MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych: Na prochach

Konrad Kruszewski
Przyznanie się do tego, że startowało się w wyborach prezydenckich nie będąc w pełni świadomym tego, co się robi, świadczy o tym, że prezes ciągle musi być na jakichś dopalaczach.

Największym lizusem minionego tygodnia okazał się poseł Halicki z PO. To duża sztuka w rywalizacji z politykami PiS-u, którzy do tej pory z łatwością tę konkurencję wygrywali. Nikt bowiem tak jak oni nie potrafił wylizywać pewnej części ciała swojemu prezesowi.

A tu proszę, Halickiemu się udało! Powiedział on w jednym wywiadzie, że w PO źle się dzieje, bo Donalda Tuska otacza grupa lizusów. Konsternacja! W PO pierwszy raz ktoś powiedział coś złego o premierze! Zdumienie niebywałe.

Najbardziej zdumiony okazał się sam poseł Halicki, bo zdaje się, że nie bardzo był poczytalny na rozumie, kiedy swoje poglądy wygłaszał. Kiedy do niego to dotarło, kiedy zrozumiał sam, co powiedział, a stało się to już następnego dnia, to bardzo szybciutko mianował Tuska na Mojżesza. Powiedział, że premier jest taki dzielny i proroczy, jak sam Mojżesz, który przeprowadza naród przez Morze Czerwone do zielonej wyspy.

Czyli, jak widać, polizał jak się patrzy! Po czymś takim nawet papier toaletowy jest zbędny. Dotychczas porównań mojżeszowych używał jedynie sam Wałęsa i to tylko w stosunku do siebie, bo nikt inny nie był przecież tego godny.

Stara prawda głosi, że w demokracji siła władzy wynika z siły opozycji. Jeżeli macie Państwo wrażenie, że władza w Polsce gnuśnieje, a ja mam takie wrażenie (lizus Halicki jest objawem takiego gnuśnienia), to jedną z przyczyn jest słabość opozycji. Premier Tusk wręcz powiedział, że w tej chwili nawet nie ma z kim w Polsce przegrać wyborów i miał rację. Największa partia opozycyjna rozpoczęła chocholi taniec wokół krzyża i tańczy w tym miejscu nadal, mimo, że krzyż dawno im już prezydent zabrał. Etatowi obrońcy gdzieś się rozleźli, nawet dyżurny aktor Bulski przepadł i tylko prezes Kaczyński razem ze swoim towarzystwem tańcuje, ogłaszając wszem i wobec, że z powodu zabrania tego krzyża, on nie poda Tuskowi i Komorowskiemu ręki.

Jak się dobrze przyjrzeć, to w Polsce jest coraz mniej osób, również w PiS-ie, którym prezes zgodzi się rękę podać.

Ostatnio prezes Kaczyński udzielił licznych wywiadów, w których zjechał swój były sztab wyborczy od stóp po głowy. A w jednym z tych wywiadów wyznał rzecz niebywałą. Przyznał, że przez całą kampanię jechał na prochach i w związku z tym nawet nie wie, kto mu tę kampanię taką kiepską uczynił. - To za mnie wymyślono kampanię. Byłem w potwornym szoku po śmierci brata. Musiałem brać bardzo silne leki uspokajające, co też miało skutki - powiedział. Znaczy: Ktoś mu kazał zakończyć wojnę polsko-polską, ktoś mu kazał gadać z telewizora do Ruskich słowami przyjaźni. A on to robił, bo po tych prochach był bezwolny. Ponieważ wiadomo, kto Kaczyńskiemu robił kampanię - Kluzik-Rostkowska z Poncyliuszem (zbieżność z Poncjuszem nieprzypadkowa), pozostaje ustalić, kto prezesowi te prochy podał. Bo przecież nie mógł ich wziąć sam dobrowolnie! To musi wyjaśnić komisja Macierewicza! Zaraz po tym, jak ustali winnych tragedii smoleńskiej. Coś mi się wydaje, że będą to ci sami winni - Tusk razem z Komorowskim i Ruskimi.

Przyznanie się do tego, że startowało się w wyborach prezydenckich nie będąc w pełni świadomym tego, co się robi, świadczy o tym, że prezes ciągle musi być na jakichś dopalaczach. Jest to bowiem rzecz niebywała w świecie demokratycznym, w którym kandydat powinien udowodnić, że jest osobą poczytalną. W demokracjach to się sprawdziło. Poczytalni lepiej się na prezydenta nadają od niepoczytalnych. Nie jest też ogólnie przyjęte, aby osoby mające kłopoty z trzeźwym oglądem rzeczywistości kandydowały. Prezydentura jest funkcją zbyt poważną, żeby miały ją obejmować osoby znajdujące się w stanie wskazujący na branie prochów. I żadna tragedia osobista nie może być usprawiedliwieniem, kiedy na szali stawia się los prawie 40-milonowego państwa.

Kaczyński z pewnością nie zdaje sobie sprawy z tego, co swoim wyznaniem uczynił. Po czymś takim można już tylko z polityki odejść. Teraz bowiem każdy, nie tylko jeden Palikot, będzie miał prawo zapytać, czy przypadkiem prezes się czegoś nie nałykał. A w przypadku kandydowania na jakiś urząd zażądać od niego zaświadczenia lekarskiego.

Wracając do władzy silnej siłą opozycji, stawiam pytanie retoryczne: Czy taki Jarosław Kaczyński jest w stanie zmobilizować premiera do czegokolwiek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna