie żyć - mówi Halina Mocarska, matka chłopaka. - Grzesio ma tyle marzeń. Mam świadomość, że przez swoją chorobę nie zrealizuje większości z nich. Dlatego serce mi pęka, jak widzę jego smutne oczy - dodaje ze łzami w oczach kobieta.
Pasmo cierpień
- Syn nauczył mnie jak prawdziwie żyć. Myślę, że śmiało może być przykładem jak walczyć z nieuleczalną chorobą - stwierdza Halina. - To dzięki niemu nabrałam odwagi, aby nie poddawać się przeciwnościom losu.
Nigdy nie zapomni sytuacji sprzed półtora roku. Co ją wtedy podkusiło, żeby zostawić Grzesia samego w mieszkaniu? Nie ma pojęcia. Nigdy tego nie robiła, ale wtedy... Powiedziała mu tylko, że za chwilę wróci, i żeby pod jej nieobecność niczego nie ruszał, nie zbliżał się do urządzeń elektrycznych.
- Boże, jaka ja byłam głupia! - Halina na wspomnienie tamtego dnia wybucha płaczem. - Przecież gdybym wtedy nie wyszła, może nie doszłoby do tej tragedii...
Grześ najczęściej spędza czas w dużym pokoju, przed telewizorem. Nie wiadomo dlaczego właśnie wtedy zainteresował się suszarką, którą matka przez przypadek tam zostawiła. Najpierw długo ją oglądał, potem przesunął włącznik.
- Wracałam już do mieszkania. Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk. Wbiegłam do pokoju i zobaczyłam Grzesia siedzącego na wózku, dotykającego rozpaczliwie swojej poparzonej twarzy.- Halinie drży głos. - Wyglądał strasznie! Jego skóra nie przypominała wyglądem ciała ludzkiego.
To był prawdziwy cud!
Pogotowie natychmiast przewiozło Grzesia do szpitala.
- Pamiętam spojrzenia sąsiadów, kiedy ratownicy medyczni go wynosili . Wcześniej, jeszcze zanim doszło do tego nieszczęścia, mówili mi, że syn pewnie jest dla mnie ciężarem, że to duże poświęcenie z mojej strony, że lepiej dla wszystkich by było, gdyby Grześ... umarł. - pani Halina łapie się za głowę. - Ale ja przecież jestem jego matką! Jeśli zajdzie taka potrzeba, będę walczyć o syna jak lwica! Nikomu nie pozwolę go skrzywdzić! Sąsiedzi nie mieli prawa mnie wtedy tak ocenić... - szlocha.
Grześ przeleżał 54 dni w szpitalu. Prawie dwa miesiące. Jego stan jest krytyczny - mówili lekarze. Halina prawie nie wychodziła ze szpitalnej sali. Modliła się za syna, ale i widać Grześ bardzo chce żyć, bo wyszedł z tego.
- To cud - nie ma wątpliwości matka. - Wiele razy myślałam, że to już koniec... że mój świat się zawalił... Jednak Bóg był dla nas miłosierny. Nie opuścił nas w tych trudnych chwilach. Jestem osobą bardzo wierzącą i praktykującą. W czasie pobytu syna w szpitalu uczestniczyłam w specjalnych nabożeństwach o uzdrowienie. - wspomina. - Jak widać, wiara czyni cuda...
Jestem dla wszystkich ciężarem...
- Mój syn jest sprawny intelektualnie. Zauważa swoich zdrowych rówieśników, jak się bawią, mają swoje rozrywki, chodzą na spotkania... Mówi mi czasem, że też by chciał tak z nimi, razem... Niestety, to niemożliwe. Serce mi się wtedy kraje.
Pewnego wieczora Grześ układał się już do snu, Halina krzątała się jeszcze w kuchni. W pewnym momencie Grzesiek przyjechał do niej na wózku: - Mamusiu, napiłbym się herbaty - poprosił.
- Zaraz ci przyniosę.
Nastawiła czajnik z wodą. Zalała herbatę i zaniosłam ją do dużego pokoju. W pomieszczeniu było dosyć ciemno, a Halina zapomniała, że po południu przestawiła meble w mieszkaniu. Krzesła z pokoju wyniosłam do kuchni. Nieświadoma niczego, mechanicznie chciała usiąść.
- O matko! - głos Haliny podnosi się. - Z jaką siłą upadłam na podłogę! Po co ja przestawiałam te głupie krzesła... Poparzyłam się. - wzdycha. - Grześ patrzył na mnie i nic nie mówił. Czułam jednak, że się wystraszył.
W końcu chłopak odezwał się:
- Mamo, ja wiem, że jestem dla was ciężarem... Jestem bardzo biedny... Całe życie będę zdany na łaskę obcych ludzi...
Oboje wybuchnęli płaczem.
- Nie życzę żadnej matce, żeby kiedyś usłyszała coś takiego od własnego dziecka. - dodaje Mocarska.
Grzesio marzyciel
Chłopiec dzielnie walczy z chorobą. Nie chce, aby rodzice zamartwiali się o niego. Niestety, jego życie różni się diametralnie od tego, jakie wiodą jego rówieśnicy.
- Kiedy spoglądam w oczy syna, widzę w nich tyle pragnień... Tak dużo rzeczy chciałby spróbować, - zamyśla się Halina. - Grześ jest także uzdolniony muzycznie. Od kilku już lat marzy o takich organkach, które mógłby trzymać w domu. Słuchać wydobywających się z nich dźwięków. Jednak póki co, to nieosiągalny przedmiot. Ledwo starcza na jedzenie i leki. Obecnie naszym wspólnym marzeniem jest zakup specjalnego fotela masującego. Jego koszt to prawie 2,9 tys. złotych. Dla nas to kwota jak z kosmosu... A taki fotel naprawdę ułatwiłby Grzesiowi życie. Dzięki niemu nie czułby tak bardzo tego strasznego, codziennego bólu.
Apelujemy do wszystkich ludzi dobrego serca o pomoc . Wpłaty prosimy dokonywać na konto:
Wydawnictwo Prasa Podlaska sp .z.o.o. 00- 838 Warszawa, ul. Prosta 51, Deutsche Bank Polska S.A. 78188000090000001101214002 z dopiskiem : “ Zakup fotelika dla Grzesia Mocarskiego", lub w kasie “Gazety Współczesnej" ul. Św. Mikołaja 1 (5 piętro)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?