Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak złapać ducha

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Ducha na zdjęciu można wyczarować przy użyciu... dymu z papierosa lub parującej cieczy, np. filiżanki gorącej kawy. Przedziwne efekty fotograficzne dają też włosy umieszczone tuż przed obiektywem.
Ducha na zdjęciu można wyczarować przy użyciu... dymu z papierosa lub parującej cieczy, np. filiżanki gorącej kawy. Przedziwne efekty fotograficzne dają też włosy umieszczone tuż przed obiektywem.
Na tajemnicze zjawy można zapolować. Trzeba jednak mieć specjalne urządzenie - Ghost Radar. Kosztuje 200 dolarów.

Fotografia Brązowej Damy z Raynham Hall w Anglii to jedno z najlepszych i najbardziej przekonujących zdjęć postaci nie z tego świata. Zdjęć duchów, których nie da się wytłumaczyć żadnymi, nawet cyfrowymi sztuczkami, jest znacznie więcej.

Puste oczodoły

Według legendy, Brązowa Dama jest duchem Lady Dorothy, żony brytyjskiego polityka z pierwszej połowy XVIII w., Charlesa Townshenda - człowieka o dosyć gwałtownym usposobieniu i okrutnym sercu. Kiedy Charles dowiedział się, że żona go zdradza, uwięził ją w rodowej posiadłości, nie pozwalając nawet na widywanie się z dziećmi. Dorothy, która zmarła w podeszłym wieku, do śmierci nie opuściła już Raynham Hall.

Zdjęcie jej zjawy świadczy o tym, że i po śmierci rezydencja stała się jej więzieniem. Przez ponad dwa stulecia widywana była, jak błąka się po obszernym budynku. Np. na początku XIX wieku zobaczył ją nocujący w Raynham król Jerzy IV. Opowiadał, że kobieca postać w brązowej sukni stała przy jego łóżku, z bladą twarzą i włosami w nieładzie.

Na jej ducha natknął się też w 1835 roku pułkownik Loftus, który spędzał tam Boże Narodzenie. Późną nocą, gdy udawał się do swej komnaty, spotkał postać w brązowej sukni, która na jego widok nagle zniknęła. Zobaczył ją ponownie kilka dni później. Ku swemu przerażeniu odkrył, że zjawa ma puste oczodoły.

Kilka lat później spotkanie z Brązową Damą przeżył pisarz, kapitan Frederick Marryat. Spotkał ją na schodach, niosła zapaloną latarnię. Wyglądała tak diabolicznie, że przerażony wymierzył do niej z pistoletu, ale kula przeniknęła przez jej ciało i utknęła w ścianie.

Najbardziej znaczące spotkanie z Brązową Damą miało miejsce 19 września 1936 r. Dwóch fotografów, kapitan Provand i Indre Shira, dla magazynu "Country Life" robiło zdjęcia mebli w zabytkowej rezydencji. W pewnym momencie Shirze wydało się, że widzi jakiś mglisty kształt na schodach. Wystrzelił flesz. Kiedy zdjęcie było gotowe, ukazała się na nim świetlista, zakapturzona postać. "Country Life" opublikował zdjęcie 26 grudnia 1936 r.

Duch Tulipanowych Schodów

Ze schodami wiąże się też inne niezwykłe zdjęcie. W 1966 r. Ralph Hardy, emerytowany duchowny z White Rock w Kolumbii Brytyjskiej, fotografował eleganckie spiralne schody (znane jako "Schody Tulipanowe") w Queen's House, należącym do Narodowego Muzeum Morskiego w Greenwich w Anglii. Kiedy robił zdjęcie, klatka schodowa była pusta. Po wywołaniu ukazała się demoniczna figura, która jakby z wysiłkiem podciągała się po schodach, trzymając się oburącz poręczy. Negatyw badali liczni eksperci i zgodnie stwierdzili, że negatyw jest autentyczny i nie miały miejsca żadne manipulacje.

W tym mającym już przeszło 400 lat Queen's House nieraz słyszano odgłosy kroków. Widywana była też figura bladej kobiety, która w szaleństwie wycierała krew u podstawy schodów. Podobno 300 lat temu sprzątaczka tego domu została zrzucona ze schodów...

Oszustwo łatwe do stwierdzenia

Nie każde zdjęcie ducha jest dowodem na manifestację bytu nieziemskiego. Często rzekome fotografie duchów powstają na skutek wady aparatu, szczególnego odbicia światła, albo świadomych manipulacji - szczególnie łatwych w epoce fotografii cyfrowej i możliwości, jakie daje komputerowa obróbka zdjęć.

Efekt "ducha" może dać plama lub wilgoć na soczewkach aparatu. Wystarczy rozpylić np. spray do nosa! Świecącego ducha możemy wyprodukować, robiąc zdjęcie z fleszem, jeśli przed soczewką aparatu umieścimy kawałek folii celofanowej. Niezwykłe zjawiska można dorysować, używając programu graficznego, a potem dodać efekt świecenia.

Jednym z najprostszych materiałów do wyczarowania nieziemskich manifestacji jest dym papierosowy lub parująca ciecz, np. filiżanka gorącej kawy. Przedziwne zjawiska fotograficzne dają włosy umieszczone przed obiektywem czy też zwykła nić. Skuteczne są także zabawy z migawką. Wydłużenie czasu pracy migawki powoduje, że przemieszczające się przed aparatem obiekty zostają rozmyte. To wszystko łatwo można zbadać.

Co jednak, gdy na zdjęciu uwieczniona zostaje postać, której nie było widać w fotografowanym miejscu, a ekspertyzy nie wykazują śladów ingerencji? Kiedy wielebny K.F. Lord w 1963 roku robił zdjęcie ołtarza w swoim kościele, wnętrze świątyni było zupełnie puste, a wokół nie działo się nic niezwykłego. Ze wzniesioną w 1870 roku budowlą nigdy nie wiązały się żadne tajemnice, ani nie doświadczano tam niewytłumaczalnych zjawisk.

Po wywołaniu kliszy okazało się jednak, że obok ołtarza stoi półprzezroczysta, niesamowita postać w habicie. Znawcy fotografii na pierwszy rzut oka nie mieli wątpliwości: jawne fałszerstwo. Przebieraniec i podwójna ekspozycja przy wykonywaniu zdjęcia. Niezależne ekspertyzy wykluczyły jednak jakiekolwiek majstrowanie przy fotografii. Analizy wykazały natomiast, że widmo miało aż 2,7 metra wysokości...

Freddy na własnym pogrzebie

W 1975 roku sir Victor Goddard, emerytowany oficer RAF, po raz pierwszy opublikował grupowy portret szwadronu Goddard, który podczas I wojny światowej stacjonował na pokładzie HMS Deadalus. Zdjęcie zrobiono w 1919 roku i pozornie nie ma w nim nic nadzwyczajnego - kilka rzędów umundurowanych amerykańskich lotników; wszyscy wpatrzeni w obiektyw. Kiedy jednak dobrze się przyjrzeć fotografii, w ostatnim rzędzie, zza głowy trzeciego od lewej pilota, wychyla się nieco rozmazana twarz. Koledzy jednak rozpoznali ją bez cienia wątpliwości - to Freddy Jackson, mechanik. Problem w tym, że zdjęcie zrobiono po jego... pogrzebie.

Jackson został zabity przez śmigło samolotu dwa dni wcześniej. Pilot, za którym stanął duch, jeszcze tego samego dnia zginął podczas lotu bojowego.
19 października 1995 roku w Shropshire doszczętnie spłonął blisko stuletni budynek Wem Town Hall. Wśród wielu gapiów obserwujących pożar był Tony O'Rahilly, który robił zdjęcia, stojąc po drugiej stronie ulicy. Jakież było jego zdziwienie, gdy na jednym ze zdjęć, wśród morza ognia, ujrzał wyraźną, choć miejscami przezroczystą postać małej dziewczynki stojącej w drzwiach.

Nikt ze świadków pożaru nie widział w palącym się budynku żadnego człowieka. Nikt, ani dziecko, ani dorosły, nie zginął podczas pożaru. Wiadomo natomiast, że w 1667 r. potworny ogień strawił większą część miasta. W zapiskach historycznych znalazły się hipotezy, że przez przypadek ogień podłożyła mała Jane Chum, która paliła świecę na drewnianym poddaszu. Legenda głosi, że jej duch nawiedzał tereny od wieków i był widziany przez wielu różnych świadków. Badania negatywu, na którym utrwalono zdjęcie dziewczynki w płonącym domu, nie wykazały żadnych śladów manipulacji.

Kobieta z Bachelor's Grove

Cmentarz Bachelor's Grove ma sławę jednego z najbardziej nawiedzonych miejsc pochówku w USA. Ten mały cmentarzyk, ulokowany tuż pod lasem Rubio Woods niedaleko Chicago, byłby miejscem dawno zapomnianym, gdyby nie fakt, że wiązało się z nim ponad sto doniesień o rozmaitych niewytłumaczalnych zjawiskach.

Świadkowie mówili o widmach, dziwnych dźwiękach i jarzących się kulach światła. Sprawę postanowiło przeanalizować Towarzystwo Badania Zjawisk Paranormalnych.

10 sierpnia 1991 r. kilku członków tego stowarzyszenia było na cmentarzu. Mari Huff robiła czarno-białe zdjęcia szybką kamerą, pracującą w podczerwieni, w miejscu, gdzie grupa ludzi za pomocą sprzętu elektronicznego badała dziwne anomalie. Na cmentarzu byli tylko badacze. Po wywołaniu zdjęć, na jednym z nich ukazała się młoda, ubrana w staromodną białą sukienkę kobieta, siedząca na nagrobku. Na fotografii wyraźnie widać, że fragmenty jej ciała są częściowo przejrzyste. W Bachelor's Grove widywano również inne zjawy: sylwetki mnichów oraz jarzącego się na żółto ducha mężczyzny.

Wszystkie te zdjęcia powstały przypadkiem, ale na duchy można też zapolować świadomie. Trzeba jednak dysponować aparaturą, która pozwala stwierdzić ich obecność. Wykrywacz duchów, zwany Ghost Radar, wyprodukowała japońska firma Solid Alliance. Kosztujące ok. 20 tysięcy jenów (ponad 200 dolarów) urządzenie, od maja 2006 roku jest w sprzedaży.

Aparat łączy się z komputerem za pomocą portu USB i, wedle zapewnień producenta, wykrywa anomalie typowe dla objawień istot z tamtego świata - zmiany magnetyczne i gwałtowne skoki temperatury. Sygnalizuje je dźwiękiem i miganiem czerwonych światełek. Wystarczy wtedy uruchomić sprzęt fotograficzny i w zrobionym materiale wypatrywać zabłąkanych w naszym świecie zjaw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna