Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo Krynki są jak Paryż

Fot. D. Biziuk
- Jeszcze do mnie nie dotarło, że mieszkam w sąsiedztwie miasta - mówi Ewelina Wasilewska z oddalonej kilka kilometrów od Krynek wsi Górka. Krynki to jedno z najmniejszych miasteczek w Polsce. Obecnie mieszka tutaj niespełna 2.700 osób.
- Jeszcze do mnie nie dotarło, że mieszkam w sąsiedztwie miasta - mówi Ewelina Wasilewska z oddalonej kilka kilometrów od Krynek wsi Górka. Krynki to jedno z najmniejszych miasteczek w Polsce. Obecnie mieszka tutaj niespełna 2.700 osób. Fot. D. Biziuk
Kilka dni po odzyskaniu praw miejskich w Krynkach zmieniło się tylko jedno: tablice informacyjne nad wejściem do urzędu miejskiego. 1 stycznia 2009 roku Krynki odzyskały prawa miejskie, które odebrano im 58 lat wcześniej na wniosek samych mieszkańców. Teraz Krynki kontynuują swoją miejską historię, a stało się to dzięki... mieszkańcom!

Pierwszy weekend nowego roku upłynął w Krynkach cicho i spokojnie. Niektórzy twierdzili nawet, że za spokojnie.

- Jak się dziennikarze dowiedzieli o tej historii z miastem, którym to Krynki miały się stać, często do nas przyjeżdżali. Przed 1 stycznia jeszcze ich się tutaj trochę kręciło, a teraz wszystko ucichło. No bo jakie tam z nas miasto. Wioska była i jest. Tylko nazwa się zmieniła i więcej nic - rozkłada ręce mieszkaniec Krynek, którego spotkaliśmy na głównej ulicy.

- No bo i po co to potrzebne? Tutaj pani wszyscy to samo powiedzą, bo ludzie w Krynkach lubią gadać, ale bez żadnych nazwisk, bo niewiele nas tu mieszka i wszystkich łatwo rozpoznać - dodaje stojący obok mężczyzna.

Co było, już nie wróci

Od mieszkańców Krynek trudno usłyszeć coś innego niż ciągłe narzekania. Że nie ma pracy, brakuje pieniędzy, zdrowie szwankuje, wyjeżdżać daleko za chlebem trzeba, do wiosny daleko... Ludzie nie zaprzątają sobie głowy czymś tak przyziemnym jak prawa miejskie. W Krynkach mało kto już pamięta wyniki referendum z końca 2006 roku, od którego to rozpoczęły się starania o odzyskanie statusu miasta. A przecież większość uczestników referendum poparło ten pomysł. Ponoć "za" byli młodzi, a "przeciw" starsi mieszkańcy tej miejscowości.

- Głosowaliśmy, ale w zmiany żeśmy nie wierzyli. Kto by pomyślał, że jednak się uda... Chyba każdego to zdziwiło. Mieliśmy wtedy innego wójta, co stołek stracił kilka miesięcy później, bo wyrok sąd na niego nałożył, a z wyrokiem rządzić nie można. To właśnie poprzedni wójt wymyślił przywrócenie Krynkom praw miejskich, ale sam nie zdążył już zostać burmistrzem - wyjaśnił pan Antoni, który w Krynkach mieszka od 30 lat. On sam należał do mniejszości, bo w referendum zagłosował na "nie".

- Miałem swoje argumenty. Według mnie, prawa miejskie kosztują, a nie wiadomo co z nich ostatecznie wyniknie - tłumaczy mężczyzna.
Ludzie w Krynkach najchętniej opowiadają, jaka ich miejscowość była wiele, wiele lat temu:

- Przed ostatnią wojną to Krynki były większe od Sokółki. Nawet prawa miejskie dostaliśmy wcześniej niż Sokółka! (Krynki w 1509 roku, a Sokółka sto lat później - przyp. red.) Jak się wojna skończyła, to Krynki ciągle dużo w regionie znaczyły. Największy w Polsce PGR mieliśmy. Ludzie pracę bez problemu dostawali. A jaka ogromna garbarnia w Krynkach była. Teraz nic już nie ma, i nic nie wróci. Szkoda gadać. Prawa miejskie raczej nam nie pomogą w znalezieniu pracy - nasi rozmówcy są wyraźnie zmartwieni.

Bo życie jest brutalne

- Kiedyś Krynki tętniły życiem. Tak było, kiedy się tutaj wprowadziłem 30 lat temu. A przecież wtedy Krynki nie miały już praw miejskich, ale ludzie mieli pracę, której się trzymali. Nikomu nie przychodziło wtedy do głowy, żeby stąd wyjeżdżać - mówi pan Jerzy, który od 10 już lat figuruje w spisie bezrobotnych. Zanim tam trafił, pracował w PGR-ze i garbarni. Tak samo, jak rzesze innych mieszkańców Krynek.

O dawno minionej świetności kryńskiego PGR-u przypominają jedynie bloki, jakie kiedyś wybudowano z myślą o jego pracownikach. Z kolei w budynku po zlikwidowanej garbarni hula wiatr. Powybijane szyby, pomazane i zniszczone ściany, słowem - ruina. Przy drzwiach wejściowych ktoś napisał zieloną farbą "Life is brutal" (życie jest brutalne).

- Na krótko przed ostatnim sylwestrem montowali u nas w centrum monitoring. Usłyszałem, jak robotnicy między sobą rozmawiali, że pierwszy raz w życiu widzą, żeby monitoring na wiosce zakładać. Ja im na to, że za kilka dni to już miasto będzie. Tylko śmiech w odpowiedzi usłyszałem - dodaje pan Jerzy.
Tymczasem Sokrat Janowicz, literat i niewątpliwie jeden z najbardziej znanych i mieszkańców Krynek, nie ma wątpliwości, że Krynki są bardziej miastem niż Sokółka. Dowodzi to, omawiając układ urbanistyczny obu miejscowości:

- Krynki mają rozplanowanie miejskie z XVIII wieku. W tym przypadku centralnym punktem jest rondo z rozchodzącymi się od niego promieniście 12 ulicami. Natomiast Sokółka ma typowo wiejską zabudowę, czyli jedna ulica w centrum i wszystko kręci się wokół niej - wyjaśnił Sokrat Janowicz.

Łatwo tu wjechać, a trudno wyjechać

O wspomnianym rondzie namnożyło się w Krynkach wiele historii. Prawdą jest to, że Europa ma tylko dwa tak zbudowane ronda: jedno jest w Krynkach, a drugie w... Paryżu.

- Trwają dyskusje, które było pierwsze. Z pewnością wiele osób kojarzy Krynki właśnie z rondem. Wielu przyjezdnych zatrzymuje się przy nim, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie- śmieje się Jolanta Gudalewska, burmistrz Krynek.. - Ale rondo to nie jedyna rzecz, którą możemy się pochwalić. Krynki mają przebogatą przeszłość, której ślady napotykamy niemal na każdym kroku. Z Krynkami związana była społeczność żydowska i tatarska. Tutaj żyją obok siebie katolicy i prawosławni.
Takiego klimatu nie ma w żadnym innym zakątku Polski.

Zdaniem mieszkańców, słynne rondo sprawia, że do Krynek łatwo wjechać, ale trudniej z nich wyjechać.

- Kierowcy jak trafią na rondo, to kilka rund obowiązkowo muszą na nim wykonać. Kręcą się, że śmiech bierze. Orientację tracą. Kilka razy trzeba im drogę palcem pokazywać, a i tak nie w tę co trzeba ulicę wjadą. Kabaret w biały dzień mamy. Takie nasze miasto jest. Bez pracy, ale przynajmniej wesoło - kwituje pan Mieczysław, którego spotkaliśmy w pobliżu słynnego ronda.
To rondo jest niestety tylko jedną z nielicznych radości mieszkańców Krynek. Pozostałe można policzyć na palcach jednej ręki:

- No jeszcze może czyste powietrze, wytwórnia wody "Krynka" i tzw. "krzywa rura", czyli bijące non stop źródło wody pitnej, dostępne dla każdego i - co najważniejsze - za darmo! - wylicza Ewelina Wasilewska ze wsi Górka, koło Krynek.

Pani Ewelina odwiedza Krynki zawsze, kiedy musi zrobić większe zakupy.
- Chodzi głównie o sprawunki w sklepach spożywczych, bo tych trochę w Krynkach na szczęście jest - tłumaczy kobieta.

Oprócz sklepów spożywczych, w Krynkach jest jeszcze: jeden bank, jeden ciucholand, cztery zakłady fryzjerskie, dwa butiki z ubraniami, ośrodek zdrowia, dom kultury, posterunek policji i zespół szkół.

- Nawet piekarni swojej nie mamy. Chleb nam dowożą z Narewki albo Kuźnicy. W sklepach wszystko droższe niż w Białymstoku, czy w Sokółce. Każdy swoją marżę dorzuca. Ot, i masz człowieku miasto - wzdycha pan Mieczysław.

Muszą myśleć po miejsku

Kiedy w styczniu 2007 roku znane już były wyniki referendum, Sokrat Janowicz miał na ten temat sporo do powiedzenia:

- O przywróceniu dla Krynek statusu miejskiego zaczęto myśleć nie wtedy, kiedy one jeszcze coś znaczyły na mapie gospodarczej regionu, ale wówczas, kiedy one praktycznie umierają. Za kilka lat może nam pozostać osada śródleśna o miejskim planie. Młodzież nie ma tutaj żadnych perspektyw. Co prawda w Krynkach jest gimnazjum, ale ja nazywam je szkołą przyszłych Amerykanów. Dlaczego? Bo wszystko, co młode, z Krynek ucieka, bo nie ma o co zaczepić rąk. W takich okolicznościach prawa miejskie dla Krynek są, moim zdaniem, inicjatywą wielce spóźnioną. Żeby było miasto, trzeba zmienić świadomość ludzi. Wśród mieszkańców Krynek nie ma myślenia miejskiego. Tutaj dominuje myślenie chłopskie, czyli... fatalizm. Chłop jest fatalistą, jemu wszystko jedno, czy będzie miasto, czy nie miasto, byleby tylko nic nie kosztowało. A jak nic nie kosztuje, to nic nie przeszkadza. Tak jak w znanym dialogu Kargula z Pawlakiem, kiedy jeden pyta "widzisz te luksusy?", a drugi odpowiada "mnie tam luksus nie przeszkadza". Z kim teraz miasto robić? - pyta Sokrat Janowicz.

Wśród mieszkańców Krynek nie brakuje takich, którzy już obawiają się podniesienia lokalnych podatków. - Ale przecież stawki podatków ustala rada miejska, zatem jakiekolwiek obawy w tej kwestii są bezpodstawne - uspokaja burmistrz Jolanta Gudalewska.

Starsi jednak pamiętają, że to właśnie strach przed płaceniem wysokich podatków doprowadził do tego, że w 1950 roku Krynki przestały być miastem. Życie na wsi wydawało się tańsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna