Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyszła na spacer. Zamarzła 500 metrów od szpitala

Ewa Sznejder, eRBe
Pielęgniarki zaglądają do chorych po kilka razy w ciągu nocy. Trudno było przewidzieć, że schorowana staruszka zdoła niepostrzeżenie wspiąć się na parapet.
Pielęgniarki zaglądają do chorych po kilka razy w ciągu nocy. Trudno było przewidzieć, że schorowana staruszka zdoła niepostrzeżenie wspiąć się na parapet. Fot. E. Sznejder
Prawie leżała na ogrodzeniu, ściskała je tak, jakby chciała się na nie wspiąć. W takiej pozie 81-letnia kobieta zamarzła zaledwie 500 metrów od zakładu opiekuńczo-leczniczego, w którym przebywała. Wcześniej błądziła po ogródkach tuż przy trasie wylotowej ze Szczuczyna na Łomżę.

Szła tylko w kapciach, swetrze, kalesonach. Na nocnym mrozie nie miała szans. Diagnoza: ogólne wychłodzenie organizmu, które doprowadziło do niewydolności krążeniowo-oddechowej.

Gra z czasem

- Pacjentka była chora na Alzheimera. Tego dnia była niespokojna, mało spała w nocy, jeszcze o godz. 1 pielęgniarka wyprowadzała ją do łazienki - opowiada Elżbieta Niklińska, dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Szczuczynie. - Kilka razy personel zaglądał do niej, ostatni raz - około godz. 4 rano.

Godzinę później staruszki nie było w sali. Pielęgniarki zobaczyły uchylone okno i wszczęły alarm. Po szybkim przeszukaniu okolicy, natychmiast zawiadomiły policję. Staruszki szukały dwa patrole policyjne, pies tropiący, cały personel zakładu. To była gra z czasem.

- Mróz i zdrowej osobie może zaszkodzić, a co dopiero starszej - mówi Elżbieta Niklińska.

81-latkę znalazł kierowca z zakładu, około 500 m od placówki, zaledwie po godzinie poszukiwań. Staruszka już nie żyła.

Chciała wrócić do domu

Pielęgniarki, lekarze i najbliżsi starszej pani zadają sobie pytanie: dlaczego doszło do tragedii. Na noc zakład jest zamykany. Okna nigdy nie były blokowane, bo nie ma takich ani potrzeb, ani wymogów. Gdyby wiedziano, że starsza pani jest w stanie wspiąć się na parapet, nikt by jej nie umieścił w sali z niezabezpieczonym oknem. Wydawało się, że była zbyt schorowana i za mało sprawna, aby wyjść przez okno. W zakładzie nigdy też nie zaobserwowano, aby podejmowała takie próby.

- Ona była błądząca, zdarzało się, że nie sypiała dobrze w nocy, w ciągu dnia kierowała się ku wyjściu, ale nigdy nie doszło do sytuacji, że opuściła w ogóle budynek - podkreśla Niklińska. - Zawsze ktoś z personelu ją zawracał do sali.
Pensjonariuszka nie była świadoma ani tego, gdzie się znajduje, ani dokąd idzie, ani w jakim jest stanie, tak jak wiele osób z zaawansowanym Alzheimerem. Chciała jedynie wrócić do swojego domu - tak zawsze tłumaczyła próby opuszczenia zakładu.

Dopiero po tragedii rodzina zmarłej przypomniała sobie, że kiedyś usiłowała wyjść przez okno z mieszkania.

- Szkoda, że nikt nam o tym nie powiedział - rozkładają ręce pielęgniarki.
Kobieta wcześniej przebywała na oddziale psychiatrycznym. Lekarz orzekł, że może trafić do zakładu opiekuńczo-leczniczego, w którym zasady bezpieczeństwa nie są tak obostrzone jak na psychiatrii. Pensjonariusze przebywają w takich zakładach dobrowolnie.

Okoliczności tragedii wyjaśnia policja. To ósma ofiara mrozów tej zimy w województwie podlaskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna