Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<I>Kulesz odszedł, ale to nie znaczy, że policjanci przestaną spiskować, bo</I>

<B>Jolanta Gadek</b>
W spory policjantów z woj. podlaskiego w ciągu ostatnich czterech lat były angażowane nie tylko Komenda Główna Policja czy MSWiA, lecz także lokalne samorządy, prawosławna władze kościelne czy wreszcie Rzecznik Praw Obywatelskich. "Opozycjoniści" osiągnęli jeden z celów: ze stanowiska komendanta wojewódzkiego odszedł komendant Jan Kulesz. Końca knowań i spisków jednak nie widać, raz wprawioną w ruch maszynę trudno jest zatrzymać...

Znamy już nazwisko nowego szefa podlaskiej policji. Sprawdziły się przypuszczenia naszych informatorów, został nim pierwszy zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie, podinsp. Adam Mularz. Od kilku dni przygotowywane było jedno ze służbowych policyjnych mieszkań. Stało się jasne, że nowy szef podlaskiej policji musi być spoza Białegostoku....
Wiadomo jednak, że nowy komendant łatwej pracy mieć nie będzie. Czeka na niego wiele nierozstrzygniętych problemów.
A miało być tak pięknie...
Inspektor Jan Kulesz ma 50 lat, w policji przepracował prawie 31 lat. Służył kolejno w Sokółce, Siemiatyczach, dawnym ZOMO czyli dzisiejszym Oddziale Prewencji, był szefem wydziału prewencji a następnie szefem Ośrodka Szkolenia Policji w Białymstoku. Trafił tam po tym, jak ówczesny szef białostockiej policji, inspektor Tadeusz Serwatko pozbył się go z komendy wojewódzkiej upatrując w nim konkurenta do komendanckiego stołka. W tym samym czasie z komendy wojewódzkiej odejść musiała żona Kulesza. Znalazła pracę w białostockiej komendzie miejskiej, gdzie pracuje od dziś. Kulesz, wymieniany wśród kandydatów na szefa białostockiej policji, po odejściu Serwatki (na stanowisko oficera łącznikowego polskiej policji na Białorusi) nie awansował od razu. Szefowanie policyjnej szkole wyszło mu jednak na dobre. Była to dobra trampolina do ubiegania się o stanowisko szefa podlaskiej policji w konkursie ogłoszonym w 1999 roku, po wejściu w życie reformy policji sprzężonej z reformą administracyjną Polski. Kulesz wygrał konkurs pokonując insp. Zbigniewa Makucha, policjanta z Elbląga, który przez dwa lata przygotowywał białostocką policję do reformy...
Większość policjantów z białostockiej komendy wojewódzkiej i komend szczebla powiatowego było zadowolonych z faktu, że władzę objął Kulesz. Był on postrzegany jako "prawdziwy gliniarz", "osoba znająca się na policyjnej robocie" i wreszcie "swój" - w przeciwieństwie do "spadochroniarzy", czyli Makucha i Serwatki wywodzącego się z Warszawy. Już po niespełna roku euforia jednak opadła. Okazało się bowiem, że interesy wielu naczelników i "szarych eminencji" , jak po cichu nazywano niektórych funkcjonariuszy piastujących funkcje związkowe, naczelników utrzymujących bliskie kontakty z podlaskimi wpływowymi politykami czy różnymi osobistościami z kościelnego kręgu, są ze sobą sprzeczne. Kulesz - nawet gdyby chciał - nie byłby w stanie zaspokoić wszystkich żądań. Okazało się również, że miał swoją wizję rządzenia, która w niektórych punktach okazała się zupełnie "niezjadliwa" dla wielu oficerów. Kontrowersje kadrowe wzbudziły takie decyzje personalne, jak choćby mianowanie na szefa Ośrodka Szkolenia Policji Jarosława Mroczko, trenera judo. Ten ogólnie lubiany, znany sportowiec i trener kierował placówką, w której uczono nowo przyjętych do pracy policjantów przepisów i zasad służby patrolowej, sam zaś nigdy nie wykonywał typowo policyjnej pracy.
Bój o miejską
Jednym z policjantów, który nie narzekał na awans Kuleszy, ale po kilku miesiącach musiał pożegnać się ze służbą, był mł. insp. Józef Dyszkiewicz, szef białostockiej komendy miejskiej. Po kontroli przeprowadzonej na polecenie komendanta wojewódzkiego Dyszkiewicz postanowił odejść na emeryturę. Rozgorzał bój o schedę po nim. Chętnych było kilku naczelników z komendy wojewódzkiej, Kulesz jednak powołał na to stanowisko szefa hajnowskiej komendy powiatowej, mł. insp. Stanisława Pawlika.
- Zaletą dla Kulesza było to, że Pawlik był spoza białostockich układów - Dyszkiewicz miał zbyt dużo kontaktów w środowisku białostockich polityków, samorządowców, biznesmenów. Inni ubiegający się o ten stołek tworzyli mniejsze lub większe koterie z innymi naczelnikami, prokuratorami. Pawlik był nie był nigdzie "podczepiony"...
Ten sam klucz obowiązywał przy zmianach kadrowych w terenie. Odchodzili policjanci wybrani w konkursach, zastępowały ich osoby lojalne wobec szefa.
Policja - kuźnią kadr?
Po mniejszych lub większych konfliktach z "wojewódzkim" i wpadkach dyscyplinarnych ze stanowiskami pożegnali się niemal wszyscy komendanci szczebla powiatowego wyłonieni podczas konkursów - szef łomżyńskiej komendy miejskiej, szef powiatówki w Mońkach, Bielsku Podlaskim, Sejnach, Kolnie, Sokółce.
Szefowie najróżniejszych agencji ochroniarskich zacierali ręce. Dyszkiewicz został szefem ochrony hipermarketu "Liroy Merlin", naczelnik wydziału kadr KWP - Marian Iglicki - szefem białostockiego oddziału Agencji Ochrony "Purzeczko" (nawiasem mówiąc jego zastępcą jest były komendant komisariatu I w Białymstoku). W ochronie hipermarketu "Auchan" zatrudnienie znalazł Mirosław Kotelczuk, szef Oddziału Prewencji. Tacy byli, ustosunkowani policjanci to prawdziwy skarb dla prywatnych firm. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że w wielu przypadkach zanim jeszcze któryś z komendantów czy naczelników napisał raport o odejście ze służby, już otrzymywał propozycję pracy. W sumie w ciągu ostatnich czterech lat zmienili się niemal wszyscy naczelnicy w komendzie wojewódzkiej - od "pege", kryminalnego, "dochodzeniówki" i Inspektoratu poczynając, a na wydziale postępowań administracyjnych czy transporcie kończąc.
Wyniki i afery

W Komendzie Głównej Policji tyle, co przez ostatnie cztery lata, nie mówiło się o podlaskiej policji chyba nigdy. Po raz pierwszy od niepamiętnych lat znalazła się ona w czołówce komend wojewódzkich. Poprawiła się wykrywalność, zahamowano wzrost liczby przestępstw. W ogólnopolskich konkursach dla policjantów prewencji "Turniej Par Patrolowych" oraz konkursie dla przewodników psów służbowych podlascy policjanci zajmowali pierwsze miejsca. Dostawali medale za ratowanie osób tonących czy ratowanie z ognia ofiar pożarów, zatrzymywali najwięcej osób na gorącym uczynku popełnienia przestępstwa. Dostawali nagrody za wykrywanie bulwersujących opinię publiczną zbrodni i likwidację zorganizowanych grup przestępczych, działających nie tylko na terenie woj. podlaskiego, ale i całej Polski. Jednocześnie coraz szerszym strumieniem do komendy głównej docierały anonimy i skargi. Policjanci wyznania prawosławnego skarżyli się, że są szykanowani. Tej skardze niektórzy prawosławni policjanci zawdzięczają awans, inni pozostanie na stanowisku. Tak naprawdę wszyscy wiedzą, że żadnego szykanowania z powodu religii nie było, a cała sprawa była efektem rozgrywek personalnych. Kolejne kontrole z KGP przeprowadzono po wycieku do "Nie" zdjęć białostockiego księdza podejrzanego o usiłowanie zabójstwa dwojga małżonków. Prokuratura oskarżyła o ten czyn technika z białostockiej komendy miejskiej, ale wzajemnym oskarżeniom i podejrzeniom nie było końca. Wiele osób usiłowało upiec przy okazji swoją pieczeń. Były też inne "afery" - związkowcy oskarżyli jednego z naczelników o nagrywanie ich spotkania, policjanci z komendy miejskiej w Łomży poskarżyli się, że są molestowani seksualnie przez jednego z policjantów. Była jeszcze sprawa plagiatu pracy dyplomowej związkowca z tej samej komendy, podejrzenia, że naczelnik z bielskopodlaskiej komendy "kryje" miejscowego oszusta gospodarczego, oskarżenia związkowców o utrudnianie działalności związkowej przez szefa białostockiej komendy miejskiej, zniknięcie 1,7 kg amfetaminy z sejneńskiej komendy powiatowej czy wreszcie skargi białostockich policjantów do Rzecznika Praw Obywatelskich na łamanie praw pracowniczych i afera z fałszowaniem statystyk programu 15x5. Kontrola wykazała, że w ok. 250 przypadkach w białostockich komisariatach zakwalifikowano przestępstwa jako wykroczenia. Prokuratury w Sokółce i Hajnówce w ramach prowadzonych postępowań postawiły zarzuty dwóm policjantom i byłemu komendantowi z II KP, szefowi KP I i ostatnio - szefowi KP III. Mówi się, że zarzuty otrzymałby również komendant "czwórki", ale nie doczekał wyników kontroli. Zmarł w pracy na zawał serca.
W międzyczasie policjanci wieszali się, strzelali do siebie, wdawali się w bójki, brali łapówki, zatruli się czadem z niesprawnego pieca, pili na służbie...
Przecieki i wycieki
Związkowcy utrzymują, że w sprawie tzw. afery ze statystykami wszystkiemu są winni szefowie białostockiej komendy miejskiej i Kulesz. To, że ten ostatni złożył raport o odejście ze stanowiska uważają za swój sukces i efekt ostatniej kontroli przeprowadzonej przez KGP, oczekują dalszych zmian personalnych. On sam twierdzi, że odchodzi, gdyż nabył prawa emerytalne i ma dość szarpaniny. Komendanci komisariatów uważają natomiast, że postawione zarzuty są "śmieszne". Niektórzy mając dość wszystkiego odeszli na emeryturę, inni zapowiadają, że chętnie staną przed sądem i wykażą absurd zarzutów. Konflikt jest szeroko relacjonowany w mediach. Dziennikarze stali się osobami, u których zwykli policjanci poszukują informacji o tym, co dzieje się "na górze". Nie bez przyczyny - od trzech lat do białostockiej prasy regularnie "wyciekają" dokumenty różnego rodzaju i informacje, których celem jest dyskredytowanie poszczególnych osób.
- Mechanizm jest prosty - wyjaśnia jeden z policjantów. - Podpadł ci komendant - kradniesz broń, wynosisz tajne dokumenty, czatujesz i donosisz jak wypije...
Cena za komendantowanie jest wysoka. Były komendant "dwójki", któremu zarzucono niedopełnienie obowiązków służbowych, czyli niewłaściwy nadzór nad naczelnikiem dochodzeniówki, przechodzi załamanie nerwowe, jest w depresji. Z tego, że odszedł z pracy niewątpliwie cieszą się białostoccy przestępcy. J.G. przez lata był szefem pionu kryminalnego, znał z imienia i nazwiska wszystkich białostockich oszustów i złodziei. Wielu sam zatrzymał, ma czarny pas karate. Co by o nim nie mówić, to bardzo doświadczony policjant, który mógł pracować jeszcze wiele lat.
Abstrahując od tego, kto ma w tym wszystkim rację - czy związkowcy, czy komendanci - opisane sytuacje świadczą o tym, w jakich warunkach pracują podlascy policjanci. Jednym z głównych zajęć jest obecnie liczenie lat pracy i spekulowanie, ile czasu uda się jeszcze pochodzić w mundurze. Coraz trudniej znaleźć jest także chętnych na stanowiska szefów białostockich komisariatów czy komend powiatowych. Bo jak wskazuje praktyka - komendantem się bywa. I to w warunkach białostockich - dość krótko....

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna