Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciała wziąć kredyt, straciła ponad 4 tysiące. Nie daj się nabrać na szybką pożyczkę

Tomasz Kubaszewski
Na podpisanie tego druczku nasza Czytelniczka miała kilka minut. - Nie sądziłam, że w tym wszystkim jest jakiś haczyk - opowiada dzisiaj.
Na podpisanie tego druczku nasza Czytelniczka miała kilka minut. - Nie sądziłam, że w tym wszystkim jest jakiś haczyk - opowiada dzisiaj.
Ponad 4 tysiące złotych straciła mieszkanka podaugustowskiej wsi, która chciała wziąć kredyt w Polskiej Korporacji Finansowej "Skarbiec". To już kolejna ofiara tej firmy. Prokuratura twierdzi, że jest bezradna.

- To wyglądało wręcz fantastycznie - opowiada pani J. (nazwisko do wiadomości redakcji). - Szybki kredyt, stosunkowo małe zabezpieczenia.

Nie wchodziłabym w to

Kobieta skontaktowała się z biurem firmy znajdującym się w Białymstoku. Tam dowiedziała się, że musi podpisać przedwstępną umowę i wpłacić 12 proc. sumy, o którą się ubiega. - Gwarancjami spłaty miały być hipoteka mojego domu oraz weksel in blanco - opowiada. - Usłyszałam, że to w zupełności wystarczy.

Złożyła więc swój podpis, wpłaciła 4,2 tys. zł i czekała. Wkrótce otrzymała pismo, że jej gwarancje są niewystarczające. Bo w domu nie mogą mieszkać ani dzieci, ani bezrobotni. - Gdyby od razu mi to ktoś powiedział, w ogóle bym w to nie wchodziła - mówi nasza Czytelniczka. - Bo na inne gwarancje mnie nie stać.

Postanowiła więc zrezygnować z kredytu i zażądała oddania wpłaconych pieniędzy. "Skarbiec" jednak odmówił powołując się na odpowiedni paragraf wstępnej umowy.

Podobnie firma uczyniła w przypadku naszego Czytelnika spod Suwałk, o którym pisaliśmy wczoraj.

Bezradne urzędy

- Takich osób jest w skali kraju dużo więcej - mówi Roman Jarząbek, dyrektor gdańskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, na terenie której "Skarbiec" ma swoją główną siedzibę. - Niestety, ale nie możemy im pomóc.

UOKiK nawet zainteresował sprawą prokuraturę. Ta jednak śledztwo umorzyła. Uznała bowiem, że ludzie, podpisując wstępne umowy, godzili się na wpłacanie zaliczek.

- Tego typu firmy będą miały rację bytu do czasu, gdy ludzie nie zaczną dokładnie czytać tego, co podpisują - dodaje Jarząbek. - Moją czujność wzbudziłoby już to, że ktoś każe mi płacić pieniądze praktycznie za nic.

Jak pisaliśmy wczoraj, w centrali "Skarbca" w Gdańsku nikt nie chciał z nami rozmawiać przez telefon. Jakaś pani zakomunikowała jedynie, że najpierw musimy przysłać pocztą list z prośbą o spotkanie z zarządem, a potem przyjechać osobiście. Z kolei pracownica białostockiego oddziału stwierdziła, że umowa wstępna kwestię zaliczki dokładnie reguluje i nie ma w tym przypadku mowy o żadnym oszustwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna