Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy wdowiec był proboszczem, w bazylice się działo

azda
To żaden skandal! Księdzem i proboszczem może być wdowiec. Akurat ten trafił na burzliwy okres w historii. W 600-letniej historii bielskiej bazyliki spokojnych czasów było niewiele. O losach świątyni i odwiedzających jej królach opowiedział ks. prałat Ludwik Olszewski.

W ubiegłym tygodniu w bielskiej bazylice odbyło się niecodzienne spotkanie zorganizowaneane przez Fundację Ochrony Dziedzictwa Ziemi Bielskiej. Związane było z promocją kolekcjonerskich znaczków turystycznych, m.in. z wizerunkiem bazyliki.

Przy okazji spotkania ks. prałat Ludwik Olszewski wygłosił wykład o ciekawej i burzliwej historii tej świątyni oraz osób z nią związanych, a wśród nich królów, książąt, biskupów, prymasów.

Jak opowiadał duchowny, historia bazyliki sięga około 600 lat wstecz.

Według historyków parafia i świątynia w Bielsku istniała już w 1430 roku. Tak jak większość podlaskich parafii uposażona była przez księcia Witolda. Niektóre świątynie na Podlasiu mają jeszcze dłuższą historię. I co do naszej świątyni jest też taki przekaz Ignacego Kapicy-Milewskiego, rejenta archiwum grodzkiego brańskiego. Na niego powołuje się też Zygmunt Gloger. Według nich w Bielsku była świątynia wybudowana jeszcze przez króla Władysława Jagiełłę po chrzcie Litwy w 1386 r. Może nie była to świątynia parafialna, ale świątynia. Znane są nawet imiona pierwszych proboszczów: Hieronim, Chwalisław, Klemens, Stanisław i Maciej.

O Macieju można powiedzieć więcej. Był to budowniczy drugiej świątyni. Na miejscu poprzedniej, która przetrwała 106 lat, w 1492 roku Maciej zbudował okazały kościół w stylu bazylikowym. Nazywał go nawet bazyliką. Był on drewniany, miał 3 nawy (szersze niż dzisiejsze). Przy kościele istniała szkoła, plebania z ogrodem, dom wikariuszy i stawy, które istnieją do dziś. Na prośbę ks. Macieja Wielki Książę Litewski Aleksander Jagiellończyk - jeszcze zanim został królem Polski - potwierdził witoldowe uposażenie i dołożył coś od siebie na utrzymanie kościoła. Dokument został wystawiony w Wilnie przed Bożym Narodzeniem w roku wybudowania kościoła. Konsekracja nastąpiła rok później.

Po 14 latach w Bielsku był już przytułek dla biednych, zwany szpitalem, a przy nim kaplica nazywana kościołem św. Marcina. Prawdopodobnie imię patrona zostało wybrane ze względu na proboszcza, ks. Marcina, który ów szpital z kaplicą wybudował przy obecnej ul. Kazimierzowskiej. Ks. Marcin był lekarzem króla Zygmunta Starego. Monarcha mówił o nim „mój umiłowany lekarz”.

Parafia była odwiedzana przez dostojników, w 1521 r. wizytował ten szpital nuncjusz papieski. W 1535 roku Bielsk odwiedziła królowa Bona. Wyposażyła kościół i księży, których od tej pory miało być pięciu. Kościół otrzymał miano prepozytury, czyli kościoła kolegialnego. Jego proboszcz - prepozyt - jeździł do Krakowa i innych sławnych miejscowości na obrady i synody. Ta świątynia wytrwała ponad 180 lat. W czasie potopu szwedzkiego została zdewastowana. Spłonęła m.in. kopuła, a jeden z kapłanów, prawdopodobnie wiceprepozyt, zginął. Prepozyt ks. Krzysztof Opacki przebywał wówczas w dworku w Pulszach. Okres jego probostwa był bardzo burzliwy, zresztą jego życie również. Był to bowiem podwójny wdowiec. Dopiero po śmierci drugiej żony i odpowiednim uposażeniu dzieci wstąpił w stan kapłański. Jako bielski proboszcz nie miał lekko, bo trafił na okres najazdów tatarskich, Rakoczego i potopu szwedzkiego. W testamencie przekazał sporą kwotę na odbudowę świątyni.

W 1764, po czterech latach budowy, wzniesiono trzecią drewnianą świątynię. Ufundował ją nowy prepozyt bielski Jan Małachowski, również wdowiec. Był to człowiek bogaty, referendarz królewski ze sławnego rodu. O jego pozycji może świadczyć choćby fakt, iż na jego zaproszenie Boże Narodzenie w Bielsku spędził król Jan II Sobieski i Marysieńka. Niedługo po tym jak zbudował kościół w Bielsku, ks. Jan został biskupem chełmskim, a później arcybiskupem krakowskim. Ze względu na zmianę proboszcza kościół konsekrowano dopiero po 4 latach. Po ks. Janie parafię przejął zakonnik z Francji, który musiał świątynię przebudować. Jednak nie doczekał konsekracji. Przygotowywał ją już jego następca z tego samego zakonu. Ten z kolei w ostatniej chwili zrezygnował i wrócił do Francji. Po miesiącu lub dwóch ich następca, ks. Mikołaj Tomisławski, ostatecznie kościół konsekrował. Był on zbudowany na planie krzyża, miał aż siedem ołtarzy, z czego cztery mieściły się w wydłużonym prezbiterium.

Jeszcze zanim nadszedł czas wybudowania czwartej murowanej świątyni, Jan Klemens Branicki wyremontował kościół. Zafundował nowe ołtarze, podniósł kościół i osadził go na fundamencie o wysokości półtora łokcia, co miało zapobiec gniciu dyli. Przygotował też trzy komory grobowe oraz murowany sklepiony korytarz. Istnieją one do dziś, ale korytarz kończy się na wysokości pierwszych ław w kościele. Dalej jest zasypany, bo sklepienie się zawaliło. Podczas wylewania posadzki został on zamurowany. W podziemiach były też dwa kanały odwadniające. Jeden wychodził spod okna, drugi z frontonu kościoła. Oba szły w kierunku ulicy i do dziś widać miejsce gdzie się łączyły - to krąg tuż przy kościele. Od tego miejsca szedł tunel odwadniający aż do stawów. Gdy budowano plebanię, został on uszkodzony w kilku miejscach.

- Gdy odnawiałem stawy, znaleźliśmy ten kanał, ale w połowie odległości od stawu do nowej plebani był zamulony - wspomina ks. Olszewski.

W 1783 r., dwa, trzy lata po zbudowaniu ratusza, zbudowano czwarty murowany kościół. Jego fundatorką była Izabela Branicka, siostra króla Augusta Poniatowskiego i wówczas już wdowa po Janie Klemensie Branickim. Inicjatorem budowy był ks. biskup Jan Szyjkowski. Przed budową stary kościół rozebrano, a jego elementy, m.in. ołtarze, złożono w parafialnych stodołach. Miały one zostać wykorzystane w nowym kościele. Pozyskano wspaniałego projektanta z Warszawy - Szymona Bogumiła Zuga. Projekt kościoła jak na tamte czasy był super nowoczesny - neoklasycystyczny. Wzorowano go na wybudowanym 4 lata wcześniej kościele św. Filipa w Paryżu. Bielska świątynia jest jednak niższa i ma obniżoną kopułę, bo w czasie budowy okazało się, że teren jest zbyt podmokły. Zresztą i tak w czasie budowy frontowa ściana zaczęła pękać.

- Do dziś to pęknięcie istnieje i każdy proboszcz przestrzega następcę, iż musi coś zrobić, bo kościół się rozpadnie - podkreśla ks. Ludwik. - Ale od 200 lat nic złego z tym się nie dzieje.

Wewnętrzne elementy kościoła wykonano z drewna. Drzewa na to przekazał król Stanisław Poniatowski z królewskiej Puszczy Białowieskiej. To z nich są wykonane kapitale nad kolumnami, ogromne bele i gzymsy. Niektórzy pisali, że i kolumny są drewniane, ale te są murowane, w podziemiach zachowały się nawet cegły z ich budowy.

W czasie murowania kościoła zdarzyło się nieszczęście. Wybuchł pożar, który strawił m.in. kościół i zakon karmelitów, i wszystkie budynki w stronę bazyliki, w tym także stodoły z elementami starego kościoła. Tylko niektóre rzeczy udało się uratować i do dziś są one w bazylice. Między innymi niewielki (80 cm wys.) obraz Matki Bożej Bolesnej i obraz świętego Dominika, który prawdopodobnie jest fragmentem większego obrazu Matki Bożej Różańcowej. Na tego typu obrazach przedstawiona jest Matka Boża, do której św. Dominik wyciąga rękę, na zachowanym jest tylko święty wyciągający rękę. Spłonęły stare ołtarze. Budowa nowych zajęła kilkanaście lat. Dopiero po jej zakończeniu, w 1796 roku, kościół został konsekrowany.

To nie koniec tej historii. O tajemnicach, których rąbek uchyla ks. Olszewski, napiszemy w kolejnych numerach „Nowin”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna