Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbudowali mu drogę pod samymi oknami. Chcą zbudować drugą

Tomasz Kubaszewski [email protected]
– Tej drogi w ogóle nie powinno być – mówi Wiesław Kalinowski (na zdjęciu z prawej). – To po prostu jeden wielki śmiech, że takie historie w demokratycznym kraju mogą mieć miejsce. Kalinowskiego wspiera także jego brat Jan.
– Tej drogi w ogóle nie powinno być – mówi Wiesław Kalinowski (na zdjęciu z prawej). – To po prostu jeden wielki śmiech, że takie historie w demokratycznym kraju mogą mieć miejsce. Kalinowskiego wspiera także jego brat Jan. T. Kubaszewski
Nagle tuż przed oknami domu Wiesława Kalinowskiego pojawił się ciężki sprzęt. Zaczęli budować żwirową drogę. - To tak, jakby ktoś wlazł do mieszkania i zaczął, bez pytania, przestawiać meble - mówi rolnik.

W starciu z wójtem nie ma praktycznie żadnych szans. - Władza może wszystko - narzeka Kalinowski. - A ty, durny obywatelu, masz siedzieć cicho i na wszystko się zgadzać. I łba nie podnoś, bo jak nie z tej, to z tamtej strony ci go przytrącimy.

Wiesław Kalinowski ma gospodarstwo we wsi Poszeszupie-Folwark, gmina Rutka-Tartak. Jest jednym z najlepszych rolników w okolicy. Gospodaruje na 20 hektarach własnych i 54 dzierżawionych. W obejściu panuje wręcz idealny porządek. Kalinowski ma sporo maszyn rolniczych, jeździ dobrym samochodem. Słowem - żyć, nie umierać.

I nagle na drodze rolnika pojawił się wójt Jan Racis. Gminą rządzi od 1990 roku. Kolejne wybory wygrywa w cuglach. Konkurentów na horyzoncie nie widać.

Na mapach drogi nie było

- W 2004 roku dostałem z gminy informację, że przy moim domu powstanie droga - opowiada Wiesław Kalinowski. - Wójt twierdził, że on teren na drogę przejął wiele lat wcześniej, na mocy obowiązującego prawa.

Chodzi o raptem o 95 metrów. Niektórzy mieszkańcy Poszeszupia-Folwarku chcą jeździć na skróty. Mają, rzecz jasna, inny dojazd do swoich gospodarstw, ale o kilkaset metrów dłuższy. Mieliby bliżej, ale jedną z dróg po prostu zaorali.

- Wójt im obiecał, że drogę zbuduje - opowiada Kalinowski. - I pewnie wykalkulował, co mu się bardziej opłaca przy wyborach. Ja to jeden głos, a tam jest pewnie z kilkanaście.

Choć rolnik nie wydał zgody na budowanie na jego polu czegokolwiek, ciężki sprzęt pewnego dnia pojawił się przed oknami jego domu. Robotnicy wykonali piaszczystą drogę i sobie poszli.

- Przez to straciłem dofinansowanie unijne na tę część mojego areału - opowiada rolnik. - To pole stało się za małe, by dostawać na nie dotacje. A akurat jest to ziemia najwyższej w tym rejonie klasy.

Choć droga już powstała, Wiesław Kalinowski postanowił, że sprawy nie popuści. No bo nie może być tak, że ktoś prawem kaduka wchodzi na czyjąś ziemię i coś sobie buduje. Ani odszkodowania, ani nic. Kalinowski wynajął więc prawnika. Stosunkowo szybko udało się ustalić, że gmina powołuje się na przepisy, na podstawie których od 1999 roku z mocy prawa samorządy przejmowały m.in. lokalne drogi. Problem polega jednak na tym, że drogi przy zabudowaniach Kalinowskiego nigdy formalnie nie było. Nie figurowała ona na żadnych mapach.

- Owszem, czasami dojeżdżaliśmy tędy do domu, albo przepędzaliśmy bydło - opowiada rolnik. - Ale nikt więcej z tego nie korzystał.

Jeszcze w 2004 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uznało racje rolnika. Właściwie powinno to kończyć sprawę - gmina drogę likwiduje i wypłaca rolnikowi należne odszkodowanie. Ale to nie w Polsce. Od każdej decyzji służy odwołanie, a potem odwołanie od odwołania. Choć minęło już dziewięć lat, decyzja w tej sprawie wciąż nie jest prawomocna!

Najpierw wojewoda podzielił stanowisko rolnika. Wyśmiał też urzędników z gminy Rutka-Tartak, że na dowód tego, iż droga w tym miejscu istniała od zawsze przedstawili zdjęcie wykonane w połowie ubiegłego dekady, a więc już po przeprowadzeniu inwestycji.

Zanim jednak taki wojewoda sprawę rozpatrzy, mijają miesiące. Od tego można się odwołać do odpowiedniego ministra. Sprawa drogi we wsi Poszeszupie-Folwark ciągnie się już tyle, czasu, że nawet nazwa resortu zdążyła się zmienić. Najpierw decyzje podejmował minister infrastruktury, a teraz - transportu. Jeden z nich uznał, że to wójt ma jednak rację. Bo niektórzy okoliczni mieszkańcy twierdzą, że jakaś droga pod oknami Kalinowskiego jednak była, więc gmina mogła ją przejąć z mocy prawa.
Od ministerialnych rozstrzygnięć można odwołać się do sądu administracyjnego. I kiedy ten zajął się sprawą, kazał ją ministerstwu rozpatrzyć ponownie.

Tak to wszystko się ciągnęło aż do ubiegłego roku. Minister transportu uznał ostateczne, że działka należy do Kalinowskiego i nikt tu niczego budować nie mógł.

Wójt odwołał się jednak do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten uznał, że ministerstwo sprawę powinno ponownie rozpatrzyć. Po raz trzeci! Ministerialni urzędnicy jednak się nie poddali. Bo przeprowadzili wszechstronne postępowanie, które wyjaśniło wszystkie kwestie. Dlatego złożyli skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Uważają, że zrobili wszystko, co możliwe i kolejne rozpatrywanie sprawy jedynie wydłuży postępowanie. Kiedy NSA tym się zajmie, nie wiadomo. Nieznana jest także decyzja. Może zdarzyć się, że wszystko raz jeszcze wróci do ponownego rozpatrzenia i pociągnie się przez kolejnych parę lat.

Jak nie tędy, to tamtędy

Wójt Jan Racis uznał jednak najprawdopodobniej, że ta sprawa jest już przegrana. Postanowił więc przez to samo pole należące do Kalinowskiego wytyczyć... kolejną drogę. Ma się ona znajdować kilkanaście metrów obok tej istniejącej.

- Będę miał pod oknami dwupasmową autostradę - ironizuje rolnik.

Ta inwestycja pole z najlepszej klasy ziemią zniszczy do reszty. Tym razem wójt powołuje się na tzw. spec-ustawę. Pozwala ona na wywłaszczanie w każdym przypadku, gdy w grę wchodzi interes publiczny. Właściciela o zgodę nie trzeba pytać. I jakby droga miała nawet przebiegać przez duży pokój w jego mieszkaniu, to się taką trasę buduje. A kiedyś-tam wypłaca się odszkodowanie. Zwykle w symbolicznej wysokości.

Ale we wsi Poszeszupie-Folwark inwestycja wcale nie należy do gatunku niezbędnych. Bo, jako się rzekło, mieszkańcy mają zapewniony dojazd do swoich nieruchomości. Kalinowski złożył więc skargę do wojewody. Tam sprawa jest teraz rozpatrywana. Czas ma w tym przypadku spore znaczenie, bo decyzji wójta nadany został rygor natychmiastowej wykonalności. Koparki na polu Kalinowskiego mogą więc pojawić się w każdej chwili. Zniszczą je do reszty. Potem ciężko będzie to odkręcić.

Na razie wojewoda nie podjął decyzji o wstrzymaniu inwestycji do czasu rozpatrzenia skargi.

Wójt Jan Racis uważa, że skargi rolnika są bezzasadne. - Ta droga tuż przed domem istniała od zawsze, ludzie o tym opowiadają - tłumaczy. - Ale może to za blisko zabudowań, więc postanowiliśmy wytyczyć inną trasę.

Zdaniem wójta, nie ma to nic wspólnego ze zdobywaniem głosów wyborców.

- Takie rozwiązanie ułatwi życie wielu mieszkańcom - uważa.

Kalinowski poszedł do wójta na skargę, bo jeden z sąsiadów zaorał drogę prowadzącą na inny fragment jego pola. Ten sąsiad, to akurat radny.

- Wójt mi powiedział, że mogę jeździć na około - opowiada rolnik.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna