Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z głową w piekarniku

Zbigniew Gołębiewski
Trzech studentów z Białegostoku na rowerach dojechało aż do Maroka
Trzech studentów z Białegostoku na rowerach dojechało aż do Maroka
Rower obładowany sakwami waży 40 kg. Ciężko nim jechać nawet po prostej drodze, a co dopiero wspinać się pod wielką górę w 40-stopniowym upale. Trzeba mieć ogromną motywację i dużo siły, żeby spędzić w taki sposób cały miesiąc. Tak jak to zrobili trzej białostoccy studenci, którzy wybrali się w sierpniu na rowerową wyprawę do Afryki.

Piotrek Suchodoła z Białegostoku i Krzysiek Stryczek z Sejn (studenci Politechniki Białostockiej) chrzest na poważnej wyprawie rowerowej przeszli już dwa lata temu, kiedy to pojechali w... Alpy. Przejechali wówczas 4 tysiące kilometrów. W ubiegłym roku Piotrek pojechał na rowerze za północne koło podbiegunowe, przejechał Szwecję i góry Norwegii. Dla Szczepana Skibickiego z Białegostoku (student Uniwersytetu w Białymstoku) zaś wyjazd do Afryki był pierwszą tak dużą przygodą z rowerem.
Po kamiennych drogach Sierra Nevada
9 sierpnia trzyosobowa ekipa wyruszyła w środku nocy busem do Warszawy, a stamtąd autokarem do hiszpańskiego miasta Granada w Andaluzji. I tu rozpoczęła się prawdziwa przygoda, ale też ogromny wysiłek, jaki musieli włożyć, żeby przejechać zaplanowaną trasę.
- Prosto z dworca autobusowego w Granadzie ruszyliśmy w góry Sierra Nevada, aby wjechać na szczyt Pico Veleta o wysokości 3383 metrów, na który prowadzi najwyżej położona droga w Europie - mówi Piotrek. - Podjazd o długości 50 km zajął nam dwa dni.
Wyjechali z Granady w środę późnym popołudniem, w połowie "podjazdu" nocowali przy szosie, a następnego dnia około południa osiągnęli wierzchołek Pico Veleta. Okazało się jednak, że asfalt skończył się ok. 1,5 km przed szczytem. Dalej wprowadzali więc rowery kamienistą drogą, a ostatnie kilkadziesiąt metrów wciągali je już niemal po skałach. Ten podjazd dał się im we znaki, bo po ponad dwóch dniach spędzonych w autokarze, nie byli jeszcze w tak dobrej formie, żeby od razu wjeżdżać na taką górę. A był to najwyższy punkt, jaki osiągnęli podczas tej wyprawy.
Z Pico Veleta zjeżdżali kamienistą drogą (8 km) na drugą stronę gór. Ścieżka była tak wyboista, że zastanawiali się, czy rowery się nie rozsypią i czy uda im się nie pogubić zapakowanych w sakwy bagaży. Jednak dopiero na dole zdarzył się pierwszy "wypadek" - Szczepan złapał gumę. Pierwszą z dziewięciu jakie zdarzyły mu się podczas tego wyjazdu.
Na drugą stronę Morza Śródziemnego
Wybrzeżem Costa Blanca dojechali do Gibraltaru i stamtąd przeprawili się promem do odległej o 14 kilometrów Afryki, do miasta Ceuta. Wkrótce przejechali hiszpańską granicę i znaleźli się w Maroku. Kiedy dojechali do Tangeru poczuli się jak w Polsce. Zatrzymali się bowiem u rodziny Mohameda Abou Hilal. Jego dom polecił im mieszkający w Białymstoku marokańczyk Redouane, brat Mohameda. On też zresztą bardzo im pomógł przed wyprawą, m.in. w załatwieniu wiz.
Spotkany w Maroku Mohamed świetnie mówił po polsku. Studiował bowiem w naszym kraju i nawet ożenił się z Polką z Krasnopola. Tu też urodziła im się dwójka dzieci i dopiero w styczniu 2004 r. przeprowadzili się do Maroka. Rodzina Mohameda serdecznie przyjęła podróżników i przez dwa dni woziła ich samochodem po Tangerze i okolicach.
Kilka dni później gościli w El-Jadida, u kolejnego byłego studenta Akademii Medycznej - Mourada Eliassy, który jest dobrym znajomym Mohameda.
Wejście na najwyższą górę
- Upał był ogromny, w dzień temperatura dochodziła do 46 stopni - wspomina Szczepan. - W takich warunkach ciężko jest robić cokolwiek, a tym bardziej pedałować na rowerze...
- Żeby sobie wyobrazić, jak było gorąco w Maroku, najlepiej wsadzić głowę do piekarnika - żartuje Piotrek.
Nic dziwnego, że podczas całej wyprawy tylko dwa razy rozstawiali namiot do spania. Nocowali głównie pod "gołym niebem". Jednak z powodu upałów musieli zrezygnować z przejechania części trasy na rowerach. Z El-Jadida do Marakeszu pojechali autobusem, a rowery umocowali na dachu tego pojazdu. Z Marakeszu zaś wyruszyli w pobliskie góry Atlasu Wysokiego. Pieszo zdobyli najwyższy szczyt Maroka i całej północnej Afryki - Jbel Toubakal o wysokości 4167 metrów.
Po powrocie do Marakeszu znów zapakowali rowery do autobusu i ruszyli przez góry na północny wschód do miasta Al-Rachidia. A stąd już rowerami (Piotrek i Krzysiek) i taksówką (Szczepan) dotarli na odległy o 145 kilometrów skraj największej pustyni świata Sahary.
Dalsza trasa to był już powrót do domu. Ruszyli na północ: z Al-Rachidia nocnym autobusem do Fes, a stamtąd rowerami do miasta Ceuta, skąd promem przeprawili się do Gibraltaru. Dalej wybrzeżem Costa del Sol dotarli do Granady, skąd wrócili do Polski autokarem.
Niebezpieczne Maroko?
Zanim białostoczanie wyruszyli w swoją podróż, wszyscy znajomi odradzali im wyjazd do Afryki, do krajów arabskich. Spodziewali się więc, że może tam być niebezpiecznie dla trzech białych turystów na rowerach.
- Jednak mieszkający w Białymstoku Redouane przekonywał nas, że nie mamy się czego obawiać i okazało się to całkowita prawdą - mówi Piotrek. - Spaliśmy pod gołym niebem i nigdy nic nam nie zginęło. Choć trzeba przyznać, że dokuczliwe były tłumy dzieciaków, które zawsze nas otaczały i chciały jakiś podarek.
Denerwujący byli też ludzie, którzy widząc Europejczyków przekonywali, że pokażą im coś za darmo, a później chcieli zapłaty. Podobnie było w autobusach, których obsługa domagała się opłat za zapakowanie rowerów na dach. Tymczasem opłaty te były już uwzględnione w cenie biletu. W Afryce jednak nie zdarzyła im się żadna przykra przygoda. Aż do powrotu do Polski...
Z Hiszpanii przyjechali do Warszawy 6 września, o północy. Dopiero o godz. 7.00 mieli pierwszy pociąg do Białegostoku, więc musieli spędzić kilka godzin na Dworcu Centralnym. Zajęli ławkę na peronie i w pewnym momencie - zmęczeni wyprawą i dwiema nocami w autokarze - zasnęli. Kiedy się obudzili okazało się, że zniknął... rower i cały bagaż Szczepana. Nie pomogła wizyta w dworcowym komisariacie policji. Choć na peronie są kamery, to policjanci nie zauważyli momentu kradzieży. Wielka wyprawa zakończyła się więc przykrym akcentem.
Więcej zdjęć z trasy można znaleźć na stronie internetowej wyprawy pod adresem: www.wyprawy2004.republika.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna