MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kochają się, chcą być razem, ale on jest w Polsce nielegalnie

Urszula Bisz
Kamil jest ślicznym i spokojnym dzieckiem. Justynie do szczęścia brakuje tylko tego, by bez obaw mogła wziąć ślub z ojcem swego synka.
Kamil jest ślicznym i spokojnym dzieckiem. Justynie do szczęścia brakuje tylko tego, by bez obaw mogła wziąć ślub z ojcem swego synka.
Poznali się w pracy. On był kucharzem, ona kelnerką. Na początku byli znajomymi, potem przyjaciółmi. Teraz poza miłością łączy ich syn, trzymiesięczny Kamil.

To właśnie po jego urodzinach Justyna i Ali postanowili "wziąć się za bary z formalnościami" - zalegalizować swój związek i pobyt mężczyzny w Polsce. Ali mieszka bowiem w Białymstoku nielegalnie. W każdej chwili grozi mu deportacja. Musiałby wówczas zostawić rodzinę.

Był tu legalnie, ale z inną kobietą
Ali mieszka w Polsce od ponad dziewięciu lat, ale od pięciu nielegalnie. Przyjechał tu z Pakistanu z żoną, białostoczanką, z którą wziął ślub w swoim rodzinnym kraju. Ma z nią 10-letniego syna. W 2004 roku jednak jego związek skończył się, a wraz z uzyskaniem rozwodu, wiza Aliego przestała obowiązywać. Od tej pory mieszka w Białymstoku nielegalnie.

- Gdy Ali rozwiódł się, byliśmy jeszcze znajomymi - opowiada Justyna. - Starałam się mu pomóc zostać legalnie w kraju. Poszłam z nim razem do ówczesnego wojewody, ale ten potraktował nas z góry i niechętnie. Omal mnie nie wyprosił, mimo tego, że byłam tam, bo Ali mówił jeszcze bardzo mało po polsku. Mało też rozumiał. Wojewoda powiedział, że nie interesuje go, czy mój obecny partner ma w Polsce syna czy nie. Jak chce być legalnie w naszym kraju, to niech sobie jedzie do Pakistanu i tam załatwia formalności.

Nie może się bronić
Ali nie wyobraża sobie jednak, by mógł stąd wyjechać. Tu mieszka ze swoją ukochaną kobietą Justyną i ich maleńkim synkiem. Parze jest bardzo ciężko, ponieważ nie mogą się wspólnie pokazywać w miejscach publicznych. Ali ma bardzo ciemną karnację, przez co budzi niezdrowe emocje przechodniów. Gapią się na niego, zaczepiają, wyzywają. On zaś nawet nie może wezwać policji, ponieważ funkcjonariusze mogliby sprawdzić jego dokumenty. Wówczas wydałoby się, że jest on w Polsce nielegalnie. Musi więc unikać miejsc publicznych i starać się nie reagować na zaczepki. Gdyby doszło do bójki z jego udziałem, oznaczałoby to jedno: konieczność opuszczenia Polski i rodziny.

- Proszę go, by wracał do domu jak najkrótszą drogą, by starał się nie prowokować grupek młodych ludzi, którzy stoją blisko naszego bloku - opowiada Justyna. - Staramy się nie pokazywać za często publicznie. Gdy wychodzimy z bloku, to od razu biegiem do samochodu lub taksówki. Robimy szybko zakupy i wracamy do domu. Proszę partnera, żeby po zmroku nie palił na balkonie, bo nawet to jest pretekstem do zaczepek okolicznej młodzieży. W jego kierunku lecą wyzwiska, zdarzyło się nawet, że kamienie. Boję się, że kiedyś powybijają nam szyby w oknach.

Kolejnym utrudnieniem jest to, że Ali nie może podjąć nawet pracy, by zarobić na utrzymanie rodziny. Nikt przecież nie może zatrudnić obcokrajowca, który w Polsce jest nielegalnie. To paradoksalna sytuacja, zwłaszcza, że Pakistańczyk ma bardzo dobry fach. Jest kucharzem z wieloletnim doświadczeniem. Zanim trafił do Polski, przez siedem lat pracował w tym zawodzie w Niemczech.

Teraz, żeby zarobić, od czasu do czasu pomaga znajomym za niewielką odpłatnością. Swego czasu miał spore oszczędności, które przeznaczał na wydatki swoje i bliskich. Te jednak szybko zaczęły znikać, zwłaszcza gdy na świecie pojawił się Kamil. Małe dziecko to, jak wiadomo, duże wydatki.

Chcą wziąć ślub, ale się boją
Teraz zaś muszą się liczyć z kolejnymi kosztami. Przy pomocy "Współczesnej" i studentów Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku para postanowiła zalegalizować pobyt Aliego w Polsce. Pomoc jest nieodpłatna, ale załatwianie formalności związane jest z wyjazdami do Warszawy.

- Żeby zdobyć zgodę na pobyt tolerowany w Polsce, trzeba mieć podstawy do tego - tłumaczy Jolanta Gadek, rzecznik prasowy wojewody podlaskiego, który może wydać zgodę na pobyt tolerowany. - Jedną z podstaw w tym przypadku mogłoby być posiadanie dziecka w naszym kraju. Inną podstawą byłby ślub.
To jednak wcale nie będzie takie proste, bo choć Justyna i Ali kochają się i chcą wziąć ślub, boją się, że może się on dla nich zakończyć tragicznie.

- Dzwoniłam do kilku urzędów stanu cywilnego, ale wszędzie mówili mi, że w związku z tym, iż mój partner jest nielegalnie w Polsce, na ślub zostaną wezwani funkcjonariusze straży granicznej - mówi Justyna. - A dla nas byłoby to jednoznaczne z rozstaniem.

Stosy papierów na drodze
Zanim będą mogli wziąć ślub, Ali musi załatwić sporo formalności. Przede wszystkim musi mieć dokumenty poświadczające jego tożsamość. Ma paszport, ale ten podczas nielegalnego pobytu przekroczył termin ważności. Dlatego kilka dni temu para pojechała wspólnie do Warszawy, do ambasady pakistańskiej. Tam złożyli wniosek o wydanie nowego dokumentu. Na paszport będą musieli jednak poczekać około dwóch miesięcy, ponieważ ambasada w tej sprawie zwróci się do władz w Islamabadzie. Stamtąd też ma przyjść akt urodzenia mężczyzny.

To jednak wciąż za mało. Ali musi mieć jeszcze poza tym zaświadczenie o zdolności prawnej do zawarcia związku małżeńskiego. Urzędnik stanu cywilnego bez tego nie będzie miał bowiem pewności, czy Pakistańczyk w swoim rodzinnym kraju nie ma innej żony.

Przed Justyną i Alim jeszcze wiele przeciwności i formalności, ale jest też wielka miłość. Uczucie między nimi po pięciu latach związku jest nadal bardzo mocne. Widać to, gdy do siebie mówią, patrzą sobie w oczy, uśmiechają się. Mimo że boją się deportacji, postanowili zrobić coś ze swoim życiem. Podjęli próbę zalegalizowania pobytu Aliego.

Dlatego skontaktowali się z "Gazetą Współczesną". Liczą, że dzięki naszej pomocy ich historia zakończy się podobnie, jak innej pary, której losy opisywaliśmy - innych mieszkańców Białegostoku: Marty Wiśniewskiej i Ormianina Artura Nargizjana. Pisaliśmy o nich wiosną. Tuż przed Wielkanocą Artur Nargizjan został zatrzymany przez policję. Przez ponad dwa miesiące był zamknięty w ośrodku dla uchodźców. Groziła mu deportacja do Armenii - kraju, z którego wyjechał, gdy miał kilka lat. Dzięki staraniom żony i wielu ludzi dobrej woli oraz decyzji wojewody podlaskiego został w Białymstoku. Teraz jest już z rodziną - żoną Martą i dwójką dzieci - 5-letnim Kubą i 2-letnią Julką.

Justyna i Ali też na taki happy end liczą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna