Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znęcał się nad pasierbem, zmuszał do pracy

Ewa Bochenko
13-letni Artur popełnił samobójstwo. Był synem konkubiny Bronisława S. Prokuratura zarzuciła mężczyźnie, że jest winny śmierci chłopca. Sąd uznał inaczej.

Skazuję Bronisława S. za to , że znęcał się psychicznie i fizycznie nad dziećmi swojej konkubiny. Za to, że je wyzywał, popychał, wyganiał z domu i zmuszał do ciężkiej pracy - Wojciech Januszkiewicz, sędzia sądu rejonowego w Sokółce, 29 lutego odczytywał wyrok, który zapadł po ponad dwuletnim procesie.

Bronisław S. oskarżony był o znęcanie się nad małoletnimi dziećmi swojej konkubiny, Eugenii Ż, co według prokuratury miało doprowadzić do samobójczej śmierci jednego z nich - 13- letniego Artura. Ale - w ocenie sądu - znęcanie się ojczyma nie miało wpływu na targnięcie się dziecka na życie. Oczyścił 67-letniego mężczyznę z tego zarzutu.

Mały wrócił z kościoła, Wziął sznur i się powiesił

To była niedziela jak każda inna. 29 września 2013 r. Artur jak zwykle służył do mszy i po raz pierwszy niósł pismo święte. Po powrocie z kościoła miał pobawić się z młodszym bratem, Marcinem. Wyszedł na chwilę z domu. Nikt nie przeczuwał nic złego...

Na swoim podwórku we wsi Igryły koło Sokółki chłopak urządził sobie w szopie domek, w którym lubił bawić się z kolegami. To tam chwilę po powrocie z kościołą zawiesił sznur, po czym założył go na swoją szyję... Brata znalazł 10-letni Marcinek.

Pogotowie, które bardzo szybko pojawiło się na miejscu, próbowało reanimować chłopaka. Niestety, umarł.

Wieść o tragedii szybko rozeszła się po wsi. Na miejsce zaczęli schodzić się sąsiedzi i koledzy 13-latka. „Artur zabił się, bo nie wytrzymał tego, w jaki sposób był traktowany przez konkubenta matki“ - mówili.

67-letniemu Bronisławowi S. postawiono zarzut z artykułu 207 paragraf 3 Kodeksu karnego. Sokólski Sąd Rejonowy kilka dni później zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy. Podejrzanemu zarzucano fizyczne i psychiczne znęcanie się nad czworgiem dzieci konkubiny w okresie od 2007 roku do 29 września 2013 roku.

Co ciekawe, w latach 2004-2007 Bronisław S. miał policyjny dozór. Wtedy bowiem sąd uznał go winnym znęcania się nad byłą żoną. Ale mężczyzna nie uznawał tego wyroku. Uważał, że to jego była żona jest wszystkiemu winna i to właśnie na nią powinien być nałożony dozór.

Po śmierci ojca zamknął się w sobie

Artur miał jeszcze trójkę rodzeństwa. Był cichym, spokojnym, ale wesołym chłopcem, zawsze dobrze przygotowanym do lekcji.

Sześć lat wcześniej stracił w tragicznym wypadku ojca. Wtedy zamknął się w sobie. Krótko po tej tragedii w jego życiu pojawił się nowy partner matki - Bronisław S. A wraz z nim do domu wprowadziły się przemoc, wyzwiska i zmuszanie do ciężkiej pracy w gospodarstwie - tak twierdzili świadkowie, którzy zeznawali w procesie.

Eugenia Ż. po śmierci męża nie poradziłaby sobie sama z czworgiem dorastających dzieci, niedokończoną budową domu, gospodarstwem i pracą w sklepie... Dlatego też wszyscy uważali, że dobrze robi wiążąc się z Bronisławem S., rozwodnikiem z sąsiedniej miejscowości. Rodzina i sąsiedzi tłumaczyli, że kobieta sama wiedziała, co jest dla niej najlepsze. Twierdzili, że właśnie dlatego nie reagowali, kiedy oskarżony krzyczał na dzieci, ani nawet wtedy, gdy krążyły plotki, że bił j grabiami.

Konkubent: to nie ja jestem winny

Mężczyzna od początku do końca procesu nie przyznawał się do winy. Sędzia, zanim wydał wyrok, dwa razy zamykał przewód sądowy. Jednak sprawa była tak zawiła, że zmuszony był ponownie przesłuchiwać świadków.

Sytuację wykorzystywał oskarżony, powołując co rusz to nowych świadków. Choć prokuratura oponowała, twierdząc, że wszyscy, którzy mogli coś wnieść do sprawy zostali już przesłuchani. Sędzia jednak początkowo przychylał się do wniosków oskarżonego. W końcu prokuratura stanowczo się temu sprzeciwiła.

- To jawne przeciąganie procesu - mówiła prokurator. Sędzia przychylił się wówczas do stanowiska oskarżenia i odrzucił nowe wnioski, zamykając tym samym w lutym ostatecznie przewód sądowy.

W trakcie procesu pojawiało się mnóstwo nowych okoliczności. A świadkowie prześcigali się w składaniu sprzecznych zeznań. Jedni twierdzili, że dzieci Ż. przeżywały przez konkubenta matki istny horror. Byli i tacy, którzy zeznawali, że w domu rodziny Ż. panowały... serdeczne stosunki.

Zgłosił się nawet mężczyzna, który utrzymywał, że na pytanie „co się stało z Arturem?” zadane jego bratu, usłyszał , że „trzeba było go uciszyć, bo za dużo wiedział”. Związane to było z kradzieżami ropy w okolicy, które miały miejsce tuż przed śmiercią 13-latka. Zamieszany w nie był właśnie straszy brat Artura. Badano więc wątek współudziału nieżyjącego chłopca w tym procederze.

Oskarżony Brosław S. przez cały proces twierdził, że kluczem do zagadki samobójczej śmierci nastolatka jest jego kolega Dawid P. To dawny przyjaciel chłopca, z którym Artur przed śmiercią przestał się kolegować. I wnuk Henryka M., zwaśniongo z oskarżonym. Dawid P. zaś przed sądem opowiadał, jak nieżyjący już kolega miał mu się zwierzać, że się zabije, bo ma dość atmosfery w domu. Według jego relacji, to nad nim najbardziej z całej czwórki rodzeństwa miał się znęcać konkubent matki. I choć biegła psycholog twierdziła, że chłopak jest prawdomówny, wiarygodność Dawida w wątpliwość poddawała sąsiadka obu chłopców. Zeznała, że przekonała się o jego dwulicowości na własnej skórze. Miał oskarżyć jej syna o coś, czego, jak się później okazało, sam się dopuścił.

Wymachiwał pięściami i chciał wpłynąć na zmianę zeznań

Prokuratura żądała dla oskarżonego Bronisława S. łącznie dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu.

- Bronisław S. krzyczał na dzieci, gdy robiły coś źle. Jednostkowy taki wybryk można usprawiedliwić. Ale gdy takie zachowanie się powtarza, należy je uznać za poniżanie. Mimo to nie zgadzam się z zarzutami, że takie postępowanie oskarżonego wpłynęło na targnięcie się chłopca na swoje życie. Zarówno jego koledzy, jak i matka zeznali, że to było normalne, wesołe dziecko. Więc zachowanie oskarżonego nie poczyniło aż takich szkód w jego psychice - uzasadniał wyrok sędzia. Dodał również, że zeznania Dawida P. niczego nie wnoszą. - Brak jest w nich powiązania z zachowaniem Artura. Sąd więc je wyeliminował.

Za to ukarał Bronisława S. za zastraszanie i groźby kierowane wobec Dawida, jego matki i dziadka. Uznał, że bezsporne jest to, że kilkakrotnie wymachując im przed nosem zaciśniętymi pięściami chciał wpłynąć na zmianę ich zeznań i zniechęcić ich do składania tych kolejnych, obciążających go.

Na wyroku sądu zaważyły zeznania pokrzywdzonych, które złożyli tuż po śmierci chłopca.

- Pierwsze wypowiedzi matki Artura Ż. i jego rodzeństwa pozwoliły stwierdzić, że Bronisław S. manipulował i nią, i dziećmi. Dzieci musiały pracować, a rodzaj prac, które wykonywały był nieadekwatny do ich sił i wieku. Pracowały na własne utrzymanie. A że były to małe dzieci, ograniczało to ich swobodę, możliwość nauki i wypoczynku. Było to więc formą psychicznego znęcania się nad nimi - uzasadniał sędzia. Ale przy zasądzaniu kary wziął pod uwagę wkład oskarżonego w obecny stan gospodarstwa rodziny Ż.. Zauważył ile zrobił dla nich po tragicznej śmierci męża Eugenii Ż., matki Artura. Że pomógł wykończyć dom, a z malutkiej gospodarki zrobił jedną z największych we wsi. I to sąd uznał za okoliczność łagodzącą. - Ta pomoc jest nie do podważenia. Dlatego wyrok jest mniejszy niż wnosił prokurator - uzasadniał decyzję sędzia.

Bronisław S. za wszystkie zarzuty otrzymał karę łączną w wysokości 18 miesięcy ograniczenia wolności. W poczet czego zaliczono mu areszty, więć finalnie pozostało mu 11 miesięcy i 16 dni. Nie pójdzie do więzienia. Będzie musiał wykonywać przez okres trwania kary 40 godzin miesięcznie prac społecznych. Dostał też 2 tysiące złotych grzywny.

Oskarżony w trakcie trwania procesu nie przyznawał się do żadnego z zarzucanych mu czynów. Podczas rozpraw wielokrotnie pokazywał swoją złość, podnosząc głos, wchodząc w przepychanki słowne z prokurator prowadzącą. Oskarżał ją nawet o zmowę ze świadkami, których zeznania go obciążały, a prokuratorskie zarzuty nazywał pomówieniami.

Utrzymywał też, że cała sprawa jest wynikiem zmowy policji, która mści się na nim za to,że kilka lat wcześniej miał on doprowadzić do odejścia ze służby jednego z ich kolegów.

Jeszcze na ostatniej rozprawie zarzekał się też, że niezależnie od wyroku dowiedzie, kto jest winien śmierci Artura.

Na poniedziałkowej rozprawie nie powiedział nic. Z kamienną twarzą, niezdradzającą żadnych emocji, wysłuchał uzasadnienia wyroku. Gdy sędzia zapytał, czy oskarżony ma jakieś pytania, rzucił tylko wyraźnie poirytowany: „A o co tu można pytać?”. Z zły wyszedł z sali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna