Teraz twierdzi, że ta waga jest z powodu owych nożyc chirurgicznych, bo odkąd zaszyli je w jej brzuchu przytyła 40 kilogramów. Zaszycia chirurgicznego przyrządu dokonał zespół operacyjny pod kierownictwem najlepszego w mieście chirurga.
Tego chirurga zresztą sama sobie Irena zażyczyła. Żeby ją operował na woreczek żółciowy. Ten woreczek wysiadł Irenie dokładnie sześć lat temu. Wyznaczyli jej datę zabiegu i o określonej godzinie zawieźli na salę operacyjną. A jak ją stamtąd wywieźli, to okazało się, że po operacji czuje się gorzej niż przed.
I od tego momentu rozpoczęła się mozolna praca polskiej medycyny nad rehabilitacją Irki. Bo oczywiście, nikt nie wiedział, że zespół operacyjny pozostawił w jej brzuchu narzędzie swojej pracy. Dziś nawet nie wiadomo, jak to się stało. Może za dużo wypili, albo zakąszali za umiarkowanie. W każdym razie, jak liczyli narzędzia po operacji, to zgadzało im się co do sztuki. Musieli jednak źle liczyć.
Tygodnie, miesiące i lata mijały, a Irena czuła się coraz gorzej. Spać już na boku nie mogła, bo ją nożyce uwierały. USG robiła, nawiedzała specjalistów i za każdym razem otrzymywała inną diagnozę. A to miała chorować na nerki, a to na wątrobę, a to na trzustkę. Jeden specjalista orzekł nawet, że ma chorobę serca.
Sześć lat się tak kobieta męczyła z tymi nożycami. Przytyła i z tym metalowym narzędziem w środku stanowiła ruchomą składnicę złomu. Jak dostawała się w pole magnetyczne, to jej brzuch mógł przyciągać różne metalowe przedmioty, a wskazówka kompasu zamiast na północ wskazywały na Irenę.
I pewnie skończyłoby się to śmiercią, gdyby lekarz z tego szpitala, w którym Irenę operowali, nie wpadł na pomysł, aby ją prześwietlić. A jak ją prześwietlili, to zarządzili prześwietlenie po raz drugi, ponieważ nie mogli uwierzyć, że ktoś z ich narzędziami w środku mógł przeżyć aż sześć lat.
Kiedy jednak okazało się to możliwe, natychmiast swoje nowe spostrzeżenia ukryli przed Irką, pewnie w nadziei, że w końcu jednak wykorkuje i uda się uniknąć skandalu. Ona na szczęście zachowała dla siebie kliszę z pierwszego prześwietlenia. Nic z niej co prawda nie potrafiła wyczytać, ale pokazała ją kierowcy taksówki, którą podróżowała do szpitala. Przemierzał on już tę trasę wielokrotnie, niejedną kliszę z prześwietlenia oglądał, więc się znał na tym pewnie lepiej od miejscowych lekarzy.
- A czy pani przypadkiem nie krawcowa? - zapytał.
- Nie! A dlaczego pan pyta?
- Bo szanowna pani ma w brzuchu nożyce!
Potem była kolejna operacja, podczas której usunęli nożyce razem z kawałkiem ciała, bo do niego już przyrosły. Irka, jak już doszła do siebie po operacji, uznała, że składowanie narzędzi w jej wnętrznościach powinno być karalne. Sąd to przekonanie podzielił i zagubione w brzuchu nożyce wycenił na 40 tys. odszkodowania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?