Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ach, co to była za klasa!

AGT
W piątek pyszna zabawa aż do północy, w sobotę wspólne śniadanie - spotkanie po 50 latach dawnych kolegów, koleżanek i profesorów dało absolwentom liceum wiele radości
W piątek pyszna zabawa aż do północy, w sobotę wspólne śniadanie - spotkanie po 50 latach dawnych kolegów, koleżanek i profesorów dało absolwentom liceum wiele radości
Rozstaliśmy się w sobotę po wspólnym śniadaniu, a przez kolejne dni odbierałem przynajmniej jeden telefon z podziękowaniami dziennie - cieszy się Stanisław Suchocki.

Spotkanie po latach

To on w zeszłym roku wpadł na pomysł, by skrzyknąć kolegów i koleżanki, z którymi przed 50 laty ukończył łomżyńskie liceum (dziś I LO) i powspominać stare, dobre czasy. Spotkanie, które odbyło się w dniach 26-27 czerwca, udało się wyśmienicie. Przybyło na nie aż 28 z 39 osób, które uczęszczały do liceum w latach 1955-59. Nie zabrakło wychowawcy, prof. Wacława Kozłowskiego, który nauczał historii i języka rosyjskiego, ani prof. Marii Wierzbickiej, matematyczki zwanej przez uczniów "Rumbą". A inicjatora zobowiązano do organizacji następnego spotkania... za kolejne 50 lat!

- Oj, było co wspominać - kiwa głową Suchocki. - Właśnie wspomnienia były najciekawsze.

Wielu z nich uśmiechało się, ale i nieco rumieniło na myśl o tym, jak zamykali koleżanki w salach i centymetrem krawieckim mierzyli im obwody talii. Inni po tylu latach spotkali dawne sympatie.

Odnaleźć znajomych

Gdy Stanisław Suchocki zaczynał w 1955 r. naukę w szkole średniej, w jego klasie było 47 uczniów. Prócz tego dwie klasy żeńskie, łącznie około setki osób. Gdy w 1959 r. wręczano świadectwa dojrzałości, otrzymało je tylko 39 uczniów. Reszta wykruszyła się w ciągu tych czterech lat, zmieniła szkoły, wyjechała.
- Potem rozjechaliśmy się po Polsce - wspomina Suchocki.
Z kilkoma kolegami przez całe pół wieku pozostawał w kontakcie. Często spacerują wspólnie po Lesie Kabackim. Inaczej z koleżankami.
- Niełatwo je było odnaleźć - przyznaje. - Pojechałem do Wizny, tam piekarz nosi takie samo nazwisko jak jedna z nich. Dopiero następnego dnia, gdy powiedziałem, że mama nazywała ją "Lunia", skojarzył i pomógł mi nawiązać kontakt.

Zanim doszło do zjazdu pod koniec czerwca, Suchockiemu udało się w marcu zgromadzić w restauracji "Kampinówka" wszystkich, którzy mieszkają w Warszawie.

- My chodziliśmy do lasu, a panie nie wiedziały, że mają w stolicy szkolne koleżanki - tłumaczy. - Kelnerka, która nas obsługiwała, aż się popłakała ze wzruszenia, wyczuwając nasze emocje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna