Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 92 dni dookoła świata. Tylko z podręcznym bagażem

rozmawia Urszula Krutul
Paulina i Maciej Sawiccy okrążyli świat. Obejrzeli zabytki i miejsca, które większość z nas zna jedynie z książek i programów przyrodniczych.
Paulina i Maciej Sawiccy okrążyli świat. Obejrzeli zabytki i miejsca, które większość z nas zna jedynie z książek i programów przyrodniczych.
Wzięli mapę i na całej kuli ziemskiej zaznaczyli miejsca, które chcą zobaczyć. Przez trzy miesiące zwiedzili sześć kontynentów. - Zamiast robić remont, spełnialiśmy marzenia - śmieją się Paula i Maciek Sawiccy, młode małżeństwo z Białegostoku.

- Macie dopiero po dwadzieścia parę lat, a już objechaliście świat dookoła. Skąd się wziął ten pomysł?

Maciek Sawicki: - W listopadzie ubiegłego roku jeden z banków ogłosił konkurs. Trzeba było nagrać film i opisać swoje marzenie. Do wygrania było 100 tysięcy złotych. My zadeklarowaliśmy, że chcemy pojechać dookoła świata za 50 tysięcy, a drugie 50 rozdać spotkanym po drodze ludziom - potrzebującym i biednym. Ale, niestety, konkursu nie udało się nam wygrać. Początkowo złapaliśmy dołek, ale potem doszliśmy do wniosku, że ktoś nam zabrał tylko środek do realizacji celu, ale samego celu nie przekreślił. Od tamtej pory zaczęliśmy wytyczać trasę podróży i zdecydowaliśmy, że co by się nie działo, 1 lutego 2014 roku ruszamy dookoła świata.

- Jak wytyczaliście tę trasę?

Maciek: - Najpierw wzięliśmy mapę i zaczęliśmy zaznaczać miejsca, w które chcielibyśmy polecieć, a potem sprawdziliśmy, ile będą kosztowały bilety. Najdroższe miejsca odrzuciliśmy. Poświęciłem mnóstwo czasu, żeby znaleźć jak najtańsze bilety lotnicze, więc trasa zmieniała się praktycznie do ostatniego dnia.

Paula Sawicka: - Sporządziliśmy też budżet wyprawy, by kontrolując wydatki zobaczyć wszystkie zaplanowane miejsca. Koszt wyprawy na osobę to kilka wypadów do Egiptu. Relatywnie do ilości lotów i miejsc, które widzieliśmy, to niedużo.

Maciek: - W naszym budżecie ujęliśmy wszystko: od naszych 25 lotów, autobusy, noclegi, jedzenie, wizy, bilety wstępu, aż po drobne pamiątki czy nieprzewidziane wydatki. Wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności, w tym pieniądze ze ślubnych prezentów. No i pomogli nam rodzice. Zamiast remontu wybraliśmy podróż dookoła świata. I nie żałujemy.

- Odwiedziliście 6 kontynentów. Jak dokładnie wyglądała trasa waszej podróży?

Paula: - Zaczęliśmy w Rzymie, a stamtąd polecieliśmy do Afryki, do RPA, a potem do Azji. Na naszej trasie była Tajlandia, Kambodża, Indonezja, na chwilę Malezja i lot z Kualalumpur do Australii, do Melbourne. Potem Great Ocean Road, Sydney. Następnie przez Hawaje polecieliśmy na zachód Stanów. Tam zwiedziliśmy większość parków narodowych i trzy najciekawsze miasta na zachodzie USA - Los Angeles, San Francisco i Las Vegas. Następnie przez Atlantę dotarliśmy do Ameryki Południowej, do Limy, Peru, Chile, Argentyny i Brazylii. Stamtąd przez Nowy Jork do Kopenhagi i potem już do Warszawy.

- Przez 3 miesiące podróżowaliście po świecie tylko z bagażem podręcznym...

Paula: - Bo im mniej rzeczy się zabiera, tym wygodniej, bezpieczniej i szybciej. Kiedy mamy tylko podręczny bagaż, możemy go zawsze mieć przy sobie, więc są mniejsze szanse, że nam zginie, no i szybciej opuszcza się lotniska. Poza tym, gdy przez cały dzień trzeba nosić plecak, nie bez znaczenia jest to, że waży on 8 kg, a nie 20. Na świecie też są sklepy, w których można dokupić koszulkę czy kosmetyki (śmiech).

- Co mieliście w tych małych bagażach?

Paula: - Długie spodnie, ciepłą bluzę i softshell (kurtka chroniąca od wiatru - przyp. red.). Opuszczaliśmy Białystok 31 stycznia, kiedy było minus 16 stopni C, więc ciepłe rzeczy były potrzebne. Do tego kilka koszulek, krótkie spodenki i termoaktywna bielizna. U Maćka w plecaku był też laptop i dwa czytniki e-booków.

Maciek: - Mieliśmy też kosmetyki w malutkich opakowaniach - po 100 ml, saszetkę z lekami pierwszej potrzeby, witaminy, magnez, waciki do przecierania ran, bandaż. Jedna teczka na dokumenty z podrukowanymi rezerwacjami, bilety, pen drive. No i po dwie pary butów: sandały i trekkingowe.

- Przez jakiś czas mieliście też aparat, który jednak wam zginął...

Maciek: - Tak! Już o nim zapomniałem...

Paula: - To było w Chile, na ostatnim etapie podróży autobusami z Peru. Jechaliśmy do San Pedro de Atacama, skąd wyrusza się na pustynię. Byliśmy zmęczeni i daliśmy się oszukać. Kiedy weszliśmy po schodkach do tego autobusu, jeden z ludzi podał się za kierowcę i zaczął sprawdzać nasze bilety. Zaprowadził nas na miejsca i poprosił, żebyśmy ulokowali bagaże podręczne na półkach nad siedzeniami. Skoro to była, jak się nam wydawało, prośba kierowcy, tak też zrobiliśmy. W tym samym momencie ten człowiek, niby niechcący, rozrzucił monety pod nasz fotel. A my, jak te dwie rybki, zanurzyliśmy się, żeby mu je pozbierać. On zaś w tym czasie zabrał naszą lustrzankę. Co ciekawe, obok leżał niepozorny, szmaciany plecak, w którym nosiliśmy laptopa. Na nasze szczęście ten plecaczek mu się nie spodobał. Kiedy wyprostowaliśmy się z pozbieranymi monetami, mężczyzny już nie było.

- Takie ryzyko jest chyba wpisane w tak długą podróż. A czego najbardziej baliście się podczas tej wyprawy?

Paula: - Ja - malarii, bo strasznie mnie komary lubią.

Maciek: - Ja też się oczywiście trochę bałem. Lecieliśmy do RPA i wiedziałem, że tam jest dość niebezpiecznie. Człowiek myśli: a może coś się stanie? A może to bez sensu? Ale po raz kolejny nic się nie stało. No, może poza stratą aparatu...

Paula: - Ale to tylko kawałek plastiku.

- Podróżowaliście głównie autobusami i samolotami?

Paula: - Większość trasy pokonaliśmy samolotami. Ale bardzo dużo jeździliśmy też autobusami. Bywało, że jeden przejazd trwał nawet ponad 20 godzin. W Peru jest pewna firma, która ma bardzo wygodne autobusy, w których można się poczuć jak w samolocie. Siedzenia są jak w klasie biznesowej - można się położyć, są tzw. łóżka i półłóżka. Trafiliśmy na promocję, więc mieliśmy bardzo wygodnie. Stewardzi i stewardesy roznosili jedzenie, wszystko jest w cenie biletu...

Paula: - Natomiast w Kambodży, Argentynie i na Atacamie jeździliśmy rowerami. To jeden z najprzyjemniejszych środków lokomocji.

- Paula, ponoć zakochałaś się w Australii?

Paula: - Tak, to jedno z moich ulubionych miejsc. Lubię porządek i zasady, które tam panują. Ponadto miasta są bardzo spokojne i zielone, a ludzie uśmiechnięci

- A ciebie, Maćku, co najbardziej zachwyciło?

Maciek: - Od zawsze wielką sympatią darzyłem Stany Zjednoczone. Mam ogromny sentyment do Nowego Jorku - miasta zbudowanego na marzeniach i historiach typu od pucybuta do milionera. Podczas tej podróży pokochałem też parki narodowe: Utah, Arizona. Ogrom tej przyrody jest powalający. Sprawia, że człowiek czuje się malutki. Poza tym lubię pustynie, więc podobało mi się też w Dolinie Śmierci.

Ale jakbyś mnie zapytała, gdzie są najfajniejsi ludzie, to powiedziałbym, że w Brazylii. Wszyscy tańczą i śpiewają na ulicach, w autobusach. Oczywiście, Brazylia ma dwie twarze. Jedna jest pogodna, druga trochę mniej przyjazna, bo pełna przemocy, ale my na szczęście tej drugiej strony nie poznaliśmy. Bardzo przyjaźnie było też w Azji...
Paula: - Tak, ale Azjaci są tacy nijacy. Są sympatyczni, ale bez wyrazu. Dużo bardziej wyraziste jest ich jedzenie.

Maciek: - Dokładnie! Najlepsze jedzenie było w Tajlandii.

- Waszą niezwykłą podróż na bieżąco relacjonowaliście na blogu GapieNaMape.pl. Założyliście go specjalnie na potrzeby tej trasy?

Maciek: - Tak, bo do tej pory zawsze, gdy gdzieś jeździliśmy, pisaliśmy pamiętniki. Kupowaliśmy zeszyt, który miał okładkę jakoś związaną z kierunkiem naszej podróży i codziennie wieczorem, na zmianę, opisywaliśmy, co się działo. Tym razem jednak stwierdziliśmy, że podróż jest na tyle wyjątkowa, że założymy coś więcej niż zwykły pamiętnik.

- Paula, napisałaś, że podróż dookoła świata to niezłe pranie mózgu...

Paula: - Podczas podróży codziennie znajdujesz się w wielu nowych sytuacjach, które uczą pokory i dają siłę. To najlepsza lekcja życia. To świetny sposób na poznanie siebie, odpowiedzenie sobie na ważne pytania i postawienie nowych celów. Największą inspiracją są spotkani po drodze ludzie. Dlatego zdecydowaliśmy się opisać na blogu 12 ludzkich historii.

- Które ze spotkanych osób najbardziej utkwiły wam w pamięci?

Maciek: - Pucybut z Peru, robotnik z Indonezji, który wydobywa siarkę z krateru, mężczyzna, który z dnia na dzień rzucił wszystko, wyjechał do Indii i naucza jogi...

Paula: - I jest szczęśliwy.

- Wśród waszych bohaterów jest też człowiek, który was nie widział...
Maciek: - Tak. Niewidomy z metra w Buenos Aires, który nie poddał się nieprzychylnemu losowi. Kiedy spotyka się takie osoby, nasze problemy zaczynają wydawać się błahe. Świat jest zbyt duży i zbyt piękny, by nie zobaczyć chociaż kilku jego fragmentów. Trzeba tylko wyjść z domu...

- A wy gdzie teraz ruszycie?

Paula: - W pierwszej kolejności na naszej liście jest Patagonia, Tanzania i Kenia. .
Maciek: - I jeszcze Jordania. I Antarktyda. I wierzę, że wszędzie tam zdążymy jeszcze dotrzeć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna