Katastrofa w Smoleńsku: Moskwa kazała sprowadzić prezydenckiego tupolewa.

Jak podało Radio Zet, kontroler lotów z wieży na smoleńskim lotnisku Siewiernyj, ppłk Paweł Plusnin informował przełożonego: "No tak powiedzieli, cholera, sprowadzać na razie". Po chwili samolot z polskim prezydntem na pokładzie zaczął podchodzić do lądowania. Rosjanie składali meldunki komuś z góry: "Towarzyszu generale, do trawersu podchodzi. Wszystko włączone, i reflektory na dzień, wszystko włączone". Z wieży kontrolnej zostało przeprowadzonych 13 rozmów telefonicznych, głównie z Moskwą i Twerem. Jednak jak informuje Radio Zet, Edmund Klich: " oprócz tego są inne rozmowy, wchodzi generał na stanowisko kierowania i płk Mikołaj Kransokucki (dowódca smoleńskiego lotniska) mu melduje, słychać rozmowy przez telefony komórkowe".

Ta rozmowa została zatajona przez Rosjan, w raporcie z katastrofy nie było o niej mowy. Jak poinformowało Radio Zet, pułkownik Klich powiedział, że: "Sytuacja na wieży kontrolnej była bardzo zbliżona do tej z kabiny tupolewa. Gdyby tam decyzje podejmowali ci, którzy powinni, bez żadnych "nacisków" czy presji psychicznej, to prawdopodobnie i w samolocie podjęto by inną decyzję".

Do tej pory nie wiadomo co działo się w kontroli lotów, ani ile osób tam przebywało. Wiadomo, że byli tam ppłk Paweł Plusnin oraz mjr Wiktor Ryżenko. Według raportu to nie oni zdecydowali, że samolot ma lądować.

Jak napisał dziennik "Super Express", skąd wiadomo o tej rozmowie, Jerzy Miller nie chce mówić, ale najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu zostaną ujawnione szczegóły. Minister spraw wewnętrznych dodał, że: "To nie był przypadkowy lot przypadkowego samolotu z przypadkowymi pasażerami. I mnie żadne wykręty formalne nie interesują. Jeżeli zapraszam gościa, to dbam o jego bezpieczeństwo nie dlatego, że mnie kodeks do tego zmusza, tylko dlatego, że takie są reguły w cywilizowanym kraju".