Czy to matka zabiła swoje 12-letnie, niepełnosprawne dziecko?

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Coraz więcej wskazuje na to, że to 43-letnia Elżbieta M. stoi za makabrycznymi wydarzeniami z poniedziałku, w wyniku których zginęła zarówno ona, jak i jej 12-letni syn. Jednak zarówno policja, jak i prokuratura nie wykluczają żadnej wersji wydarzeń. Mają jednak sporo poszlak wskazujących na to, że kobieta wszystko zaplanowała, nie chcąc dalej żyć i samotnie wychowywać niepełnosprawnego umysłowo syna.

Znalazła ich koleżanka
Ich ciała znalazła w poniedziałkowe popołudnie koleżanka z pracy Elżbiety, zaniepokojona nieobecnością kobiety w firmie. W mieszkaniu denatki jej oczom ukazał się przerażający widok.

- Zawiadomiła około godziny 14 naszego dyżurnego o znalezieniu dwóch wiszących zwłok - relacjonuje st. sierż. Ewelina Szlesińska, oficer prasowy łomżyńskiej policji. - Była to 43-letnia kobieta i jej 12-letni syn.

Ich ciała zawisły na szalikach. Pętle zostały zrobione własnoręcznie. Teraz przed policją i prokuraturą stoi kwestia wyjaśnienia, jak i dlaczego do tego doszło. Jeszcze we wtorek prokuratura nie chciała wykluczyć żadnej wersji, mimo że przed około południa obyła się już sekcja zwłok.

- Na szyjach znaleziono ślady typowe dla tzw. bruzd wisielczych - tłumaczy Maria Kudyba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łomży. - Śmierć obojga mogła więc wystąpić w wyniku powieszenia. Nim poznamy ostateczną odpowiedź na pytanie co do okoliczności tych wydarzeń, będziemy musieli sprawdzić szereg ich potencjalnych wersji.

Prokuratura sprawdza m.in. czy doszło do ewentualnego zabójstwa, czy też samobójstwa, ale popełnionego za czyjąś namową. Ze wstępnych oględzin, jakie wykonywali mundurowi wynikało, że nic nie wskazuje, aby oprócz nich ktoś był podczas całego zajścia.

Matka wszystko zaplanowała?
Więcej przemawia za wersją, że wszystko rozegrało się między matką i synem. W tej sytuacji mało prawdopodobne wydaje się to, że 12-letni, mocno upośledzony chłopiec, sam decyduje się na odejście z tego świata i zawiązuje sobie pętlę na szyi. Kobieta mogła mu w tym "pomóc". W dodatku czyniąc to w sposób ewidentnie planowany. Mieszkanie było starannie wysprzątane. A zarówno matka, jak i syn mieli na sobie stroje wyjściowe, niemal odświętne.

Podczas przeszukania policjanci znaleźli zapiski kobiety, z których może wynikać, że przymierzała się do odebrania sobie życia. Jedynym realnym powodem byłaby w jej przypadku pogarszająca się z dnia na dzień sytuacja finansowa. Nieoficjalnie wiadomo, że wisiało nad nią widmo eksmisji.

Sąsiedzi kobiety i mieszkańcy całej okolicy byli wczoraj w szoku. Elżbieta M. i syn mieszkali w jednym z bloków wybudowanych ledwie trzy lata temu przy ul. Porucznika Łagody. To okolica zamieszkała przeważnie przez młode małżeństwa na dorobku, gdzie ludzie się słabo znają.

- Rano wychodzę i wieczorem wracam, więc rzadko ją widywałem - przyznaje sąsiad z tego samego piętra. - Nawet o całej tej tragedii dowiedziałem się dopiero następnego dnia. A co mogę o niej powiedzieć? Naprawdę niewiele, poza tym że wydawała się spokojną kobietą i nigdy nie sprawiała tu nikomu problemów.

- No na razie jest to szok, że tak blisko takie tragedie się zdarzają - mówi sąsiadka z klatki. - Znaliśmy się co prawda tylko z widzenia, ale wydawała się sympatyczną osobą. Nie wiedziałam, że ma dziecko, bo nigdy nie widziałam tego chłopca.