Pani Nina napisała do nas list, w którym skarżyła się na hotel w Bielsku. W styczniu przyjechała tu do krewnych, ale ich nie zastała, bo musieli nagle wyjechać.
„Wtedy poprosiłam o pokój w Hotelu Przyszłość Spółdzielni Inwalidów” - opisała.
Skarżyła się, że pokój był zaniedbany brudny i wychłodzony. Szafy się nie domykały, wszystko jak ze śmietnika, nawet lodówka była wyłączona i w dodatku zardzewiała.
„Jak można takie pokoje proponować gościom, to wstyd dla hotelu” - komentowała.
Mimo niedogodności postanowiła jednak pozostać dłużej.
„... i wtedy dowiedziałam się że nie mogę - napisała. - Przyszedł palacz i powiedział, że prezes kazał mnie wyrzucić, bo hotel idzie pod młotek i już syndyk położył na nim łapę. Jak można wynajmować pokój w nieczynnym hotelu”.
Palacz wręcz miał na nią krzyczeć, by się wynosiła. Nie dostała nawet faktury.
„Jestem starszą kobietą z chorym sercem. Wyrzucono mnie z hotelu na bruk, a był mróz minus 10 stopni - skarży się w liście kobieta. - Rozpłakana poszłam do kościoła, ale Bóg mi nie pomógł. Przypadkowi ludzie zainteresowali się mną i wezwali policję”.
Jan Trofimiuk, prezes Spółdzielni Inwalidów „Przyszłość”, całą sytuację opisuje zupełnie inaczej.
- To nie tak było - tłumaczy. - Żaden syndyk nas jeszcze nie zajął. Nasze pokoje mają standard, jaki mają. Ale to nie hotel, my tylko świadczymy usługi hotelarskie i to głównie robotnikom. A ostatnio w ogóle zrezygnowaliśmy z tej działalności. Nie było gości, a nie stać nas na utrzymywanie obsługi. Ta kobieta przyszła w styczniu na portiernię tuż przed zamknięciem budynku. Nie miała gdzie się podziać. Portier zadzwonił do mnie, co robić. Zgodziłem się by przenocowała.
Dziś tej decyzji żałuje.
- Od samego początku zachowywała się dziwnie - opowiada. - Mówiła, że chce kupić ten hotel i zaczęła go traktować jak swój, nawet fotele i wieszaki poprzestawiała. Ostatecznie nocowała u nas cztery doby, ale nie płaciła. W końcu poprosiliśmy ją o opuszczenie pokoju. Wyszła bez większych dyskusji. Ale później pojawiło się całe zamieszanie, wezwała policję. Powysyłała skargi do gazet, urzędów i inspekcji handlowej. I teraz musimy wszystkim po kolei się tłumaczyć. A i tak mamy spore problemy.
Spółdzielnia Inwalidów jest na skraju upadku. W zakładzie poligraficznym zatrudnia niespełna 50 osób w większości niepełnosprawnych. Zalega z wypłatami, nie opłaca składek ZUS. Kiedyś, jako zakład pracy chronionej, wspierał ją PFRON, ale gdy spółdzielnia zaczęła zalegać z wynagrodzeniem dotacje wstrzymano.
- Prowadzimy jeszcze negocjacje z bielskimi przedsiębiorcami, by nas przyjęli - mówi prezes z nadzieją w głosie.
Ale już chyba nikt w to nie wierzy. Zakład jest nierentowny, hotel też. Jedyną wartością spółdzielni jest nieruchomość, na której znajdują się jej budynki, bo to ścisłe centrum miasta.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?