Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomność niejedno ma imię

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Pan Mirosław po tym, jak komornik sprzedał jego mieszkanie, kupił sobie nowe auto. Pani Wiera ma dom i stały dochód, a  mimo to mieszka na ulicy, na autobusowym przystanku.
Pan Mirosław po tym, jak komornik sprzedał jego mieszkanie, kupił sobie nowe auto. Pani Wiera ma dom i stały dochód, a mimo to mieszka na ulicy, na autobusowym przystanku.
Pani Wiera ma emeryturę i dom, a mimo to mieszka na przystanku autobusowym w Bielsku Podlaskim. Pan Mirosław co prawda domu już nie ma, ale niedawno kupił sobie nowe auto, prosto z salonu. I właśnie w nim zamieszkał.

Pani Wiera ma 78 lat. Jest byłą pielęgniarką. Co miesiąc otrzymuje emeryturę. Ma do dyspozycji własny dom, a mimo to od kilku miesięcy mieszka pod przystankową wiatą, tuż obok targowicy miejskiej w Bielsku Podlaskim. Przyjeżdżający do tego miasta ze zdziwieniem obserwują zgarbioną staruszkę, która całymi dniami siedzi na rogu ławki, otoczona różnego rodzaju tobołkami i reklamówkami.

Na ławeczce otoczona reklamówkami

- Gdy były mrozy, niemal każdej nocy przejeżdżałem obok, aby sprawdzić, czy pani Wiera jeszcze żyje - mówi Anatol Wasiluk, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bielsku Podlaskim. Niewiele ponad to może zrobić. - Często twierdzi się, że nie reagujemy w takich sytuacjach, ale to nieprawda. Niektóre sprawy, jak na przykład ta, są na tyle skomplikowane, że nie da się ich załatwić od ręki. Pani Wiera ma gdzie mieszkać i ma za co żyć, ale my nie możemy jej zmuszać, by zamieszkała w swoim domu.

Kobieta o porzuceniu przystankowej wiaty i powrocie pod własny dach nawet nie chce słyszeć.
- Sami idźcie do domu, ja mam prawo tu być - odpowiada zapytana, dlaczego mieszka na przystanku. - Do domu nie chcę wracać, bo tu jestem chroniona przez Armię Krajową - dodaje niezbyt składnie.

Już po kilkuminutowej rozmowie pojawia się podejrzenie, że kobieta może mieć jakieś zaburzenia psychiczne. Nikt jednak tego formalnie nie stwierdził. Bielszczanka nie jest też ubezwłasnowolniona. Z wnioskiem o ubezwłasnowolnienie może zwrócić się do sądu najbliższa rodzina, jednak dzieci 78-latki się do tego nie kwapią.

- Jeszcze w lipcu złożyliśmy do sądu wniosek o przymusowe umieszczenie pani Wiery w Domu Pomocy Społecznej - mówi dyrektor MOPS. - Poparł go nawet biegły, ale sąd go odrzucił. A wszystko dlatego, że córka i syn pani Wiery zapewnili, iż będą się nią opiekować. A jak się nią opiekują, widać na przystanku...
Córka pani Wiery od lat mieszka i pracuje w Białymstoku, matkę odwiedza rzadko. Ponad 50-letni syn mieszka w Bielsku, ale z ojcem, z którym pani Wiera jest w nieformalnej separacji. Jej syn nie ma stałego źródła utrzymania, ma za to długi alimentacyjne.

- Nie stwierdziliśmy, aby zabierał on siłą emeryturę matki lub wyganiał ją z domu - tłumaczy dyrektor MOPS. - Wydaje mi się, że ona z czystej miłości sama mu oddaje pieniądze, podobnie jak obiady, które kiedyś jej przyznaliśmy. Inną kwestią jest jednak to, że syn nie odwdzięcza się jej opieką, a wręcz utrudnia udzielenie jej pomocy.

Gdyby kobieta trafiła pod opiekę Domu Pomocy Społecznej, syn straciłby dostęp do jej emerytury. - Bo pobyt w DPS jest kosztowny, sama emerytura pani Wiery nie starczy na jego opłacenie - tłumaczy dyrektor Wasiluk. - Musielibyśmy dopłacić do niej około 2 tys. zł, ale liczymy się z tymi kosztami.
Pani Wiera prawdopodobnie już wkrótce znajdzie bezpieczne schronienie w DPS. Tydzień temu bowiem sąd po raz kolejny zajął się jej sprawą. Tym razem sędzia nie uwierzyła zapewnieniom pani Wiery i jej syna (córki na rozprawie nie było). Może dlatego, iż kobieta do sądu przyszła prosto z przystanku brudna i zaniedbana.

Nocuje w pandzie...

57-letni pan Mirosław, również z Bielska Podlaskiego, od paru miesięcy mieszka w... nowym fiacie panda, zaparkowanym między garażami stojącymi vis-a-vis popularnego dyskontu spożywczego. Spotkaliśmy go, gdy przy piwku rozmawiał z właścicielem pobliskiego garażu i jego znajomymi.
- Samochód ten kupiłem w salonie za 31.400 zł w marcu 2012 roku - opowiada. - Pieniądze wypłacił mi komornik, który zlicytował moje mieszkanie. Gdybym nie miał samochodu, nie wiem, gdzie miałbym chronić się od deszczu i chłodu. A na paliwo zarabiam zbierając puszki i wykonując drobne prace.
Takie rozwiązanie, kupno auta po stracie mieszkania, doradzili mu sąsiedzi.

- Bo za te pieniądze żadnego mieszkania czy domu bym przecież nie kupił. Nie chciałem też wynajmować jakiegoś małego pokoiku za 500 zł miesięcznie - tłumaczy właściciel pandy. - A mając samochód mogę w nim trzymać moje rzeczy i w razie potrzeby przenocować. Na lato kupiłem też namiot i śpiwór. Trzymam je w bagażniku.

Dlaczego jednak zdecydował się kupić nowe auto, a nie jakieś tańsze, używane? Tego już nie potrafi wyjaśnić. Po prostu nie wiedział, co zrobić z tak dużymi pieniędzmi, które mu zostały po zlicytowaniu mieszkania.

...bo miał długi

Pan Mirosław przez większą część życia mieszkał z rodzicami. Po ich śmierci odziedziczył mieszkanie własnościowe. Jednak nie był w stanie go utrzymać. Zatrudniony był w urzędzie miasta jako pracownik gospodarczy, odpowiedzialny za sprzątanie chodników i parków.
- Zarabiałem około 1.200 zł miesięcznie, więc parę razy zabrakło mi pieniędzy na zapłacenie czynszu, a później od tych zaległości naliczono odsetki i tak popadłem w długi, z którymi nie potrafiłem się już uporać - opowiada bielszczanin.

W 2011 roku jego mieszkanie zajął komornik. Zostało sprzedane. Po spłacie długów, panu Mirosławowi zostało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kupił za nie samochód i kilka - według niego - niezbędnych rzeczy, m.in. właśnie namiot.

Zanim otrzymał te pieniądze, mieszkał u znajomej. Jednak w sierpniu br., zaraz po tym, jak wyrzucono go z pracy, musiał się wyprowadzić. I zamieszkał w swym samochodzie.

- Kiedyś przyszedł do mnie i spytał, czy może zaparkować samochód w tym miejscu - opowiada właściciel pobliskiego garażu. - Nie mogłem mu odmówić. Żal mi tego człowieka, dlatego czasem przyniosę mu coś do jedzenia, pozwalam też naładować akumulator i komórkę. Rozumiem to, że Mirek za niską pensję nie był w stanie utrzymać mieszkania.

Zaraz jednak dodaje, że sam dostaje tylko około 800 zł zasiłku i jakoś się z tego utrzymuje. - No ale mimo wszystko nie można zostawić drugiego człowieka w potrzebie, władze powinny zorganizować mu jakieś schronienie na zimę. Przecież on nie ma nawet obiadów - mówi właściciel garażu.
Pan Mirosław parokrotnie występował o przydzielenie mu mieszkania socjalnego, ale za każdym razem spotykał się z odmową.
Bielski MOPS nie wie, co z panem Mirosławem zrobić.

- W przypadku pani Wiery nie miałem wątpliwości, że trzeba jej pomóc, ale w tym przypadku po prostu się waham - przyznaje Anatol Wasiluk, dyrektor bielskiego MOPS-u. - Przecież ten mężczyzna jest w pełni sił. Do DPS-u się nie nadaje. Jak miał pieniądze, to kupił sobie nowe auto. A nawet ja, mając przyzwoite dochody, nie zdecydowałbym się na taki wydatek.

Dyrektor tłumaczy, że jeśli przyznałby panu Mirosławowi mieszkanie, to czułby się tak, jakbym nagradzał jego niegospodarność.
- A on mógłby cieszyć się nowym autem i mieszkaniem, podczas gdy wiele rodzin nie ma co do garnka włożyć - kontynuuje. - Wówczas zostałbym posądzony, że rozdaję lokale na prawo i lewo. Poza tym, byłoby to demoralizujące, bo wkrótce wszyscy będą wyciągać rękę po pomoc.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna