Pan Zygmunt usłyszał w słuchawce, że do 87-letniej matki powinien wezwać księdza, bo pogotowie nic już tu nie pomoże.
Ksiądz nie był potrzebny
W zeszły czwartek około 4.30 nad ranem tego mieszkającego w podolsztyńskim Barczewie mężczyznę zaniepokoiło, że jego mama jeszcze nie wstała z łóżka. Kobieta o tej porze udawała się zawsze do łazienki, a syn jej w tym pomagał.
- Wszedłem do pokoju, a ona nieprzytomna, złapałem więc za telefon - opowiada Żelaźnicki. - Zaraz potem przeżyłem szok.
Po usłyszanej od dyspozytorki diagnozie Żelaźnicki na wszelki wypadek zawołał księdza, ale pojechał również po lekarza rodzinnego. A w sobotę pani Eugenia powróciła do rodzinnego domu w Dąbrowie-Cherubinach (gm. Czyżew). Teraz mieszka u syna Eugeniusza.
- Mama zawsze mówiła, że chciałaby być pochowana w rodzinnych stronach, a ostatnie wydarzenia jej o tym przypomniały - tłumaczy pan Zygmunt.
Sama pani Eugenia niewiele pamięta z wydarzeń zeszłego tygodnia. Ale z uśmiechem zaznacza, że księdza jeszcze nie potrzebuje. Mimo nękających ją chorób, czuje się dobrze.
Z dyżurki do karetki
Dyspozytorka, z którą rozmawiał Zygmunt Żelaźnicki, otrzymała naganę i została przesunięta do zespołu wyjazdowego.
- Ta pani jest licencjonowanym ratownikiem i pielęgniarką z dużym stażem, ma wysokie kwalifikacje, ale rzeczywiście popełniła błąd - tłumaczy Marek Myszkowski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Olsztynie. - Powinna wysłać karetkę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?