Jedną z parafianek ksiądz oficjalnie musiał przeprosić w sądzie. Przez kilka lat nie osiągnęli nic.
- Na niego nie ma mocnych - wiosną 2000 roku mówili mieszkańcy Przerośli o swoim duszpasterzu.
Ksiądz Ż. w ich parafii pojawił się czternaście lat wcześniej. Początkowo zrobił nawet dobre wrażenie. Później było już tylko gorzej.
"Spadali" z ambony
- Może to sprawa psychiki, a może poczuł się zbyt pewnie - spekulowali przeroślanie. - Zaczął po nazwisku łajać z ambony. Ten czy tamta żyje w grzechu, kto inny jest pijakiem albo złodziejem. Jak wpadł w złość, to wyganiał z kościoła i kazał więcej nie przychodzić.
Ksiądz - twierdzili jego adwersarze - nie przebierał w słowach. "Czerwonymi baranami" nazywał tych, którzy kiedyś należeli do PZPR. "Byki" i "ogiery" - to jego określenie na starych kawalerów. Nie zabrakło też "świń" i "ptasich móżdżków".
- Rzadko trafiała się niedziela, żeby ktoś nie znalazł się na tapecie. Ludzi to wk..., ale brakowało odważnych. Nikt nie protestował. Lepiej zadrzeć nawet z policją niż z księdzem - mówiono w Przerośli.
Sutanna do sądu
Z odkrytą przyłbicą przeciw proboszczowi wystąpiła siedemdziesięcioparoletnia Weronika Z., mieszkanka pobliskiej wsi. Scysję z duchownym miała pod koniec 1997 roku. Trwała tradycyjna kolęda.
- Przyszedł wyraźnie zły. Zamiast słowa Bożego burknął coś od progu. A potem zaczął wyrzekać, że źle traktuję synową i wnuków. To jakaś bzdura, ale nie dał się przekonać - opowiadała.
Następnego dnia Z. z synową pojechały do Przerośli. Po nabożeństwie weszły do zakrystii, żeby wyjaśnić nieporozumienie.
- Zwymyślał mnie najgorszymi słowami. "Won, czarownico, wiedźmo, małpo! Kazał klękać i się modlić. Zemdlałam przed ołtarzem. Potem przez miesiąc nic nie robiłam, tylko płakałam - twierdziła kobieta.
Synowie doradzili jej, żeby wystąpić do sądu. Sprawa z oskarżenia prywatnego trafiła na wokandę. Dziesięciu świadków chciało potwierdzić wersję Z. Ksiądz przeprosił i podczas drugiej rozprawy zawarto ugodę.
Biskup wreszcie zareagował
Sądowa przepychanka odbiła się w parafii głośnym echem. Dodała odwagi innym. Do kurii jeździły delegacje, wysyłano petycje. Biskup długo nie chciał przenieść proboszcza do innej parafii. W końcu ustąpił i duchowny trafił do Szczepek w gm. Nowinka. Tu też szybko pokłócił się z wiernymi.
Do dziś krąży anegdota, jak mieszkaniec Olszanki kupował krowę na suwalskim jarmarku. Ze sprzedawcą dobili targu, ale chłop okazał się ciekawski. Skąd ta krowa? Z Przerośli.
- Zabieraj ją z powrotem. Wystarczy, że "sprzedaliście" nam proboszcza - wykrzyknął i transakcja nie doszła do skutku.
Ksiądz Ż. nie żyje od kilku lat, ale nadal krążą o nim barwne opowieści.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?