Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcieli tylko dobra dziecka. Teraz grożą im trzy lata więzienia

Cezary Sołowij [email protected]
sxc.hu
Kochamy ją - płacze Mirella J., wspominając maleńką Ewcię. Prokuratura oskarża ją i męża o kupno dziewczynki. - Chciałem, żeby była kochana - przekonuje biologiczny ojciec, podejrzewany o sprzedanie dziecka.

Słyszała pani? Sprzedali dziecko na organy - szepczą kobiety, stojąc przed blokami. - Nie. Podobno porwali ją i wywieźli za granicę... - mówią inne.

- Rzeczywiście, prowadzimy sprawę dotyczącą handlu dziećmi - przyznaje Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Grożą za to co najmniej trzy lata więzienia.

Tropiąc handlarzy ludźmi
Zacznijmy od tego, jak sprawa porwania Ewci - córki Jadwigi B. i Pawła S. - ujrzała światło dzienne i wprawiła w ruch machinę śledczą, która miele losy czwórki ludzi: biologicznych rodziców i tych, którzy chcieli stać się rzeczywistymi opiekunami maleńkiej dziewczynki.

O ciąży Jadwigi poza najbliższymi i znajomymi nikt nie wiedział. Nawet lekarz, bo 27-latka nigdy żadnego nie odwiedziła. Szybko po urodzeniu pozostawiła dziecko pod opieką starszego o kilkanaście lat partnera.
O kłopotach małej Ewci dowiedział się sąd rodzinny. Kurator sądowy do czasu ustalenia dalszych losów dziecka postanowił umieścić je w rodzinie zastępczej. Nie mógł jednak znaleźć małej! W domu ojca jej nie było. Postanowił więc zawiadomić prokuraturę. 19 lutego br. Paweł S. usłyszał zarzut handlu ludźmi. Kilka dni później takie samo oskarżenie usłyszała jego partnerka.
Wyrzucili ją z domu

- Tam w rodzinie jest dużo zła. Czy pan wie, że ostatnio to jej chrzestna porąbała łóżko i wyrzuciła ją z domu? - mówi Paweł S., kiedy spotykamy się w redakcji. Twierdzi, że próbował sobie z Jadwigą B. życie ułożyć. - Od dwóch lat jesteśmy razem i bardzo chciałem tego dziecka. Jednak rodzina namieszała jej w głowie. Chcieli ją zniszczyć i prawie się im udało - podsumowuje rodzinne układy.

Jadwiga B. mieszka w niewielkiej wiosce w powiecie sławieńskim. Paweł S. chciał wyremontować jej rodzinny dom i razem z nią tam zamieszkać. Rodzina jednak ich wygoniła.

- Zależy mi jednak na niej i dlatego będziemy razem. Chciałbym się stąd gdzieś wyprowadzić - mówi.
Na razie jednak nie może, bo musi w związku z toczącym się śledztwem regularnie meldować się na policji.

- Mógłbym znaleźć pracę, bo jestem budowlańcem i nawet starać się odzyskać Ewcię. A tak... - wzrusza bezradnie ramionami.

Obok niego siedzi młoda kobieta. Nerwowe ruchy dłoni odganiają znad twarzy kosmyk włosów. Z dość chaotycznych wypowiedzi wynika, że nie zdawała sobie sprawy, jak wygląda macierzyństwo: - Przerosło mnie - wyrzuca z siebie nerwowo. - Chyba jednak nie byłabym dobrą matką... - szczerze przyznaje.

Jej partner ma na ten temat teorię: - Skąd miałaby o tym wiedzieć, skoro skończyła cztery klasy?

- Przestałam chodzić do szkoły, bo rodzice mnie nie puszczali. Lata bez elektryczności, brak toalety - kobieta wspomina dzieciństwo.

Gotowi na rodzicielstwo
Kiedy Ewcia się urodziła, wujek jej matki pracował w jednym z pensjonatów w Darłowie. Jego właścicielka dobrze znała małżeństwo Ślązaków od kilkudziesięciu lat mieszkających w Niemczech. Mirella i Walter J. spędzali każdą wolną chwilę nad polskim morzem. Ona, 46-letnia kobieta, od lat próbowała urodzić dziecko. Wielokrotne próby in vitro kończyły się niepowodzeniem. On, starszy od niej o kilka lat, ma syna, ale stracił z nim kontakt wiele lat temu.

- Chciał tylko pieniędzy, a nie uczucia - tłumaczył w sądzie.

Obydwoje od lat starali się o adopcję. Mieli zaświadczenie kwalifikacyjne na adopcję zagraniczną na Ukrainie. Potem udało się im również dostać zgodę na adopcję dwójki polskich dzieci.

- Okazało się jednak, że ich biologiczna matka bardzo o nie walczy. Stara się odzyskać władzę rodzicielską. Skoro tak o nie walczyła, to musiała je mocno kochać. Nie mogliśmy jej zabrać tych dzieci - Mirella J. opisywała losy kolejnej nieudanej próby zostania matką.

Dziewczynka jak dar losu
Mirella i Walter dowiedzieli się o istnieniu Ewci kilka tygodni po jej urodzinach. - Mój pracownik opowiadał o swojej rodzinie, w której przyszło na świat dziecko. Matka je porzuciła, bezradny ojciec nie radził sobie z opieką. Może to właśnie jest uśmiech losu do was? Przyjeżdżajcie! Załatwimy adopcję ze wskazaniem - mieli usłyszeć od właścicielki pensjonatu.

Na początku grudnia zobaczyli dziecko. - Była strasznie zaniedbana - opisuje Mirella, którą spotykamy w sądzie. - Nigdy w życiu nie daliśmy jej rodzicom żadnych pieniędzy ani podarunków - kategorycznie twierdzą małżonkowie.

- Jak zobaczyłam to maleństwo, to postanowiłam, że jej pomożemy. Jakie by tam miała życie? - dodaje Mirella J.

Kiedy rodzice podpisali u notariusza oświadczenie, że zrzekają się praw do dziecka, państwo J. zaczęli załatwiać wszystkie sprawy związane z powrotem do Polski. Zrezygnowali z pracy, kupili dom w Darłowie, Walter J. znalazł pracę przedstawiciela handlowego, a Mirella zaczęła opiekować się dzieckiem.

Była euforia, jest rozpacz
- I tak miało być. Przynajmniej tak wtedy myśleliśmy. Jest jednak inaczej - podsumowują kilkumiesięczną euforię, a potem rozpacz po odebraniu im dziecka. W marcu Ewcia trafiła do rodziny zastępczej. Nie zobaczą jej do czasu, aż nie wyjaśnią się wszystkie sprawy: karna i dotycząca pozbawienia praw rodzicielskich.

- Postanowiliśmy, że spróbujemy walczyć o naszą Ewcię, którą zdążyliśmy już pokochać - twierdzą niedoszli rodzice.

Skąd podejrzenia o handel? Pech chciał, że w czasie, kiedy Ewcia trafiła pod opiekę szczęśliwych opiekunów, Paweł S. zaczął jeździć starym fordem wartym około trzech tysięcy złotych. Przypadek? A może to za część pieniędzy za dziecko? - zastanawiali się zapewne ci, którzy wiedzieli o przekazaniu małej.

- Przecież to ten wujek z Darłowa skierował Niemców do nas. Ja nie wziąłem za dziecko żadnych pieniędzy. No bo ile? Trzy tysiące złotych? - denerwuje się ojciec dziewczynki. - Chciałem tylko, żeby miała dobrze. Obiecali ją kochać. Zapewnić dobre życie i umożliwić nam kontakty z nią. Gdzie by miała lepiej. Ona nie nadaje się na matkę - wskazuje na partnerkę.

- No chyba nie - przytakuje kobieta.

Teraz błąka się po obcych
- Chciałem, żeby dziecko uniknęło tułaczki, a co je spotkało? - denerwuje się Paweł S. Państwo J. w sądzie próbowali uzyskać prawo opieki nad małą Ewcią.

- Płakałam, jak ją zabierali. Od marca jej nie widzieliśmy, ale się nie załamujemy. Może ją odzyskamy, bo przecież czy o to chodzi, żeby się błąkała po obcych, skoro my jesteśmy? - zastanawia się Mirella J.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna