Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo czy samobójstwo

Anna Perkowska
- Moja rodzina nie miała nic wspólnego ze śmiercią tego chłopaka - mówi Stanisława Bancerek
- Moja rodzina nie miała nic wspólnego ze śmiercią tego chłopaka - mówi Stanisława Bancerek
Brańsk. Na godzinę przed śmiercią wysłał SMS-a do brata: Paweł! Jestem nad stawem. Chcą mnie zabić i upozorować "samobójstwo". Sprawa tej tragicznej śmierci jest bardzo zagadkowa, tym bardziej że w tle stoi konflikt dwóch rodzin.

Tragedia dotknęła dwie rodziny z okolic Brańska: jednych podejrzewano o udział w zbrodni, druga rodzina straciła syna i brata. Bartek miał zaledwie 23 lata. Obie rodziny od jakiegoś czasu były ze sobą skonfliktowane. W sobotę rano nad stawem, nieopodal miejscowości Świrydy, znaleziono powieszone zwłoki chłopaka. Wisiał na lince holowniczej, która była przyczepiona do drzewa. Na razie nie wiadomo, czy ktoś go zabił, czy też było to samobójstwo, bo prokuratura w Bielsku Podlaskim oraz policja przyjmują obie wersje.

Przyjechali na dwa samochody
Stanisława Bancerek z miejscowości Glinnik (sąsiadującej ze Świrydami) oraz jej córka do końca życia będą pamiętać minioną sobotę.

- Policjanci przyszli i zabrali mi męża i zięcia - płakała. - Przyjechali na dwa samochody. Jeden cywilny, a drugi taki policyjny. Taki wstyd! Na całą wioskę - dodaje.

Rodzina zmarłego jako podejrzanych wskazała właśnie tych dwóch mężczyzn. Zostali zatrzymani w sobotę wieczorem i przewiezieni do Bielska Podlaskiego na przesłuchanie. Stanisława Bancerek i jej córka obawiały się, że ich najbliżsi mogą trafić do aresztu w Hajnówce.

Mamo, nie płacz!
- Ja już chyba nie wierzę w żadną sprawiedliwość - płakała Marta w poniedziałek po południu. Jedynym jej pocieszeniem była kilkuletnia córeczka, która mówiła tylko "Mamo, nie płacz".

Bez przerwy dzwonił telefon. To znajomi, najbliżsi, siostry i bracia.

- Jeszcze nic nie wiem - odpowiadała płacząc Marta swojej siostrze. - Czy ty wyobrażasz sobie, żeby nasz tata mógł kogoś zabić? - mówiła przez telefon.

Stanisława Bancerek relacjonuje, jak spędzili piątkowy wieczór przed tragicznym wypadkiem. Przyszli z mężem z obory do domu, mieli iść do sąsiada, bo czasami go odwiedzają. To samotny człowiek. Ale zjedli kolację, obejrzeli "Telekurier" i poszli spać. W domu była też córka z zięciem. Na co dzień nie mieszkają z teściami, ale ostatnio zięć remontował u nich kuchnię.

W sobotę rano od ludzi ze wsi dowiedzieli się o śmierci chłopca z sąsiedniej wioski.

- Tak stanęłam i mówię do męża, że szkoda chłopaka. Taki młody - przypomina Stanisława. - Współczuję rodzicom tego chłopaka, że stracili dziecko. Też jestem matką. Ale moja rodzina nie miała z tym nic wspólnego - mówi Stanisława Bancerek.

Podskakuje do góry po raz kolejny, kiedy znowu słyszy dzwoniący telefon. Dochodzi godzina 15.00. Marta odbiera telefon i wybucha płaczem.

- Naprawdę, naprawdę ich wypuszczą? O Boże! Ja już chyba tylko wierzę w modlitwę - płakała Marta, tym razem ze szczęścia.

Obaj mężczyźni musieli jednak zostać przesłuchani, skoro wskazała ich rodzina zmarłego.

- Na tym etapie śledztwa wykluczyliśmy udział tych dwóch mężczyzn - mówi Jacek Dobrzyński, szef zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Byli skłóceni
Od jakiegoś czasu obie rodziny: Bancerków i Woźnych były skonfliktowane. Spór znalazł nawet swój finał w sądzie.

- To prawda. Była sprawa w sądzie, bo ten nieżyjący chłopak pobił się z zięciem. Rzeczywiście, zięć go uderzył, chociaż tamten też nie był bez winy. Sąd zasądził dla zięcia karę. Musi zapłacić pieniądze na rzecz jakiejś placówki. I płaci, skoro uderzył. Ale posądzać jego i mego męża o to, że kogoś zabili, to naprawdę nie do pomyślenia. Oni nie mieli z tym nic wspólnego - mówi Stanisława Bancerek.

- Jak mój mąż uderzył kiedyś Bartka, to ja to powiedziałam przed sądem. Chociaż to mój mąż i mogłam go kryć. Ale jak zawinił, to należała mu się kara - mówi Marta. Obie kobiety podkreślają, że przez jakiś czas chłopak przyjeżdżał pod dom i zakłócał spokój. Ostatnio jednak rzadziej. - Jak ten Bartek nas najeżdżał, to ja pytałam: Czego ty od nas chcesz, dzieciaku. Jak mój syn (syn pracuje obecnie w Norwegii - przyp. red.) jest winny Tobie pieniądze, to ja Ci oddam. Tylko powiedz mi. U nas wnuczki małe, budzisz je - opowiada Stanisława Bancerek.

Sekcja nie wskazuje na zabójstwo
Przeprowadzona sekcja zwłok 23-letniego chłopaka nie wykazała, żeby został on przez kogoś powieszony. Nie wykazała na ciele denata żadnych charakterystycznych śladów, które świadczyłyby o zabójstwie. Nie wskazywały na to żadne obrażenia ciała, nie było żadnych śladów szarpaniny potwierdzających to, że chłopak bronił się przed śmiercią. Jednak policja zajmuje się sprawą. W piątek wieczorem, tuż przed śmiercią, chłopak wysłał ze swego telefonu komórkowego SMS-a do brata. Napisał, żeby ten przyjechał nad staw, bo ktoś chce go zabić i upozorować samobójstwo. Brat odczytał SMS-a dopiero rano w sobotę, kiedy chłopak już nie żył.

- To jest właśnie zagadka - mówi Jacek Dobrzyński. Policja zatrzymała jeszcze dwóch mężczyzn, którzy w nocy z piątku na sobotę mieli przebywać w towarzystwie chłopaka. Również zostali przesłuchani.

Nie wierzą w samobójstwo
Rodzina zmarłego nie wierzy, żeby chłopak sam mógł popełnić samobójstwo. Jego brat Maciej podkreśla, że rodzina, z którą byli w konflikcie, wielokrotnie groziła jego bratu, że go zabiją. Wysyłano różne SMS-y z pogróżkami. - Ale policja nie chciała zajmować się z tą sprawą - mówi Maciej. Dlaczego? O tym opowie rodzina zmarłego Bartka.

Dalsza część historii za tydzień w MAGAZYNIE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna