Pomysłowość uczniów nie zna granic. Czasem jednak ich dowcipy dalekie są od dobrego smaku. A na pewno nie wszystkich śmieszą. Powodów do dobrego humoru nie mieli ostatnio na przykład nauczyciele z IV LO w Białymstoku. Ich oczom ukazała się bowiem nietypowa gazetka szkolna. Na tablicy, gdzie zawieszono materiały dotyczące ostrej zimy w regionie, poprzestawiano litery. W wyniku tego zabiegu zamiast słowa puch pojawiło się słowo ch..., które z mrozami czy śniegiem nie ma nic wspólnego.
Żarty z nauczycieli
Szkolne wybryki ma "na sumieniu" prawie każdy. Zapytaliśmy znanych białostoczan, które z nich najbardziej utkwiły im w pamięci.
- Sztubackie żarty nam się zdarzały, a jakże! - przyznaje ze śmiechem Tadeusz Arłukowicz, wiceprezydent Białegostoku. - Choć były zupełnie inne niż te współczesne. Pamiętam na przykład, że w podstawówce dość często przybijaliśmy kolegom zeszyty do ławek. Najwięcej śmiechu było wtedy, gdy ten ktoś wstawał akurat do odpowiedzi i chciał podać nauczycielowi swój zeszyt.
Najlepiej jednak, gdy dowcip dotyczy właśnie nauczyciela. Gdy uda się skutecznie wprowadzić pedagoga w błąd - zabawa jest przednia. Taki "sukces" odniósł w czasach licealnych Ryszard Kijak, przewodniczący podlaskiego związku lekarzy.
- Pomiędzy klasami i przy wyjściu na korytarz były podwójne drzwi - opowiada. - Podczas lekcji geografii schowałem się w tej wnęce i zacząłem palić papierosa. Dym wydmuchiwałem natomiast do klasy przez dziurkę od klucza.
Ponieważ wyczuła go nauczycielka, reszta uczniów połowę lekcji miała z głowy.
- Rozglądała się po pomieszczeniu i próbowała dojść skąd pochodzi dym - opowiada szef OZZL. - Nie udało jej się to, bo za każdym razem, kiedy podchodziła do drzwi, koledzy delikatnym pukaniem dawali mi znać żebym odsunął się od dziurki.
Innym razem, pozwolili sobie z kolegami na jeszcze więcej. Z pism dla dzieci powycinali obrazki, przykleili je do kartki i zawiesili na tablicy w korytarzu.
- Powstał komiks, którego bohaterem był nasz polonista - wspomina Kijak. - Wystąpił w nim jako taki biedak, który idzie sobie przez pola i lasy, i nawet zwierzęta się z niego śmieją. Aż w końcu, u kresu drogi... popełnia samobójstwo. Mocno wtedy przesadziliśmy i o mały włos nie wylecieliśmy za to ze szkoły.
Ostatecznie jednak sprawa ucichła, a po pewnym czasie nawet polonista się z niej śmiał.
Czasem wzywa dyrektor
Niestety, nie wszystkie uczniowskie wybryki uchodzą płazem. Na "dywaniku" u dyrektora nieraz pojawiał się na przykład Maciej Żywno, wojewoda podlaski.
- Miałem to nieszczęście, że byłem w szkole najwyższy - opowiada. - Wielu chciało sprawdzić, czy także najsilniejszy i chciało się ze mną zmierzyć. W związku z tym często wdawałem się w bójki i za karę musiałem chodzić do dyrektora.
Problem się skończył, kiedy w szkole rozeszła się informacja, że Żywno ćwiczy karate.
Więcej już w piątek w papierowym wydaniu Gazety Współczesnej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?