MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Doniósł do CBA na szefów, teraz sam odpowie przed sądem

Izabela Krzewska
Może mieć teraz kłopoty.

Były dyrektor oddziału Agencji Rynku Rolnego w Białymstoku najpierw doniósł do CBA na swoich szefów, a teraz sam stanie przed sądem. Andrzej S. dwukrotnie, zdaniem prokuratury, zatrudnił w placówce osoby wskazane przez warszawskich prezesów ARR. Konkursy "ustawiane" były tak, aby zwyciężali w nich protegowani centrali. Polecenia przekazywane były telefonicznie.

- Za przekroczenie uprawnień oskarżonemu grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności - powiedział Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Do sądu właśnie trafił akt oskarżenia w tej sprawie.

Rolnicy potrzebują... historyka

Zdarzenia miały miejsce w kwietniu i czerwcu 2008 r. Zakończone przed paroma dniami śledztwo przeciwko Andrzejowi S. jest jednym z wątków postępowania przeciwko byłemu i obecnemu prezesowi centrali ARR. Bogdan T. i Władysław Ł. są oskarżeni od marca br. Obaj nie przyznają się do winy. Twierdzą, że nie wywierali nacisków, a żadna kontrola nie wykazała nieprawidłowości w procesie rekrutacji.

Innego zdania jest prokuratura. Śledztwo ujawniło, że Bogdan T. wielokrotnie dzwonił do Andrzeja S. z poleceniem zatrudnienia "jego człowieka" na stanowisku specjalisty w sekcji administracji.

Jednocześnie groził mu wyrzuceniem z pracy, jeśli nie wykona polecenia. Podobna sytuacja była w przypadku stanowiska zastępcy dyrektora w białostockim oddziale ARR. Tyle, że tym razem zatrudnienie "zalecał" Władysław Ł. Domagał się od Andrzeja S. zwolnienia dotychczasowego pracownika lub stworzenia dodatkowego etatu. Dyrektor spełnił polecenie. Protegowany - Marek T. otrzymał posadę starszego referenta, a już po miesiącu awansował na głównego specjalistę.

Prokuratura zauważyła, że w wymaganiach konkursowych (w okresie objętym zarzutami) znalazło się posiadanie wyższego wykształcenia lub średniego z rocznym doświadczeniem zawodowym.

Tymczasem w ARR z reguły preferowane jest wykształcenie rolnicze, prawnicze lub administracyjne. Nie wykluczone więc, że wymagania dostosowano do kwalifikacji osób, które miały wygrać konkurs. Dzięki temu stanowisko referenta otrzymał Marek T., który ma wykształcenie wyższe, ale... jest historykiem.

Oskarżony bał się zwolnienia

Andrzej S. nie przyznał się do winy. Twierdzi, że wykonywał jedynie polecenia służbowe szefów. Podczas ich procesu, w którym jest oskarżycielem posiłkowym, zeznał, że uległ naciskom w strachu przed utratą pracy.

- W przeciwnym wypadku, zareagowałbym inaczej, powiadamiając wcześniej organy ścigania - mówił.
Zrobił to, ale dopiero po prowokacji dziennikarskiej w programie telewizyjnym "Teraz My". Dwa lata temu ujawniono nagranie rozmowy telefonicznej Andrzeja S. z osobą, powołującą się na znajomości w resorcie rolnictwa. Dyrektor miał jej obiecać załatwienie pracy w Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Szepietowie.

Po tym skandalu Andrzej S., zawiadomił CBA o praktykach swoich szefów. Sam zaś stracił stanowiska dyrektora białostockiego oddziału ARR i wiceprzewodniczącego sejmiku wojewódzkiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna