Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zniszczyli mu życie. Była żona, teściowa i pani psycholog.

Magdalena Kleban [email protected]
Coraz częściej w sprawach, gdzie skłóceni ze sobą małżonkowie walczą o dzieci, jako jeden z koronnych argumentów pojawia się ten związany z molestowaniem
Coraz częściej w sprawach, gdzie skłóceni ze sobą małżonkowie walczą o dzieci, jako jeden z koronnych argumentów pojawia się ten związany z molestowaniem
Córeczka od mamy tylko wie, że ojciec bardzo ją skrzywdził "bo ruszał jej cipcię".

Sabinka nie pamięta już za bardzo swego tatusia. I nie chce z nim się spotykać. Nic o nim nie potrafi powiedzieć, poza tym, że był dla niej niedobry. Kazimierz od czasu wyjścia z aresztu nie widział się z córką. Wyjechał do innego miasta, nie kontaktuje się z dawną rodziną. Tak jakby odciął się od swojego dotychczasowego życia w Białymstoku, jakby wyrzucił wszystko z pamięci.

Ale czy to w ogóle jest możliwe?
Molestowanie dzieci to jedno z najokropniejszych przestępstw. Takie sprawy zawsze oznaczają dramat, tragedię i złamane życie - ofiary często nie są w stanie poradzić sobie z tą traumą do końca swoich dni. Nic dziwnego, że polski wymiar sprawiedliwości niezwykle serio traktuje wszelkie doniesienia na temat wykorzystywania małoletnich. Gwałty na dzieciach, "zły dotyk", molestowanie to też "dyżurne" tematy w mediach.

Ale nie tylko - w białostockim sądzie rodzinnym także można zauważyć dziwną prawidłowość. Coraz częściej w sprawach, gdzie skłóceni ze sobą małżonkowie walczą o dzieci, jako jeden z koronnych argumentów pojawia się ten związany z molestowaniem. Tyle, że zazwyczaj wątki te kończą się na etapie złożenia zawiadomienia do prokuratury. Kazimierz J. miał więc wyjątkowego pecha - nie dosyć, że jego była żona i teściowa chciały go zniszczyć, to jeszcze trafił na panią psycholog kliniczną, która nie tylko spaprała swoją robotę, ale jeszcze przy okazji i jego życie.

Ślub, dziecko i... do widzenia
Ewa miała 25 lat, kiedy wyszła za mąż za Kazika. Trudno mówić tu o wielkim uczuciu, ale przez pierwsze lata układało się im w miarę dobrze. Po dwóch latach małżeństwa, w 2003 roku, przyszła na świat Sabinka.
Młoda kobieta po porodzie często była w złym humorze, źle się czuła i Kazik wziął na siebie dużą część obowiązków związanych z opieką nad dzieckiem.

Sielanka skończyła się szybko: pojawiły się kłótnie, on coraz częściej wychodził z domu trzaskając drzwiami. Nie pomagało i wspólne mieszkanie z teściami, którzy świata poza swoją jedynaczką nie widzieli. Każdy zięć miałby tu ciężko, ale ten już szczególnie nie przypadł im do gustu, a zwłaszcza teściowej, bo to ani bogaty, ani wykształcony (zaledwie po zawodówce).

Nie tak wyobrażała sobie przyszłość jedynego dziecka. Nie po to ją kształcili. Ewa w końcu skończyła prestiżowy kierunek studiów licencjackich - to nic że ledwo i na kiepskiej uczelni. Dyplom w szufladzie był. Na więcej za bardzo się zresztą nie przydał, bo Ewa pracowała na kasie w warzywniaku.

Dlatego, kiedy rok po urodzeniu Sabinki Kazik na dobre wyprowadził się z domu, rodzina Ewy za nim nie płakała. Z Ewą nie wiadomo jak było, dzisiaj już tak nienawidzi swojego byłego, że jakiegokolwiek innego uczucia nie jest nawet sobie w stanie wyobrazić.

Ale przecież jeszcze kilka lat temu nie mogło między nim być aż takiej nienawiści - rozwód nastąpił bez orzekania o winie, dzieckiem mieli opiekować się wspólnie, choć mieszkać miało z mamą. Kazik miał prawo raz w tygodniu zabierać dziewczynkę do siebie, do mieszkania. I skrzętnie ze swego prawa korzystał. Kiedy spotkał inną kobietę i przeniósł się na drugi koniec Polski, co drugi tydzień, punktualnie w sobotę o godz. 11 meldował się po Sabinkę. A ona uwielbiała swego tatusia.

Co dziecko wie o kłamstwie?
Dzisiaj Sabinka nic już z tego nie pamięta. Od mamy tylko wie, że ojciec bardzo ją skrzywdził "bo ruszał jej cipcię". Miała trzy i pół roczku, kiedy jej mama zauważyła u niej coś niepokojącego.

- Sabinka zachowywała się agresywnie, onanizowała się, wypowiadała treści seksualne związane z zabawą z ojcem - wielokrotnie powtarzała potem Ewa. Długo się nie zastanawiała. Uzbrojona w aprobatę matki złożyła w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przez męża przestępstwa molestowania ich dziecka. Do sądu rodzinnego zaniosła zaś wniosek o pozbawienie byłego męża władzy rodzicielskiej i zakaz osobistej styczności z małoletnią Sabiną J.

Dziewczynka trafiła na dziesięciodniową obserwację, gdzie rozpoznano u niej "zaburzenia emocjonalne okresu dzieciństwa". Rozmawiała z nią i psycholog kliniczna. Diagnoza była jednoznaczna: ojciec dziecka krzywdził dziewczynkę.

Na nic się zdały tłumaczenia Kazimierza, jego brata i bratowej, że mężczyzna nigdy nawet nie przebywał sam w pokoju z córką, że zazwyczaj przychodziła też jego matka. Prokuratorsko-sądowa machina ruszyła. Jesienią został aresztowany, za kratami spędził święta Bożego Narodzenia i dopiero po nowym roku sąd ponownie zasięgnął opinii - tym razem uznanej sławy w środowisku białostockiej psychiatrii, od lat wykonującego opinie dla sądu.

Jego ekspertyza była wręcz miażdżąca dla młodszej koleżanki, zakwestionował niemal wszystkie jej wnioski. Bezlitośnie wyłapał błędy popełnione w czasie rozmowy pani psycholog z dziewczynką, jak na przykład sugerowanie w pytaniu odpowiedzi. Zauważył też inną zastanawiającą rzecz - w rozmowie dziewczynka używała słów, których trzyletnie dziecko zwyczajnie nie jest w stanie zrozumieć, jak choćby kiedy mówiła o kłamstwie. Było też sporo wypowiedzi które wzajemnie się wykluczały.

Tym razem sąd zareagował błyskawicznie - już po dwóch tygodniach od wydania drugiej opinii Kazimierz J. opuścił areszt. Nie minął rok, a sąd uniewinnił go od stawianych zarzutów. Ewa nie mogła w to uwierzyć.

Szalała. Wypowiedziała pełnomocnictwo kancelarii adwokackiej, która ją do tej pory reprezentowała. Niemal od razu pobiegła do prokuratury i ponownie złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez byłego męża. Prokurator odmówił wszczęcia śledztwa.

Dobra matka, trudny człowiek
Kazimierz nie widział swojej córki od czterech lat, od czasu wybuchu tej afery. Nie starał się o widzenia, płacił tylko regularnie alimenty do czasu, aż Ewa nie wystąpiła niemal o ich dwukrotność. Wtedy przestał płacić w ogóle.

Ewa z Sabinką mieszkają w segmencie jej rodziców. Dziewczynka poszła już do szkoły: jest bardzo pilną uczennicą, cichą, spokojną, "stara się nie denerwować mamusi", uwielbia czytać książki. Matka świata za nią nie widzi: dziecko jest zadbane, czyste. Pozornie wszystko jest w porządku. Jednak zdaniem biegłych psychologów z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego, kobieta jest osobą mało stabilną emocjonalnie i mocno skoncentrowaną na walce z ojcem dziecka i na udowodnieniu mu winy.

Do dzisiaj nie pogodziła się ani z uniewinniającym go wyrokiem w sprawie o molestowanie, ani z przegraną w sądzie rodzinnym, nawet pomimo tego, że ojciec dziecka zerwał wszelkie kontakty. Ona chce walczyć dalej. Rodzice obiecali pomoc.

Zmieniliśmy imiona bohaterów tekstu i niektóre okoliczności tej sprawy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna